Nic o piłce, nic o sporcie. Ostrzegam.
*
Kilka rzeczy jest niezmiennych, zdecydowanie nie tylko śmierć i podatki. Na przykład to, że w grudniu zapełniają się kościoły – bo Święta. A w styczniu znowu się zapełniają – bo poświąteczne pogrzeby.
Rok w rok świąteczno-noworoczne serwisy informacyjne naszpikowane są wzmiankami o kolejnych ofiarach. Piesi na pasach, piesi obok pasów, kierowcy na czerwonym, kierowcy na zielonym, młode byczki gnające przez miasto z jednym promilem, starsi wąsacze turlający się poboczem z dwoma promilami. Dżesiki wsiadające do starych golfów lokalnych Brajanów, Janusze z resztkami barszczu na wąsach, księża, księgowi, policjanci, rolnicy, adwokaci. Cała najebana Polska. LPG, benzyna, olej, piwo, wódka, wino, whisky. Do wyboru, do koloru.
Giną ludzie. Cały czas. Niewinni. Idący do rodzin, wracający z mszy, zmierzający do pracy. Nie mam wrażenia, że istotnie, systemowo się z tym walczy. Za rok znowu będzie to samo: miks alkoholu i prędkości, zakończony wbiciem w maskę matki trojga dzieci. Będzie wyrok, będzie rozpacz rodzin ofiary i sprawcy, będzie żal. A potem powtórka – w innym mieście z udziałem innych osób.
Samochód niewłaściwie użytkowany może być narzędziem zbrodni – co przecież widzieliśmy na przykład w Nicei albo Berlinie. Nieodpowiedzialny człowiek z dostępem do auta może być bardziej niebezpieczny niż nieodpowiedzialny człowiek z dostępem do noża. A jednak nie stawiamy znaku równości. Mówimy o „wypadkach”. Dla mnie wypadek jest wtedy, gdy wpadniesz w poślizg na zakręcie, a nie wtedy, gdy po pijaku trzymasz się kierownicy. Wtedy jesteś w zasadzie gorszy od terrorysty – bo terrorysta w coś jednak wierzy (jest idiotą, ale jednak w coś wierzy), a ty rozpierdalasz życie innym i sobie, ponieważ zapomniałeś, że alkohol i auto to kiepskie połączenie. On idiota z głową pełną bzdur, tylko idiota z głową pustą jak wczorajsza flaszka.
Gdybym miał w Polsce cokolwiek do powiedzenia, np. był premierem, to zadawałbym sobie pytanie: co mogę zmienić w tym względzie? Ale tak naprawdę zmienić, bo zaostrzenie kontroli drogowych to półśrodek. Byłoby mi wstyd przed rodzinami, które tracą bliskich. Kolejnych i kolejnych. Czułbym się odpowiedzialny.
Na naszych drogach trwają wyścigi trzeźwych z pijanymi. Tymczasem ludzie dyskutują o tym, że ktoś w Kolonii w Sylwestra złapał kobietę za dupę i tam to dzicz, nie to co u nas, pełna kulturka, zapraszamy. No to ja wam powiem, że jednak bym się zamienił – wziąłbym cały ten pakiet nicejsko-berlińsko-koloński, a oddał w zamian pijaną swołocz w samochodach. Bo jakoś tak mam, że wolałbym, żeby moją żoną złapał za tyłek uchodźca, niż rozgniótł o latarnię sąsiad.
To jest naprawdę głupawe – ciągle gadamy o terrorystach w innych krajach, a nie zwracamy uwagi, że więcej osób regularnie ginie na polskich drogach. Wymyślamy, jak się przed terroryzmem obronić, a jednocześnie śmierć na drodze tak nam spowszedniała, że przestała robić wrażenie. Jak ktoś wsiadł pijany do auta, ale się nie rozbił – to w zasadzie nie ma problemu. A dla mnie pijany, który się nie rozbił, jest jak gość z bombą, któremu rozłączyły się kabelki przed detonacją.
Chciałbym usłyszeć od polityków, co mają zamiar zrobić, by pijany baran nie rozjechał mojej rodziny – za miesiąc, za rok, za dziesięć lat. Bo to co robią do tej pory, nie działa. Zwłaszcza, że nie robią nic.
*
– Jeżdżę szybko, ale bezpiecznie – odpowiada większość osób na pytanie, jaki styl jazdy preferuje. Jeśli miałbym scharakteryzować samego siebie za kółkiem, też tak właśnie bym powiedział: – Jeżdżę szybko, ale bezpiecznie… Oczywiście wiem, że bezpiecznie tylko do momentu, w którym się okaże, że jednak niebezpiecznie, a wtedy już będzie za późno. Jestem taki jak wszyscy.
Ale nawet jeśli jadę powyżej dozwolonej prędkości, zaraz mam na tylnym zderzaku kogoś, kto chce jeszcze szybciej. I on też ma kogoś na zderzaku. I tamten trzeci – też ma.
A potem wszyscy spotykamy się na światłach.
Czy dałoby się mnie zmienić? Sprawić, żebym jeździł wolniej? Dałoby się. Czy bym się z tego cieszył? Nie, ale bym się przyzwyczaił.
Nie rozumiem, dlaczego fotoradary w Polsce są oczojebnie oznakowane. Kiedyś zarzuciłem ten temat na Twitterze i przekonywano mnie, że działają prewencyjnie. Nie mają zarabiać, ale mają sprawić, aby ludzie zwolnili. No tak, można się w ten sposób oszukiwać. Można też oznaczyć chodnik napisem „okolica ściśle monitorowana, wszelkie rozboje należy przeprowadzać 100 metrów dalej”. Tak, wówczas w tym konkretnym miejscu zapewne byłoby bezpieczniej.
Fotoradary powinny być wszędzie i powinny być ukryte. Rany, zapłaciłbym majątek. 100 złotych pierwszego dnia, 100 drugiego, 100 trzeciego… No, dziesiątego już może nie. Dziesiątego dnia bym się nauczył. A dwudziestego to już na pewno.
Ludzie pisali mi: – Przecież gdyby fotoradary były ukryte, to byśmy wydawali majątek na mandaty!
Nie, tylko przez pierwsze dziesięć dni. Albo dwadzieścia. Przez pierwsze 2000 złotych. Potem byśmy się nauczyli. Bo chyba o to chodzi, by jeździć z przepisami wszędzie, a nie tylko momentami. Teraz pruję Puławską i zwalniam przy jednym wielkim fotoradarze, a potem 50 metrów dalej znowu gaz do dechy. Robię to, by nie zapłacić, ale jaki w tym sens? Na czym polega wzrost bezpieczeństwa?
We Francji na autostradzie wszyscy jadą 130 na godzinę. Bo nawet nie wiesz, kiedy i skąd ci coś błyśnie. Wszyscy równiutko – 130. Nigdy na polskiej autostradzie nie jechałem tak wolno.
Potrzebna jest reforma, która nauczy całe pokolenia przepisowej jazdy. Na teraz, na jutro, na rok 2030. Potrzebna jest weryfikacja ograniczeń drogowych i wprowadzenie takich wartości, które faktycznie oddają realia – a nie jakieś durne 50 km/h na trzypasmowej, prostej Puławskiej. Bo szaleńcza jazda bierze się też z tego, że nikt nie patrzy na znaki, bo patrzeć nie warto. Informują cię one tylko, jakiego mandatu możesz się spodziewać, jeśli cię złapią, a nie tego, że dla twojego własnego dobra warto zdjąć nogę z gazu. Nafaszerowanie głupimi ograniczeniami polskich dróg przynosi odwrotny skutek. Dlatego ktoś rozsądny powinien przeprowadzić reformą dwuetapową – sprawdzić, jakie ograniczenia mają sens i na nowo je stworzyć oraz wyznaczyć sposób karania za ich łamanie. Jestem skłonny sam sobie zrobić na złość i płacić te mandaty z poukrywanych tysięcy fotoradarów, aż się nauczę – bo to też dla mojego dobra. Nie chcę następnego roku zaczynać od pogrzebu.
A pijani – bez prawa jazdy dożywotnio i z karą więzienia za ponowne kierowanie pojazdem, nawet na trzeźwo. Są dni, że nawet populistyczny pomysł z konfiskatą aut przestaje mi się wydawać populistyczny.
KRZYSZTOF STANOWSKI