Górnik Zabrze jest niewątpliwie rewelacją tej rundy, ale też niewątpliwie wielu obserwatorów ekstraklasy zadawało sobie pytanie, kiedy ekipa Brosza spuchnie. Później ta zagadka ewoluowała, zamiast „kiedy”, w zdaniu pojawiało się „czy”, przecież zabrzanie pasować nie chcieli, regularnie kosili krajową konkurencję. Jednak w grudniu jakby coś się zacięło – jeszcze Wisła została pokonana, ale Lechia zmusiła Górnika do podziału punktów, a Arka wzięła dla siebie cały łup. Dwie porażki z rzędu? To się jeszcze Górnikowi nie zdarzyło i porażka z Cracovią byłaby znakiem, że paliwa zaczęło brakować, tym bardziej że przecież zabrzanie u siebie jeszcze nie przegrali. I cóż, kontrolka na desce rozdzielczej ekipy Brosza chyba się świeci, gdyż Cracovia zabiera do domu komplet oczek.
Szczerze mówiąc, byliśmy zaskoczeni postawą przyjezdnych, bo chwilkę temu dostali po głowię od Wisły, a tutaj zaczęli mecz, jakby nic się nie stało. Wysoko, odważnie, bez kunktatorstwa i błagania o bezbramkowy remis. Co prawda nie przynosiło to przez pewien czas specjalnie groźnych sytuacji pod bramką Loski, bo za taką trudno uznać niecelne uderzenie Hernandeza, ale pozwalało ekipie Probierza z optymizmem spoglądać w przyszłość tego meczu. To się potwierdziło w 28. minucie – Piątek uderzył, Loska odbił ten strzał dobrze, zgodnie z fachem do boku, ale zabrakło asekuracji (zaspał Kurzawa) i piłkę na pustaka dobił Fink. Chwilę później obrona gospodarzy znów się pogubiła, poszła wrzutka ze stałego fragmentu, Karwot główkował tak, jakby był snajperem Cracovii i zmusił Loskę do drugiej kapitulacji.
Górnik dzisiaj nie przekonywał. Wciąż był mocny przy stałych fragmentach, strzał Kądziora został szczęśliwie zablokowany, zgranie Suareza o mały figiel nie dotarło do napastników, raz Wilk musiał interweniować, ale właśnie, ten jeden koń nie był w stanie zawieźć gospodarzy do zwycięstwa. Brakowało akcji z gry, prostopadłych podań Kurzawy do Angulo i Wolsztyńskiego, aktywnego Kądziora z boku boiska. Co bowiem zapamiętamy z ofensywnej gry Górnika, gdy zapomnieć o wrzutkach ze stojącej piłki? Głównie pudło Matuszka z trzech metrów i tyle.
Cracovia w drugiej połowie się wycofała, chciała dowieźć to 2:0 do końca i pozwoliła Górnikowi główkować nad wyrównaniem. Gdyby więc zatrzymać mecz w – załóżmy – 75. minucie i powiedzieć przyjezdnym, że swoje prowadzenie podwoją, pewnie sami by w to nie uwierzyli. A jednak – najpierw Wieteska nabił wślizgiem Hernandeza i piłka zaskoczyła Loskę, potem Suarez sprokurował rzut wolny, wyleciał z boiska za drugą żółtą kartkę, natomiast „Pasy” po ładnej kombinacji ustaliły wynik meczu na 4:0.
To jest jednak ekstraklasa – Cracovia po porażce 1:4 jedzie do Górnika, który u siebie jeszcze nie przegrał i wygrywa czwórką. To może być jednak też odpowiedź o przyszłość zabrzan w rundzie wiosennej, bo gdy dziś brakowało Wolniewicza i Koja, było ciężko, machina te ubytki odczuła. Co się więc stanie, gdyby Górnikowi zabrać zimą jeszcze ważniejsze ogniwa?
[event_results 389403]
Fot. FotoPyk