Reklama

Piłkarze słabi, kibice jeszcze gorsi. Wisła niszczy Cracovię w derbach

redakcja

Autor:redakcja

14 grudnia 2017, 00:07 • 4 min czytania 58 komentarzy

Derby rządzą się swoimi prawami – wyświechtane, ale jakże prawdziwe w tym przypadku. Wisła bez trenera (jedynie z tymczasowo posadzonym na ławce Radosławem Sobolewskim), z problemami wypadającymi z każdej klubowej szafy, a ostatnio i z mediów, za to Cracovia z zasianymi i podlanymi przez Michała Probierza ziarnami. Jak zwykle w takim przypadku, typy typami, prawdopodobieństwo prawdopodobieństwem, a piłkarze robią swoje.

Piłkarze słabi, kibice jeszcze gorsi. Wisła niszczy Cracovię w derbach

Żeby od początku było to rewelacyjne widowisko – no, nie powiemy. Wisła jakby chciała trochę bardziej, Cracovia natomiast była dokładniejsza, lepiej przygotowana do tego meczu. I nic dziwnego, w końcu ma trenera, który jest w niej od długiego czasu, czyli… kilku miesięcy. Ale jak na ekstraklasę – to ewenement. Generalnie na murawie nie działo się nic specjalnego. Za to powiemy wam, że prawdziwe show zaczęło się od trybun. I o mały włos – na nich by się skończyło.

Otóż piłkę w narożniku ustawił sobie Carlitos. Pewnie chciał dośrodkować głęboko w pole karne, chociaż to tylko przypuszczenia. Natomiast przeszkadzały mu w tym lecące w jego kierunku przedmioty. Oprócz tego, żeby dokładnie trafić w piłkę, musiał myśleć, aby samemu nie zostać trafionym. I tak, dość pośpiesznie, dograł piłkę na bliższy słupek, gdzie Malarczykowi uciekł Marcin Wasilewski. A „Wasyl” – tutaj w sumie zero zaskoczenia – swoim firmowym wślizgiem wepchnął piłkę do bramki. 1:0, gol z dedykacją dla idiotów próbujących „upolować” Carlitosa.

Obrona Cracovii nie zdążyła jeszcze wstać po gongu, a Wiślacy zaatakowali ponownie. Brożek zagrał miękko w pole karne, Imaz fenomenalnie opanował piłkę głową, potem ułożył sobie ją na nogę i futbolówka trafiła do bramki, po drodze przelatując między nogami bramkarza. Dwa gole do szatni.

Wolimy nawet się nie domyślać, co w przerwie swojemu zespołowi zafundował Probierz, ale zakładamy, że chciał zrobić im z zaplecza jesień średniowiecza. Co najmniej. Radosław Sobolewski słynie z tego, że mówi mało, za to dziś jego piłkarze (niektórzy wręcz – jego koledzy) rozmawiali ze sobą językiem piłki. Nie trzeba było słów. Bo Wisła doskonale pojęła, o co chodzi w futbolu. Kwiecistej odpowiedzi się nie spodziewajcie, chodzi o jedno, kluczowe słowo. Gol. Najważniejszy w piłce jest gol, a Wisła chciała świętować kolejne. Tak też zrobiła. Od razu dołożyła trzeciego, znów za sprawą duetu Imaz-Brożek. Entuzjazm w szeregach „Białej Gwiazdy” wręcz wybuchł, niestety, podobnie było na trybunach…

Reklama

Naszym zdaniem absolutnie każdy kibic piłkarski i nie tylko powinien utożsamiać się z hasłem „dumny po zwycięstwie, wierny po porażce”. A ultrasi Cracovii postanowili, że przedłużą tortury swoim ulubieńcom czy też „ulubieńcom” i postarają się, żeby stadion opuścili jak najpóźniej. Po godzinie gry na murawę poleciały race. Mecz przerwany, dla bezpieczeństwa piłkarzy sędzia zarządził zejście do szatni. Czekanie na to, czy z trybun polecą jeszcze race czy jednak zebrani na nich ludzie się opanują trwało prawie 20 minut.

Kiedy piłkarze wrócili do gry, spiker ogłosił decyzję sędziego, że wystarczy jeszcze jedna raca na murawie, a towarzystwo będzie mogło się rozejść, natomiast Wisła dostanie walkower. Po kilku sekundach mieliśmy powtórkę z dość ubogiej rozrywki. Ponownie wielkie racowisko, choć już bez rzucania świecidełkami na boisko. Jeśli jednak komuś wydawało się, że fani Pasów się opamiętali, grubo się pomylił. Pod sam koniec spotkania zaczął się regularny ostrzał sektora gości, na który zezwierzęcenie jest zdecydowanie zbyt delikatnym określeniem (więcej piszemy TUTAJ).

Jedynym plusem wcześniejszej przerwy w grze był czas dla Michała Probierza na przemyślenie, co powiedzieć na konferencji pomeczowej. Ewentualnie na wysłanie kogoś do ogrodniczego po nowe nasiona, bo ze starych plonów się już chyba nie zbierze. Po powrocie na murawę obie drużyny grały, jakby chciały już tylko dotrwać do końca meczu. Jedni – rozpocząć zabawę, drudzy – jak najszybciej wrócić do swoich domów i iść spać albo po ludzku pierdolnąć whisky. Chociaż więcej entuzjazmu widzieliśmy w poczynaniach Wisły. Carlitos nie mógł sobie odmówić takiej okazji i dorzucił czwartą bramkę, absolutnie przepiękną. Bezpośrednio z wolnego, w okienko.

Na powtórkę z derbów Zagłębia Ruhry nie było szans. Kiedy zastanawialiśmy się, czy profesor Janusz Filipiak wytrzyma ciśnienie i przełknie blamaż w derbach na własnym stadionie (zwłaszcza patrząc na ostatnie chore trendy panujące w naszej lidze), gola honorowego wcisnął Michał Helik. W kontekście ewentualnej gwałtownej reakcji właściciela Cracovii, chce się powiedzieć: całe szczęście. Natomiast tymczasowy trener Wisły Radosław Sobolewski misję może uznać za wykonaną.

[event_results 388274]

fot. 400mm.pl

Reklama

Najnowsze

Komentarze

58 komentarzy

Loading...