– Był bardzo konserwatywny. Być może klub trochę go w pewnym momencie przerósł – mówi w dzisiejszym Przeglądzie Sportowym Marzena Sarapata. To nie dało się dojść do takich wniosków 11 miesięcy temu?
FAKT
Dziś w prasie dużo pomeczowych tekstów. Postaramy się wam ich oszczędzić i wyłuskać samo mięso. Na start – tekst o Flavio Paixao, który ma łeb do interesów.
Skrzydłowy Lechii już wie, co będzie robił po zakończeniu kariery piłkarskiej. – Działam w nieruchomościach. To taka odskocznia od piłki i zabezpieczenie na przyszłość. Kariera piłkarza trwa zbyt krótko, żeby nie być przygotowanym na nowe życie. Ja jestem. to bezpieczny biznes, który daje poczucie stabilności – mówi Faktowi Flavio Paixao (33 l.). Interes Portugalczyka kwitnie w najlepsze. – Kupiłem kilka apartamentów w Portugalii. W Lizbonie, Sesimbrze i Setubal. Wypożyczam je turystom na wakacje. Czekam na turystów z Polski, którzy zawsze są mile widziani – uśmiecha się Paixao.
Robert Lewandowski może sobie dziś postrzelać.
Dzisiaj Lewandowski zmierzy się z najgorszym zespołem Bundesligi – 1. FC Koeln. Drużyna z Kolonii w piętnastu kolejkach zdobyła trzy punkty, nie wygrała jeszcze meczu i ma najgorszą defensywę w niemieckiej ekstraklasie. Trudno o korzystniejsze warunki dla najlepszego napastnika Bundesligi. Wynik inny niż zwycięstwo z ostatnim zespołem tabeli będzie wielką sensacją. – Robert zagra w podstawowym składzie. W sobotę mógł odpocząć, teraz wystąpi od pierwszej minuty. Jestem przekonany, że kibice znowu będą z niego zadowoleni – zapowiedział na przedmeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec Bayernu Jupp Heynckes (72 l.).
GAZETA WYBORCZA
Dziś jako główny temat zapowiedź derbów Krakowa.
Ligową rzeczywistość odzwierciedlają wyniki obu krakowskich drużyn. Dwa miesiące temu nikt o zdrowych zmysłach nie dawałby Cracovii dużych szans. Bo przed sezonem przeżyła wstrząs i płaciła za to cenę. Trener podziękował kilku czołowym piłkarzom, wpuścił na boisko nieopierzonych juniorów i na początku nic się nie układało, jak należy. Tymczasem Wisła radziła sobie zaskakująco dobrze. Mimo letniego wietrzenia szatni (27 transferów!) zajmowała miejsce w okolicach podium. I choć z drużynami z czołówki zazwyczaj przegrywała, słabszych ogrywała bez litości. Jeszcze miesiąc temu po zwycięstwach z Sandecją Nowy Sącz i Pogonią Szczecin w drużynie panowały do tego stopnia bojowe nastroje, że rozmarzony Patryk Małecki zastanawiał się, czy możliwe byłoby sięgnięcie po mistrzostwo Polski. Ale że w ekstraklasie wszystko zmienia się w kilka chwil, to dziś z większą niepewnością na derby czekają w Wiśle. – Może faktycznie Cracovia miała kiepski początek, ale jest coraz lepiej. Przede wszystkim w defensywie – twierdzi Giza. A od patrzenia na grę Wisły ostatnio bolały zęby. Carlitos, który niemal w pojedynkę rozstrzygnął sierpniowe derby (Wisła wygrała 2:1), przestał zamieniać każdą sytuację na gola. W trzech ostatnich kolejkach i tak strzelił dwa, ale Wisła osunęła się na skraj górnej połowy tabeli.
SUPER EXPRESS
Dobre wieści – Milik wróci do treningów z pełnym obciążeniem już w styczniu.
Kolejne szczegółowe badania Milika (po 77 dniach od przeprowadzenia operacji przez profesora Marianiego) wykazały bardzo duże postępy w dochodzeniu do zdrowia i zawodnik Napoli już na początku stycznia dostanie zielone światło na dołączenie do kolegów, treningi z pełnym obciążeniem, a co za tym idzie – powrót do gry. Choć ostatecznej daty kolejnego występu w Serie A na razie nie sposób podać, to neapolitańskie media sugerują,że polski napastnik może się znaleźć w kadrze meczowej już 21 stycznia, na mecz z Atalantą Bergamo. Oczywiście to nie oznacza, iż trener od razu pośle go do boju. bo w Napoli na pewno będą jeszcze ostrożniejsi niż po pierwszej kontuzji Polaka, ale skoro wszystko idzie dobrze, to come backu Milika nie będą odwlekać w nieskończoność.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Na start wywiad z Marzeną Sarapatą, która próbuje tłumaczyć zwolnienie Kiko Ramireza.
Czego jeszcze oczekuje pani od szkoleniowca?
Przede wszystkim wykorzystania potencjału zawodników. Wisły nie stać na to, by mieć piłkarzy dobrej jakości, którzy grają na pięćdziesiąt procent potencjału. Chodzi o to, by przyszedł ktoś, kto jest z nich w stanie wykrzesać sto procent. Po to mamy szeroki sztab. Nasze założenia były takie, że mamy piłkarzy na dzisiaj, na jutro i na za tydzień. Może nie wszyscy o tym wiedzą, dlaczego Petar Brlek stał się piłkarzem, którego sprzedaliśmy do Serie A. Miał oczywiście duży potencjał, ale bardzo istotne było to, że Radek Sobolewski zostawał z nim i trenował indywidualnie, uczył go pewnych zachowań. Od początku oczekiwaliśmy od pierwszego trenera, że jego sztab będzie pracował indywidualnie z zawodnikami, czasem ćwiczył formacjami. Biorąc Tibora Halilovicia, zdawaliśmy sobie sprawę, że to gracz z potencjałem na jutro, ale że trzeba nad nim pracować. Jeśli słyszę od trenera, że wystarczy mu trening z całą drużyną i nie potrzebuje dodatkowych zajęć, a z drugiej strony słyszę narzekanie na tego zawodnika, to coś jest nie tak. Staraliśmy się namówić, zachęcić szkoleniowców, by pracowali indywidualnie. Trener Sobolewski zapewniał, że może zostawać codziennie i ćwiczyć indywidualnie z zawodnikami. Trener Ramirez tego nie chciał.
(…)
Latem pozyskiwaliście piłkarzy wyłącznie za darmo, przeprowadziliście największą rewolucję personalną od 20 lat. Nie sięgaliście wyłącznie po graczy, którzy z miejsca gwarantowaliby odpowiednią jakość. Skąd przekonanie, że Wisła ma potencjał, by grać o wyższe miejsca?
Wisła ma potencjał, by grać inną piłkę: zorganizowaną, ofensywną, dokładną. Trener powinien z tego wyciągnąć najwięcej, jak się da. Było widać, że czegoś brakuje. Nie było reakcji na wydarzenia na boisku. Nie było zapobiegania katastrofom. Prezesi w Wiśle nigdy nie będą wtrącać się do składu, ale chodzi mi o reakcję na zagrożenie i na błędy. Konsekwentne granie w taki sam sposób, bez względu na wynik, zmiany ustalone wcześniej, co by się nie działo na boisku, to była droga donikąd. Ramirez się sprawdził. Był dobrym trenerem. Pracował dzień i noc. Dzięki niemu drużyna zajęła szóste miejsce w poprzednim sezonie. Był jednak bardzo konserwatywny. Być może klub trochę go w pewnym momencie przerósł.
Trenerzy w Ekstaklasie pracują obecnie średnio 169 dni.
Rok temu o tej samej porze spośród obecnych ekstraklasowych trenerów w elicie pracował wyłącznie Nenad Bjelica. Posadę utrzymuje też Marcin Brosz, lecz on poprzedni sezon spędził z Górnikiem w pierwszej lidze. O ile liczba zwalnianych szkoleniowców utrzymuje się wciąż na podobnym poziomie (zwykle o tej porze trenerów wywala pół ligi), to właśnie topniejący średni czas pracy niepokoi jeszcze bardziej. Bo przecież wiele trenerskich głów poleciało też podczas letniej przerwy. O ile Kazimierz Moskal wtedy z powodów osobistych sam zapowiedział rezygnację z dalszej pracy w Pogoni Szczecin, a kontraktu w Jagiellonii nie przedłużył Michał Probierz, to w innych przypadkach poszła w ruch bezlitosna trenerska gilotyna. Jej ofiarą padali Maciej Bartoszek, Marcin Węglewski, Jacek Zieliński i Marcin Kaczmarek.
– Jeżeli kluby nie dają trenerom dłużej popracować, źle to świadczy o ludziach, którzy tych szkoleniowców zatrudniali. Najwyraźniej robili to na ślepo, licząc na szczęśliwy przypadek. Przed zatrudnieniem nowego trenera trzeba się poważnie zastanowić, a właściwie przed zwolnieniem jego poprzednika. Mam wrażenie, że często schemat postępowania jest taki: zwalniamy trenera, a dopiero potem zastanawiamy się, kogo przyjąć w jego miejsce – mówi Majewski.
W obliczu absencji skrzydłowych Lech ma poważne problemy.
Problemy Makuszewskiego nie są jedynymi, jakie ma na finiszu rundy Kolejorz. Nie w pełni sił jest naturalny następca Polaka, Nicklas Barkroth. Szwed wziął udział we wtorkowym treningu, ale jego gra przeciwko Zagłębiu stoi pod znakiem zapytania. Podobnie jak Emira Dilavera, bohatera z niedzieli. Austriak strzelił zwycięskiego gola w spotkaniu z Cracovią (1:0). – Spokojnie, na boisku będziemy mieli dobrą drużynę. Nie brakuje nam zawodników. W ofensywie do wyboru mamy jeszcze Radka Majewskiego, Mario Situma, Denissa Rakelsa, ale również Kamila Jóźwiaka czy Tymoteusza Klupsia – wylicza Bjelica. W przypadku tego ostatniego byłby to debiut w ekstraklasie. Siedemnastolatek został w poniedziałek zgłoszony do rozgrywek. W Lubinie na pewno zabraknie kapitana drużyny Macieja Gajosa. Doznał urazu w niedzielnym spotkaniu i w przerwie został zmieniony.
Przynieś, wynieś, potem zmiataj – felieton Łukasza Olkowicza i Piotra Wołosika o karuzeli trenerskiej.
Olkowicz: Trener w naszych klubach, choć często to człowiek wykształcony i należycie przygotowany do wykonywania zawodu, jest sprowadzony – mniej więcej – do nikczemnej roli „przynieś, wynieś, pozamiataj”. Hasło o tak zwanej nowej miotle może przekonać wyłącznie miłośników okultyzmu. Chętnie powołuje się na przykłady, kiedy pod batutą nowego szkoleniowca zespół zaczynać grać lepiej, lecz jak popatrzę na działanie tej cudownej miotły w Szczecinie… Żal tyłek ściska. A przecież już słychać, że zagrożone są posady Macieja Bartoszka w Niecieczy i Jana Urbana we Wrocławiu. Warto, żeby szefowie klubów przyswoili sobie hasło: „Wiele musi się zmienić, by wszystko pozostało po staremu”. Jacek Magiera miał być w Legii trenerem na lata, a we wrześniu potraktowano go jak sztubaka. To dziwnie brzmi, gdy trenerskimi „weteranami” ekstraklasy niepostrzeżenie stali się pracujący bez grama sukcesu Nenad Bjelica czy Gino Lettieri, z którym dopiero co podpisywano kontrakt w Kielcach.
Wołosik: Mieliśmy w historii naszego sportu „jedną Gołotę”, czyli 95 sekund, gdy w tym czasie łomot spuścił mu Lennox Lewis, mieliśmy „jedną Wentę”, gdy trener Bogdan Wenta słusznie przewidział, że piętnaście sekund to kupa czasu, żeby wygrać. Dzisiaj mamy „jednego trenera” – a jest nim marna średnia – 169 dni przepracowanych przez szkoleniowca z zespołem ekstraklasy. Nie znoszę polityki, ale prezesi naszych klubów zbyt często podążają drogą szefów partii rządzącej. Ci zapewniali, że premier Beata Szydło jest tak dobra, że aż ją… zwolnili.
Fot. 400mm.pl