Reklama

Inter uciekł przed przeznaczeniem i wywiózł cenny punkt z Turynu

redakcja

Autor:redakcja

09 grudnia 2017, 23:03 • 3 min czytania 7 komentarzy

Mecz na szczycie Serie A nie rozczarował. Co prawda w pierwszej połowie nie działo się zbyt wiele, ale druga odsłona spotkania zrekompensowała nam wszystko. Były emocje, groźne strzały i kontrowersje. Zabrakło tylko jednego – goli.

Inter uciekł przed przeznaczeniem i wywiózł cenny punkt z Turynu

Wypadałoby zacząć od Wojtka Szczęsnego, który wskoczył do bramki w miejsce kontuzjowanego Gigiego Buffona. Gdybyśmy mieli wystawić mu ocenę za ten mecz, byłaby to nota wyjściowa. Z jednego prostego powodu – był dziś kompletnie bezrobotny. Inter w pierwszej połowie spotkania nie oddał ani jednego celnego strzału na bramkę. Więcej – Inter w pierwszej połowie nie oddał ani jednego strzału na bramkę w ogóle. Wydawało się, że mediolańczycy chcą tę część meczu po prostu przetrwać. Juventus też przesadnie nie napierał, stąd pierwsza odsłona nie dostarczyła zbyt wielu emocji. To były bardziej taktyczne szachy dla koneserów. Zbytnio się nie rozdrabniając – ostatni raz tak dobrze bawiliśmy się, gdy prasowaliśmy sobie koszulę.

Obie drużyny podeszły do siebie z przesadnym respektem. Rozumiemy, że Inter przyjechał na piekielnie trudny teren, ale to w końcu lider Serie A – powinniśmy wymagać od niego czegoś więcej, niż autobusu we własnym polu karnym. Z drugiej strony Juventus. Jasne, na początku spotkania wykreował sobie świetną sytuację, kiedy Juan Cuadrado dorzucił piłkę wprost na głowę Mario Mandzukicia, ale z uderzeniem Chorwata poradził sobie Samir Handanović. Potem była jeszcze kopia akcji z udziałem Cuadrado i Mandzukićia, tym razem zwieńczona strzałem w poprzeczkę. Juventus dominował, powinien prowadzić, ale też nie prezentował się wybitnie i poza dwiema wspomnianymi sytuacjami, jego starania kończyły się fiaskiem.

– Niech ktoś otworzy ten mecz! – pomyśleli w przerwie wszyscy poza kibicami Interu, którzy bezbramkowy remis zapewne wzięliby w ciemno.

Pierwszy strzał przyjezdnych miał miejsce w 52. minucie, kiedy Antonio Candreva oddał lekkie, anemiczne uderzenie zza pola karnego. Oczywiście bez problemu interweniował Szczęsny. Od tego momentu mecz nam się jednak otworzył. Juventus przyśpieszył, Inter był w wyraźnym potrzasku, ale bronił się skutecznie. Raz wyszedł też z kontrą, która raczej powinna zakończyć się rzutem karnym. Medhi Benatia zablokował bowiem ręką strzał Mauro Icardiego.

Reklama

To nie była połowa, w której można było spokojnie siedzieć w kapciach przed telewizorem. Wreszcie dostaliśmy festiwal emocji – calcio w prawdziwym wydaniu. Zupełne przeciwieństwo pierwszej odsłony. Juventus był bardzo blisko celu, ale świetne zawody rozgrywał Samir Handanović. Gdyby nie on, Inter pewnie wyjeżdżałby z Turynu z pokaźnym workiem bramek. Mediolańczycy kompletnie stracili kontrolę nad środkiem pola, nie potrafili zapobiegać coraz groźniejszym atakom, na dodatek nie istnieli w ofensywie. Należał im się wspomniany wcześniej rzut karny, ale oprócz tego – nic. Szczęsny tak naprawdę mógłby sobie zapalić papierosa i nic wielkiego by się nie stało.

Bramka dla gospodarzy wisiała w powietrzu, ale ci nie potrafili wykończyć żadnej ze swoich kilku sytuacji. Inter po heroicznym boju przynajmniej do jutra utrzyma prowadzenie w tabeli. Karty rozdaje teraz Napoli, które traci do mediolańczyków dwa oczka i ma w perspektywie starcie z Fiorentiną.

Juventus Turyn – Inter Mediolan 0:0

Najnowsze

Weszło

Komentarze

7 komentarzy

Loading...