Bayern Monachium dzisiaj nie przekonywał, ale w ostatecznym rozrachunku odniósł pewne zwycięstwo, umocnił się na pozycji lidera Bundesligi i powiększył do ośmiu punktów bezpieczną przewagę nad Lipskiem. To wszystko osiągnął przy minimalnym udziale Roberta Lewandowskiego, któremu Jupp Heynckes dał dzisiaj odpocząć. Wprowadził go dopiero na ostatnie kilkanaście minut (6 minut regulaminowego czasu i 6 doliczonego).
Polak miał zdecydowanie zbyt mało czasu, żeby czymkolwiek się wyróżnić. Raz umiejętnie się zastawił, zabrał z piłką, i wydawało się, że zdoła wykreować sobie dobrą sytuację. Sędzia odgwizdał jednak faul, czym rozwścieczył naszego reprezentanta. Sytuacja miała miejsce w doliczonym czasie gry, więc mamy naprawdę spore obawy, że większość widzów nie dotrwała do tego momentu. Bayern był dziś bowiem niesamowicie pragmatyczny i minimalistyczny. Jego gra skutecznie zachęcała do przełączenia na inny kanał. Maszyna, która we wtorek przejechała się po PSG, teraz oddała zaledwie jeden celny strzał na bramkę w ciągu całego spotkania. Na jej szczęście było to skuteczne uderzenie – w 20. minucie dobrze dysponowany Joshua Kimmich wrzucił piłkę wprost na głowę Arturo Vidala, który z bliskiej odległości trafił do siatki.
Chilijczyk stał się bohaterem, choć kilka minut wcześniej mógł sprawić, że wyklinaliby go wszyscy emocjonalnie związani z zespołem Juppa Heynckesa. Na samym początku spotkania otrzymał piłkę od bramkarza tuż przed polem karnym. Zamiast zagrać do partnera, postanowił trochę ją poholować, co skończyło się stratą. Musiał ratować się faulem, który skutkował bardzo groźnym rzutem wolnym. Na jego szczęście ze strzałem zawodnika Eintrachtu dobrze poradził sobie Tom Starke, dla którego był to dopiero pierwszy mecz w tym sezonie.
Bawarczycy przetrwali nawałnicę z początku, zdobyli bramkę, a potem grali już z olbrzymim wyrachowaniem. Najbardziej wyrazisty jest przykład Francka Ribery’ego, który nie decydował się na dryblingi i indywidualne akcje, tylko starał się grać zespołowo i spokojnie. Zresztą jak cały Bayern. Podopieczni Heynckesa zdawali sobie sprawę, że mecz ułożył się dla nich idealnie, więc nie forsowali tempa. Było to – nazywając rzeczy po imieniu – po prostu nudne, ale skuteczne.
Druga połowa również była męczarnią dla każdego oglądającego. Nie przesadzimy, gdy napiszemy, że nie uświadczyliśmy w niej ani jednej sensownej akcji. Show skradł za to arbiter Harm Osmers. W 72. minucie bezmyślnego faulu na Jamesie Rodriquezie dopuścił się Marius Wolf. To było wejście od tyłu grożące poważną kontuzją. Sędzia początkowo pokazał zawodnikowi Eintrachtu czerwoną kartkę, ten zdążył zejść do szatni, ale wtedy arbiter zdecydował się skorzystać z wideoweryfikacji. Obejrzał tę sytuację jeszcze raz, po czym… wyciągnął chłopaka z szatni i dał mu tylko żółtą kartkę. Naprawdę nie wiemy, jaką powtórkę oglądał arbiter – wszyscy widzieli, że to był bardzo groźny faul, za który należał się czerwony kartonik. Wydaje nam się, że w najbliższych dniach w Niemczech będzie wielka burza związana z tą sytuacją.
Gra jedenastu na jedenastu do samego końca nie przeszkodziła jednak Bayernowi odnieść zwycięstwa. Bawarczycy prezentują się w tym sezonie stabilnie, ale różnorodnie. Potrafili już zachwycić w starciu z Schalke, szybko ułożyć sobie mecz z Lipskiem, zremisować po indywidualnych błędach z Wolfsburgiem, jak i wygrać, prezentując przez cały mecz okropny minimalizm. Niezależnie od stylu, w większości przypadków jednak punktują i pewnie zmierzają po kolejne mistrzostwo Niemiec.
Eintracht Frankfurt – Bayern Monachium 0:1 (0:1)
0:1 Vidal 20′
WYNIKI POZOSTAŁYCH SPOTKAŃ:
Borussia Dortmund – Werder Brema 1:2 (Aubameyang 57′ – Eggestein 26′, Gebre Selassie 65′)
Hamburger SV – VfL Wolfsburg 0:0
RB Lipsk – FSV Mainz 2:2 (Kampl 29′ Werner 45′ – Quaison 39′, Berggreen 89′)