Wraz z upływającym czasem i piłkarze Chelsea i piłkarze Atletico musieli czuć, jak coś im się wymyka. I u jednych, i u drugich wrażenie potęgowały doniesienia z Rzymu, gdzie Roma prowadziła z Karabachem, ale skromnie. To sprawiło, że po niemrawej pierwszej połowie na Stamford Bridge, dostaliśmy drugą, już znacznie bardziej obfitującą w emocje. Ostatecznie – tak jak pierwszą, remisową. Będącą przy tym najlepszym symbolem tego, co w grupie z Chelsea, Atletico i Romą działo się praktycznie od początku.
Wyłączając mecze z Karabachem, które – o ironio – okazały się decydujące o układzie sił w grupie, każdy pokonał jednego z dwóch potężnych rywali, każdy z jednym też raz przegrał. Zmagania o awans, bitwa o pierwsze miejsce – wszystko to pozostawało nieprzesądzone do samego końca, do ostatniego gwizdka w Rzymie i Londynie.
Na Stamford Bridge poczekaliśmy sobie trzy kwadranse, nim piłkarze zdecydowali się wrzucić wyższy bieg i pokazać, o jak wielką stawkę toczy się walka. Że The Blues potrzebują – i chcą – wygranej, by nie opuścić na finiszu fotela lidera. Że Atletico potrzebuje – i chce – zwycięstwa, by wywrzeć presję na Romie, nadzieję pokładając przy tym w piłkarzach Karabachu.
Pierwsza połowa okraszona była w zasadzie tylko pojedynkami Alvaro Moraty z Janem Oblakiem. Hiszpan był jedynym, który oddał kilka strzałów i tym samym nieco nas rozruszał przed drugą częścią meczu. Zdążył sprawdzić czujność Słoweńca trzykrotnie – strzałem wślizgiem po zejściu do końcowej linii Mosesa, sytuacyjnym uderzeniem z narożnika pola karnego oraz próbą zza szesnastki po przepuszczeniu Hazarda. Swoje trzy grosze spróbował jeszcze dorzucić Zappacosta, ale jego płaskie, kąśliwe uderzenie, zbił na rzut rożny niezawodny dziś w niemal każdej sytuacji Oblak.
A niemal każdej, bo raz jeden przepuścił piłkę do siatki. Przy golu na 1:1 nie poradził sobie z zatrzymaniem… Savicia. Tak jak bronił w wielkim stylu sytuację sam na sam Moraty, jak nonszalancko odbijał jego uderzenie głową, jak nie dał się pokonać Hiszpanowi po zgraniu piętką Pedro, tak nie mógł nic poradzić na zbicie piłki w kierunku własnej bramki przez Czarnogórca. Zmuszonego do tak niefortunnej interwencji mocnym zagraniem w piątkę Edena Hazarda, prawdziwego żywego srebra w szeregach Chelsea w tym spotkaniu. Zresztą nie tylko w tym.
Nim jednak Savić pokonał swojego bramkarza, do właściwej siatki piłkę zapakował Saul. Mógł to co prawda chwilę wcześniej zrobić Felipe Luis, jednak trafił z dystansu w słupek, a dobitkę jego uderzenia wybronił Courtois. Czego nie uczynił jednak Brazylijczyk, tego dokonał prawdziwy specjalista od bramek w kluczowych momentach, w meczach z największymi rywalami. I tym razem popisał się wyczuciem sytuacji. Po rzucie rożnym dopadł do zgranej głową przez Fernando Torresa – bardzo słabego dziś poza tą asystą – i z bliska umieścił ją w bramce.
Znacznie więcej szans na przechylenie szali zwycięstwa na swoją stronę po tych dwóch ciosach z jednej i drugiej strony miała co prawda Chelsea, ale koniec końców ukłuć nie potrafił nawet najgorzej kojarzący się Atleti gracz rywali, czyli Michy Batshuayi. Rezerwowy napastnik pokarał Los Colchoneros na ich terenie, tutaj jednak nie był w stanie zmieścić piłki w siatce po finezyjnym uderzeniu w kierunku długiego słupka już w doliczonym czasie gry.
To o tyle istotne, że gol ten dałby Chelsea wieniec zwycięstwa w tej szalenie wymagającej grupie. A tak? Tak trzeba będzie liczyć na szczęście w losowaniu. Póki co wśród rozstawionych ekip, na które mogą wpaść The Blues są bowiem PSG, Barcelona i Besiktas. Jeśli jutro układ sił w pozostałych grupach się nie zmieni, będzie to komplet potencjalnych rywali. Czyli wśród nich jest 2 na 3 takich, na których Chelsea zdecydowanie nie chciałaby wpaść już w 1/8 finału.
Wszystkie dzisiejsze wyniki:
Benfica – FC Basel 0:2
Manchester United – CSKA 2:1
Chelsea – Atletico Madryt 1:1
AS Roma – Karabach Agdam 1:0
FC Barcelona – Sporting 2:0
Olympiakos – Juventus 0:2
Bayern – PSG 3:1
Celtic – Andrelecht 0:1
Do fazy pucharowej Ligi Mistrzów awansowały już: Manchester United, Basel, PSG, Bayern, AS Roma, Chelsea, Barcelona i Juventus.