Angulo czy Carlitos? Carlitos czy Angulo? Gdybyśmy prześledzili zapowiedzi meczu Wisły Kraków z Górnikiem Zabrze, moglibyśmy sprowadzić je wszystkie właśnie do tych pytania. Odpowiedź? Który z gości, którzy wnoszą trochę polotu i finezji do tej smutnej jak wiecie co ligi, wypadł lepiej? Obaj strzelili po golu, z lepszej strony pokazał się Carlitos, ale to… nieważne. Obejrzeliśmy taki mecz, że grzechem byłoby patrzenie na niego przez pryzmat dwóch piłkarzy.
Było w nim prawie wszystko, ale najbardziej zaimponował nam powrót do meczu Górnika. Powrót z dość dalekiej podróży. No bo jeśli zazwyczaj podopieczni Brosza biegają po boisku jak pitbulle, to dziś w pierwszej połowie były to co najwyżej jamniki. Absolutna góra, musimy zmrużyć oczy, by przeszło to porównanie. To była jedna ze słabszych połówek Górnika od powrotu do ligi. Zaczęło się jeszcze przyzwoicie, bo celny strzał oddał Kądzior, ruchliwy był Wolsztyński, ale generalnie wyglądało to tak, jakby Kiko Ramirez znalazł receptę na lidera, a jego piłkarze realizowali plan punkt po punkcie.
Bo nie dość, że Wisła była zespołem lepszym, to jeszcze wyszła na prowadzenie. W 21. minucie Sadlok uderzył prawą nogą, źle tę piłkę odbił Loska i Boguski bez problemu umieścił ją w siatce. Podwyższyć mógł między innymi Carlitos, który pomylił się minimalnie. Albo Imaz, który minął już Loskę, ale strzał był jakimś nieporozumieniem.
Po przerwie ni stąd, ni zowąd wyrównał Górnik. Błąd popełnił Arsenić i sędzia Stefański – po trochę zbyt długich konsultacjach i oglądaniu powtórek – słusznie wskazał na wapno. Wyrównał Angulo. Gol z tzw. dupy podziałał na Górnika w ten sposób, że strzelił on… jeszcze jednego gola z tej samej części ciała. No bo jednak nieczęsto oglądamy trafienia bezpośrednio z rzutu rożnego. A to udało się najlepszemu na placu Kurzawie.
Tak jest – potrzebował 1564 minut, ale gdy już się przełamał, to czapki z głów.
A na dokładkę Górnik strzelił jeszcze jednego gola. No zgadnijcie skąd. Tak jest. Przy strzale Żurkowskiego błąd popełnił Buchalik, tym samym jasne stało się, że jest najsłabszym ogniwem w tym ciekawym meczu. Upokorzył go Kurzawa, poprawił Żurkowski. A gdy chwilę później z boiska wyleciał Głowacki, wydawało się, że już po meczu.
No właśnie, wydawało się! Ale swój kunszt jeszcze raz pokazał Carlitos, który z łatwością ograł zabrzan, wpadł pole karne i przymierzył po długim słupku. Niestety, osłabiona Wisły nie poszła za ciosem. No chyba, że mówimy o Wasilewskim i Perezie, którzy chcieli pójść w ślady Głowackiego i zapolowali na nogi Żurkowskiego.
A jeśli chodzi Górnik, to podwyższyć mógł jeszcze Angulo, który nie utrzymał równowagi w sytuacji sam na sam czy Ambrosiewicz, który po kontrze huknął w poprzeczce. To jest niebywałe. Jasne – gdy popatrzymy na bramki, widzimy, że Górnik miał dziś sporo szczęścia. Jednak na boisku widzieliśmy ekipę, która znów przechytrzyła rywala, choć długo wydawało się, że tym razem to ona została zrobiona w bambuko.
Ta jesień jest ich. Mogą nie skończyć jej na pierwszym miejscu, ale nas już kupili.
[event_results 385794]
Fot. 400mm.pl