Czasami w futbolowym świecie gruchnie tak dziwna wiadomość, że człowiek mimowolnie zerka na kalendarz w poszukiwaniu pierwszego kwietnia, szczypie się jak opętany, bierze lodowaty prysznic na otrzeźwienie. A kiedy nic nie pomaga, dociera wreszcie, że to wszystko prawda i nikt nie robi sobie jaj. Bo tak, Andres Villas-Boas rzeczywiście rzucił robotę w chińskiej lidze i… pojedzie w rajdzie Dakar.
– Rozmawiałem z moim przyjacielem Alexem Doringerem, menedżerem w ekipie KTM. Powiedział mi, że start na motocyklu wymaga całego roku przygotowań, więc lepiej będzie, bym wybrał rywalizację wśród samochodów. Dlatego zgłosiłem się do Team Overdrive i oto jestem! – opowiada portugalski szkoleniowiec i teraz wygląda na to, że też rajdowiec. Villas-Boas będzie jechał Toyotą Hilux, auto wygląda mniej więcej tak:
Można się więc złapać za głowę, ale jeśli dłużej zająć się tematem, widać, że Portugalczyk nie wpadł na to wstając lewą nogą z łóżka – od dawna interesuje się motoryzacją, zresztą, jego wujek Pedro Villas-Boas wiele lat temu też wystąpił w sławnym wyścigu. Pilotem portugalskiego trenera będzie Ruben Faria, doświadczony facet, który w 2013 roku zajął w Dakarze drugie miejsce, ścigając się na motocyklu. – Kiedy Andre zadzwonił, bym do niego dołączył, zastanawiałem się jakieś… pięć sekund! – opowiada Faria.
A co z futbolową karierą Boasa? W Shanghai SIPG poszło mu nieźle, ale znów bez rewelacji – w lidze finiszował na drugim miejscu, z Azjatyckiej Ligi Mistrzów odpadł w półfinale, w Pucharze Chin zatrzymał się na finale, który przegrał gorszym bilansem bramek (gra się tam dwa mecze). Zapowiadał już, że potrzebuje przerwy od futbolu, ale chyba mało kto spodziewał się akurat takiego wyboru. Cóż, pozostaje życzyć szerokiej drogi!