Gdy po latach ktoś – najpewniej z rodziny – zapyta Piotra Grzelczaka o najbardziej pamiętną bramkę, były piłkarz przywoła chyba ładne trafienie z Barceloną w meczu towarzyskim. No bo wiecie – po drugiej stronie Messi, Neymar czy Alexis Sanchez. Niecodziennie można w bezpośredniej konfrontacji w pewien sposób przyćmić takie gwiazdy. Ilu piłkarzy doświadczy czegoś takiego? Podejście uzasadnione, ale gdy w jednym zdaniu występują słowa “Grzelczak” i “piękny gol”, my przed oczami mamy inne trafienie.
Trochę mniej prestiżowy rywal – Jagiellonia Białystok, w której później zresztą wylądował. To były czasy, w których dopiero przyklejała się do niego ksywka “Mister Wolej”. Końcówka sezonu 2010/11, jego czwarty gol w lidze.
Trzeba mieć naprawdę dużo fantazji, by w drugiej minucie tak przymierzyć. Sandomierski chyba był bardziej przygotowany na opady śniegu w maju niż na taką bombę.