Reklama

Kosmiczne Derby Zagłębia Ruhry – za nami najlepszy mecz w roku!

redakcja

Autor:redakcja

25 listopada 2017, 18:52 • 5 min czytania 28 komentarzy

Powiadają, że derby rządzą się swoimi prawami. Od dziś derby Westfalii mają więc oddzielny system prawny i oddzielną konstytucję. To co wydarzyło się na Signal Iduna Park przekracza wszelkie wyobrażenie. To była magia w czystej postaci, demolka urządzona przez Borussię w pierwszej połowie i druzgocący rewanż wzięty na Borussii po zmianie stron. W środku tygodnia w Sewilli mieliśmy meczycho, do którego miało się wracać tygodniami, a dziś przez grzeczność nikt o nim nie powinien już wspominać. Od 4:0 do 4:4 (!), w derbach (!!), po bramce w doliczonym czasie gry (!!!), przy 80 tysiącach ludziach na stadionie (!!!!) – to nic innego, jak pierdolona futbolowa uczta.

Kosmiczne Derby Zagłębia Ruhry – za nami najlepszy mecz w roku!

To, co urządzili sobie piłkarze Bosza w pierwszej połowie… Co tutaj dużo mówić – to był nokaut… Bardzo ciężki nokaut. Tak powinna brzmieć każda relacja z tego spotkania, gdyby nie to, że Borussia rozsypała się w drugiej połowie w drobniutki pył. Naprawdę brakuje przymiotnika, żeby opisać ten mecz. Pozostając w tematyce bokserskiej, takich powrotów szukać moglibyśmy w filmach z Rockym Balboą. Czyli mowa o naprawdę niesamowitych i nieprawdopodobnych scenariuszach, które dzieją się może raz na kilka lat w rzeczywistości. I dzisiaj było właśnie to raz na kilka lat.

Wydawać by się mogło, że egzekucję w pierwszej połowie rozpoczął Pierre-Emerick Aubameyang, który przerzucił piłkę na skrzydło do Guerreiro. Momentalnie poszło dośrodkowanie do Sahina, a ten strącił jeszcze futbolówkę i akcję zamknął Gabończyk. Choć powtórki pokazały, że król strzelców poprzedniego sezonu strzelił bramkę ręką, została uznana i ponoć słusznie, zagranie było nieintencjonalne i tak dalej.

Długo nie trzeba było czekać na ciąg dalszy, bo do siatki – w stylu Zlatana Ibrahimovicia – trafił Stambouli. Szkoda tylko, że była to bramka samobójcza. Cóż, po dwóch sztukach można się podłamać, a co powiedzieć, gdy zaraz traci się trzecią po kontrze, w której arbiter… zatrzymał Konopljankę? Oczywiście sytuacja pechowa i przypadkowa, ale pochwalić należy Aubameyanga, który popędził na skrzydle z piłką przy nodze i dośrodkował wprost na głowę Goetze. Ten zaś pewnie skierował piłkę do siatki. A gospodarzom wciąż było mało – po strzale Aubameyanga i obronie Fahrmanna piłka wpadła pod nogi Guerreiro, który idealnie przymierzył i to był już koszmar dla piłkarzy Schalke. Koszmar, który ci jednak zamienili w piękny sen.

Reklama

Co ciekawe, od momentu straty czwartej bramki goście zaczęli grać na większym luzie i coraz śmielej atakowali. Swoje szanse w pierwszej połowie mieli jeszcze Burgstaller i Konoplianka, ale brakowało precyzji. Wszyscy jednak myśleli, że to walka o bramkę honorową, o uratowanie resztek godności po kompletnym zeszmaceniu przez BVB. Ale rzeczywistość okazała się jeszcze bardziej kolorowa, albo – jeszcze bardziej niebieska. Kluczowe w tym były zmiany, których dokonał Tedesco. Za Wenstona McKenniego pojawił się Amine Harit, a Franco Di Santo zmienił Leon Goretzka, wszystko działo się po zaledwie 33 minutach gry.

Aż strach pomyśleć co musiało się dziać w szatni Schalke w trakcie przerwy… Nawet jeśli latały krzesełka, plansze do rozpisywania taktyki, butelki z wodą, to było warto! Goście na drugą część wyszli tak nabuzowani, że mogło się to skończyć tylko na dwa sposoby.

a) kilkoma czerwonymi kartkami.

b) napisaniem pięknej historii.

I padło na opcję numer dwa. Akcję ,,wielki powrót” mógł rozpocząć już Goretzka, lecz jego strzał okazał się zbyt mocny. Chwilę później precyzji już nie brakowało i piłkę do siatki po strzale głową wpakował Naldo. Specjalnie nikogo to nie obruszyło, bo przecież wpadła tylko bramka honorowa, która po chwili została jeszcze anulowana po analizie VAR – i słusznie. Czy ktoś jeszcze wierzył w tamtym momencie, że Schalke strzeli chociaż jedną bramkę? Przecież wszystko im się waliło – sędzia przeszkadzał, samobój, bramka stracona po strzale ręką… Powiemy wam kto wierzył – piłkarze gości, a zwłaszcza Amine Harit. Co prawda przy pierwszej bramce nie miał udziału, bo tutaj winy odpokutował Stambouli, który genialne dograł na głowę Burgstallera. Ten drugi precyzyjnie przelobował bramkarza gospodarzy i honor już był, ale tylko tyle może zadowolić słabeuszy, a nie herosów. Chwilę później była już bramka dająca nadzieje, której autorem został Harit – 20-latek wykorzystał podanie od Konoplianki i precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w siatce.

Nadzieje więc powróciły, a Weidenfeller z bezrobotnego stał się nagle niezwykle zapracowany. Musiał wiele się natrudzić, aby zatrzymać strzały Caligiurego, czy Burgstallera. Jednak trwało to tylko do czasu, bo ten pierwszy wreszcie go pokonał. I to w jakim stylu! Fenomenalne zejście do środka i okiwanie Zagadou, a później piękny strzał i bramka. Przez chwilę zastanawialiśmy się czy Schalke w przerwie nie ściągnęło Leo Messiego. Wielki triumf małymi krokami przeistaczał nam się w dramat piłkarzy Bosza. Tym bardziej, że czerwoną kartkę zobaczył Aubameyang. Jednak zbyt długo przyjezdni nie pograli w przewadze, ponieważ Castro chamsko wszedł w wracającego do obrony Harita i młodzieniec został zniesiony na kilka minut poza linię. Nikt za niego nie wszedł, gdyż Tedesco szybko wystrzelał się dzisiaj ze zmian – a Harit ostatecznie został poskładany i z powrotem wysłany w bój. Nie miało to jednak większego znaczenia, bo cel ostatecznie został osiągnięty. Po rzucie rożnym bramkę głową strzelił Naldo. Tak, dokładnie ten sam, który miał rozpocząć remontadę, ale sędzia bramki nie uznał. Historia zatoczyła koło, a my obejrzeliśmy wielki mecz, który przejdzie do historii niemieckiego futbolu.

Reklama

I nie tylko niemieckiego. Bez cienia przesady – o takich meczach rozmawia się przez dekady.

Borussia Dortmund – Schalke 4:4 (4:0)

1:0 Aubameyang 12′

2:0 Stambouli (samobójcze trafienie) 18′

3:0 Gotze 20′

4:0 Guerreiro 25′

1:4 Burgstaller 61′

2:4 Harit 65′

3:4 Caligiuri 86

4:4 Naldo 94′

Najnowsze

Niemcy

Niemcy

Miał zastąpić Lucasa w Bayernie. Na razie dorównuje mu pod względem urazów

Radosław Laudański
0
Miał zastąpić Lucasa w Bayernie. Na razie dorównuje mu pod względem urazów
Niemcy

Karbownik to ma jednak pecha. Zaczął grać na środku pomocy i złapał uraz

Szymon Piórek
2
Karbownik to ma jednak pecha. Zaczął grać na środku pomocy i złapał uraz

Komentarze

28 komentarzy

Loading...