Pewnie, że można było dzisiejszego wieczoru znaleźć na innych boiskach większe marki, skoro grał obrońca tytułu, skoro Tottenham toczył z nim korespondencyjne starcie na boisku BVB, ale nie mamy wątpliwości – to Sevilla i Liverpool stworzyły dziś najlepsze widowisko. Jeśli ktoś wybrał podróż pilotem na Estadio Ramón Sánchez Pizjuán, oglądając kolejne minuty tego spotkania mógł uśmiechać się coraz szerzej. Wybrał bowiem kapitalnie.
93. minuta. Sevilla przegrywa 2:3, kibice jeszcze wierzą w remis, ale traktują swoich pupili coraz śmielszymi gwizdami, domagając się szybszej gry, a już na pewno gry bardziej do przodu. W końcu gospodarze mają rzut rożny, wrzutka, strącenie, piłka spada pod nogi Pizarro. Ten strzela i… gol! 3:3! Sevilla wydziera remis The Reds w ostatnich sekundach.
A wydawało się, że będzie to mecz jednostronny, typowy, kiedy jednej drużynie wchodzi wszystko, natomiast druga dojechała na stadion tylko ciałem, ducha zostawiając gdzieś na przystanku. Nie ma prawa – przynajmniej na poziomie Ligi Mistrzów – stać się to, co stało się piłkarzom Sevilli w pierwszej połowie. W odstępie 20 minut stracili dwie identyczne bramki, nie wyciągnęli z pierwszego potknięcia żadnych wniosków, niczym dzieci, amatorzy, na pewno nie członkowie europejskiej elity. Co gorsza, nie były to bramki po koronce Liverpoolu, goście rozmontowali obronę rywala przy pomocy rzutów różnych. Prosty schemat: wrzutka, zgranie na długi słupek, gol. Raz zgrywał Wijnaldum, raz Firmino i raz strzelał Firmino, a raz Mane.
Te gole musiały Sevillę boleć podwójnie, bo między jednym i drugim mieli dwie setki do wyrównania stanów meczu. Raz jednak kapitalnie strzał Nolito w sytuacji sam na sam wyjął Karius, przy drugiej okazji jeden na jednego, pomylił się Ben Yedder, uderzając minimalnie koło słupka. I kiedy do Sevilli docierało, jaką lekcję właśnie otrzymała ze stałych fragmentów, Liverpool uderzył po raz trzeci. Mane pognał na bramkę Sergio Rico, jego strzał jeszcze bramkarz wyjął, ale piłka spadła pod nogi Firmino i Brazylijczyk na spokoju wpakował futbolówkę do pustaka.
Kiedy piłkarze schodzili na przerwę przy potwornych gwizdach, chyba nikt z postronnych obserwatorów nie sądził, że coś tu się może zmienić, takich optymistów wśród kibiców gospodarzy też pewnie wielu nie było. Jeśli już, Sevilla musiała coś strzelić w pierwszym kwadransie – kiedy wychodziła jeszcze na murawę z umiarkowaną wiarą, później pewnie byłoby za późno. I… gospodarze po kwadransie mieli już dwa gole! Kompletnie posypał się bowiem Moreno – najpierw sprowokował rzut wolny z boku pola karnego, który po wrzutce na bramkę zamienił Ben Yedder. Później Moreno pokłócił się z piłką w polu karnym, jakby Hiszpan całe życie unikał WF-u, futbolówka przeszła za niego i chcąc ratować sytuację, lekkomyślnie faulował rywala. Jedenastkę wykorzystał znów Ben Yedder, tyle że na dwa razy, pierwszą próbę anulował sędzia, zobaczył piłkarzy w szesnastce przed uderzeniem reprezentanta Francji.
Stadion oszalał, a Liverpool zdurniał kompletnie – nie to, że goście nie potrafili przedrzeć się pod pole karne Sevilli, ale mieli problem, by w ogóle wyjść z własnej połowy! Drużyna Eduardo Berizzo cisnęła, czasem chaotycznie, jednak przez pierwsze 10 minut po stracie drugiej bramki Liverpool został kompletnie stłamszony. Nic jednak Sevilli nie wpadało, po okresie przewagi gospodarzy mecz się ustabilizował, goście też dochodzili do głosu – pudło Salaha, zła decyzja Cana o podaniu do Mane — ale wynik ani drgnął. No, aż do 93. minuty.
Ten wynik sprawia, że Liverpool, który przed drugą połową był pewny awansu, wciąż musi się o niego bić. The Reds mają dziewięć oczek, Sevilla osiem, Spartak sześć. W ostatniej kolejce Spartak jedzie na Anfield, Sevilla do Mariboru. Tu się naprawdę wszystko, poza awansem Słoweńców, może stać.
*
Parę słów o wydarzeniach na innych stadionach. Napoli ograło Szachtar 3:0, a jedną z bramek strzelił Piotrek Zieliński. Był to gol naprawdę ładny, koniecznie rzućcie okiem:
Pioooooooooooooooooooooootr⚽️#Zielinski 👏👏👏👏👏👏👏👏👏#NapoliShakhtar #StadioSanPaolo #ChampionsLeague #ForzaNapoliSempre 💙@sscnapoli @Carloalvino pic.twitter.com/3JvgqFXR92
— Egon (@EgondOrlando) 21 listopada 2017
W gorszym nastroju będzie drugi z Polaków, czyli Kamil Glik. Jego Monaco dostało po głowie 1:4 od Lipska, leci z Ligi Mistrzów, a Glik miał niestety spory udział przy czwartej bramce dla przyjezdnych.
Meanwhile… Keita has been sharpening his goal-scoring skills for Leipzig before he joins us. pic.twitter.com/Wa3rkr4lg9
— Ziyaad (@ZIYAAD_LFC) 21 listopada 2017
Komplet wyników:
Besiktas – Porto 1:1
Spartak Moskwa – Maribor 1:1
APOEL – Real Madryt 0:6
Dortmund – Tottenham 1:2
Manchester City – Feyenoord 1:0
Monaco – RB Lipsk 1:4
Napoli – Szachtar 3:0
Sevilla – Liverpool 3:3