Wiele barwnych osobowości przewinęło się przez ekstraklasę, także mające różnej maści problemy czy uzależnienia. Jeden pali, drugi pije, trzeci musi oddać hajs, za to był też gość uzależniony od Twittera i Painta. Przypomnimy dziś tekst sprzed trzech lat o Angelu Perezie Garcii, któremu podsunięcie klawiatury jest jak danie małpie karabinu.
Obserwując Pereza – momentami czuliśmy się, jak w matriksie. Zastanawialiśmy się, czy za bardzo polano nam, czy może jemu. A może do kompa dorwały się jego dzieci? Może w hakera zabawił się jakiś Osyra lub inny Szeliga? Bo to przecież niemożliwe, by poważny (?) 57-letni trener był proponował Skype’owi, że zacznie go reklamować, a także… rozsyłał do ludzi ze środowiska wiadomości, by natychmiast przestali kupować followersów, bo niszczą swoją wiarygodność. Poważnie, wiele rzeczy widzieliśmy, ale czegoś takiego jeszcze nie. Już pal licho te paintowe arcydzieła i błaganie o retweety, ale żeby ktoś wytoczył publicznie wojnę „jajkom”?
Do apogeum twitterowej głupawki doszło jednak wczoraj wieczorem. Hiszpan wjechał w kompa jak – to porównanie jest chyba najlepsze – słoń w porcelanę. Internauci zorientowali się, że adresując do niego jakiegokolwiek tweeta, w którym znajdzie się hasło w stylu „best coach”, mogą liczyć na podanie dalej. Upraszczając – ktoś, kogo śledzi pięć osób, mógł na sekundę trafić do szerszej rzeszy ludzi. Warunkiem było pochwalenie Pereza. Co bardziej błyskotliwi zaczęli jednak przeciągać linę i testować inteligencję Pereza. Efektem takie kwiatki…
Redaktor naczelny głównego dziennika sportowego w kraju pyta faceta, czy ten poprowadziłby reprezentację, a ten nie zorientował się, że – mówiąc kolokwialnie – bekę kręci z niego pół środowiska, nie traktuje go poważnie NIKT i zawzięcie wszystko retweetuje. I naprawdę, przy całej sympatii i szacunku do resultados historicos, trzeba w końcu stwierdzić wprost – takiego prawdziwka w polskiej piłce nie było. Opisywaliśmy na Weszło wiele osobliwych postaci. Obrywało się Smudzie, Rumakowi, Staszkowi Levemu… Obrywało się wszystkim, ale jednocześnie żadna z tych jednostek nie odleciała na taki poziom absurdu, jak Perez Garcia. Śmieją się z chłopa jego zawodnicy, śmieją się przeciwnicy, kibice, a kolejne osoby wydzwaniają z pytaniem, czy to na pewno prawdziwe konto i nikt się za Pereza nie podszywa.
Nie, to nie fake. Branża nie dowierza, ale Piast chyba naprawdę zatrudnił gościa bez piątej klepki. Proponujemy się opanować, zanim będzie za późno.
***
Dodamy jeszcze fragment naszego wywiadu z Gerardem Badią, w którym Hiszpan mówi o tym jak poznał Angela. Naturalnie… przez internet.
To zbyt pozytywne nastawienie było jego największym problemem?
Jego największym problemem był internet. Jeśli jesteś trenerem i chcesz mieć Twittera, to okej, jeden wpis na miesiąc będzie w porządku. Ale Angel po każdym meczu pisał: dziękuję wszystkim, super mecz, trzymajcie za nas kciuki! Odpisywał każdemu kibicowi, ktoś napisał mu, że zagraliśmy bardzo słabo, a on od razu wyświetlał wiadomość i zaczynał dyskusję. Potem ludzie to upubliczniali.
Pamiętasz pierwszą rozmowę z nim?
Ale na facebooku czy już na żywo?
Jak to na facebooku?
Mieliśmy zgrupowanie. Siedzimy sobie w pokoju, dostaję wiadomość na messengerze:
„Cześć Gerard, jak się masz?! Od jutra będę twoim trenerem! :)))”
Że co? Co to za człowiek? O co chodzi? Pokazałem to Carlesowi Martinezowi i Rubenowi Jurado. Powiedzieli, że to niemożliwe, ktoś robi jaja, mamy Brosza. Śmialiśmy się z tego z chłopakami cały dzień. Rano dostajemy informację: Marcin Brosz out, naszym nowym trenerem zostaje Angel Perez Garcia.
Fot. FotoPyK