Reklama

Puchar Świata w Wiśle, czyli emocje gwarantowane przez cały rok!

Rafal Bienkowski

Autor:Rafal Bienkowski

12 listopada 2017, 17:03 • 4 min czytania 7 komentarzy

Do zawodów otwierających sezon Pucharu Świata pozostał mniej niż tydzień, a w Wiśle organizacyjna sraczka. Dyrektor wykonawczy imprezy nieoczekiwanie rzuca robotę, co na pewno nie uszło uwadze FIS-u, który jeszcze wnikliwiej przygląda się przygotowaniom. Czy będzie to miało wpływ na organizację zawodów? Prezes Polskiego Związku Narciarskiego Polo Tajner ma wprawdzie zwykle twarz pokerzysty, ale tym razem może się nieco spocić, bo konkursy w Wiśle już kilka razy były na cenzurowanym.

Puchar Świata w Wiśle, czyli emocje gwarantowane przez cały rok!

Wszystkie przygotowania idą zgodnie z opracowanym wcześniej harmonogramem – meldował jeszcze w poniedziałek Andrzej Wąsowicz, szef PŚ w Wiśle i wiceprezes związku. Są jednak rzeczy, których nie uwzględni nawet najdokładniejszy harmonogram. Jedną z nich są wracające duchy komunizmu.

Poszło o obowiązkową lustrację działaczy, którą wpisano do nowej ustawy o sporcie. Wąsowicz uznał najwyraźniej, że nie chce grzebać w swoim życiorysie, dlatego sam złożył pisemną rezygnację. Ta została przyjęta przez zarząd, który na szefa zawodów mianował sekretarza generalnego Tomasza Wieczorka. PZN oczywiście uspokaja, że wszyściutko jest pod kontrolą, ale brzmi to co najmniej zabawnie patrząc na to, że zawody już za kilka dni.

Ale to nie pierwsze turbulencje, bo zawodom w mieście Adama Małysza często towarzyszyły większe lub mniejsze problemy. Do tej pory dotyczyło to jednak samego obiektu, który punktowali oczywiście włodarze FIS-u. Organizatorzy PŚ najwyraźniej wychodzili z założenia, że owszem, można co roku jarać się pełnymi trybunami i nazywać imprezę „zimowym piknikiem”, ale pewnych rzeczy nie przykryje nawet gruba warstwa fluidu. Bo w Wiśle zawsze było jakieś „ale”.

Debiut udany, ale… na razie was nie chcemy

Reklama

Kiedy w sezonie 2012/2013 skocznia w Wiśle-Malince po raz pierwszy znalazła się w kalendarzu PŚ, zaczęło się pompowanie balonika. W sumie trudno się było dziwić – konkursy w Zakopanem od dawna miały już łatkę najlepszych w całym cyklu, a tu jeszcze FIS dał zielone światło na kolejne zawody. Dla kibiców skoków świetny news. Pierwsze, historyczne zawody wygrał Norweg Anders Bardal. Momentami karty rozdawał kręcący wiatr, ale generalnie to było dobre show do oglądania. Po zakończeniu sezonu dyrektor PŚ Walter Hofer przebił jednak balonik, w którym oprócz górskiego powietrza nazbierało się też trochę smrodku. Poskutkowało to tym, że Wisła została wykreślona z kalendarza na kolejny sezon.

Szef cyklu wytknął szereg niedociągnięć. Pisemne uzasadnienie decyzji nie było miłą lekturą dla organizatorów: mało funkcjonalny budynek, brak transmisji w jakości HD, kiepska logistyka. FIS kręcił też nosem na termin rozegrania zawodów.

Nie uniknęliśmy pewnych błędów, dlatego też podjąłem kilka personalnych decyzji, niektóre osoby zostały zastąpione przez inne. Organizacja zawodów w środku tygodnia jest trudnym zadaniem, niełatwo je sprzedać marketingowo. Pewno dlatego zostały przez FIS nazwane „niskobudżetowymi”. Nie ukrywam, że nawaliła nam też ochrona, zabrakło odpowiedniej komunikacji. Posypujemy głowy popiołem i bierzemy się do roboty – mówił w 2013 r. Wąsowicz.

PZN faktycznie wziął się do roboty, złożył odwołanie i zawody zostały przywrócone do kalendarza.

Atmosfera wspaniała, ale… ta droga

FIS nigdy nie mógł nachwalić się frekwencji i atmosfery na polskich zawodach, ale jednocześnie też dokładnie przyglądał się otoczeniu skoczni.

Reklama

Walter Hofer przede wszystkim uparł się, aby uregulować sprawę biegnącej tuż obok obiektu drogi, która na czas zawodów jest po prostu grodzona. Delegaci techniczni FIS zwracali też uwagę na nienajlepszy ich zdaniem dojazd do skoczni, a także konieczność budowy chodników, bo nawet tego brakowało. Nie od dziś wiadomo, że FIS krzywi się też na widok dzikiej „trybuny”, przy której standardowo zbierają się kibice bez biletów. Ale na razie nic się w tym względzie nie zmieni. Jak informował w piątek „Przegląd Sportowy”, organizatorzy nie będą już jednak zasłaniać siatki banerami, bo to i tak nic nie daje. Ale żeby kibice chociaż nie włazili na drzewa, zapadła decyzja o wycięciu dolnych gałęzi…

Wciąż niezałatwiona pozostaje też sprawa zamontowania wiatrołapu przy skoczni, co zwiększyłoby szanse na rozegranie zawodów nawet przy nieco gorszej pogodzie. Na to trzeba będzie jednak poczekać do kolejnego sezonu. Jak podaje PZN, osłony przeciwwiatrowe, na które tak naciska międzynarodowa federacja, zostaną zamontowane wiosną przyszłego roku.

Poprawimy tory, ale… co z przetargiem?

FIS postawił sprawę jasno: Wisła dostanie inaugurację sezonu 2017/2018, jeśli na skoczni wszystko będzie na tip top. Przede wszystkim chodziło o modernizację rozbiegu, gdzie musiały pojawić się tory lodowe. Wprawdzie ta technologia nie jest jeszcze obowiązkiem na skoczniach, ale skoro kazano, to trzeba zrobić.

Kłopoty zaczęły się już na etapie przetargu rozpisanego przez Centralny Ośrodek Sportu. Wpłynęła tylko jedna oferta i to z błędami formalnymi, dlatego postępowanie unieważniono. Przetarg numer dwa? Spoko, mamy czas, w końcu dopiero czerwiec. Ale przy drugim podejściu ponownie złożono jedną ofertę i na dodatek opiewającą na wyższą kwotę, niż przewidziano. Dyrektor zawodów został zmuszony do podjęcia decyzji o wstrzymaniu sprzedaży biletów. Przez media przetoczył się czarny news, że PŚ w Wiśle wisi na włosku.

Ale na szczęście okazało się, że słoweńska firma… walnęła się w papierach. Pracownik przygotowujący ofertę zamiast kwoty netto, wpisał brutto. Sprawę udało się naprostować, przetarg rozstrzygnąć i ruszyć z robotą. I całe szczęścia skocznia ma już swoje wymarzone tory lodowe.

Pan Walter na pewno jest uradowany.

Fot. wisla-malinka.com

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

7 komentarzy

Loading...