Reklama

Marcelino pretendentem do nagrody psychologa roku

redakcja

Autor:redakcja

07 listopada 2017, 17:46 • 5 min czytania 11 komentarzy

Czasami mam wrażenie, że najważniejszą cechą trenera piłki nożnej jest znajomość psychologii. Umiejętność rozmowy i przekonania do swoich racji zawodników, którzy mogą być zranieni albo cierpią na wybujałe ego. Jeśli szkoleniowiec potrafi dotrzeć do każdego typu piłkarza, to wykonuje milowy krok w stronę sukcesów. Spójrzmy choćby na Marcelino, który dokonał niebywałej rzeczy w Valencii. 

Marcelino pretendentem do nagrody psychologa roku

Oczywiście to duże uproszczenie, bo jeśli w szerokiej kadrze drużyny jest tylko dwóch gości, którzy potrafią prosto kopnąć piłkę, to najlepszy trener-psycholog zrobi dokładnie tyle samo co najgorszy. Jednak często jest tak, że klub posiada znacznie większą liczbę dobrych zawodników, ale z różnych powodów zablokowali się, a tym samym zamienili w parodystów. Właśnie tutaj musi zadziałać trener, który w pierwszej kolejności wzmocnień powinien poszukać wewnątrz drużyny. Na tym etapie – wydaje mi się, że najważniejszym – kompletnie nieprzydatne są umiejętności doboru taktyki meczowej, czy dobrego przygotowania wytrzymałościowego… Zamiast tego potrzeba wyczucia i dobrego podejścia do każdego przypadku z osobna. W końcu trzeba przywrócić wiarę zawodnikom, którzy ostatnie miesiące spędzili na czytaniu i wysłuchiwaniu niepochlebnych opinii o sobie. Zróbmy mały test. Wejdźmy w skórę zawodnika, który ostatnich miesięcy nie może zaliczyć do udanych, ale do drużyny przychodzi nowy trener, a więc teoretycznie pojawia się nowa szansa. Który szkoleniowiec wydaje wam się lepszą opcją, na odbudowanie formy?

a) Prandelli: Chciałbym wiedzieć, kto w ogóle chce zostać w tej drużynie. Kto nie chce – wyjazd! Kto nie ma charakteru, temperamentu i osobowości, kto nie czuje miłości do tego klubu – wyjazd! Zdaję sobie sprawę, że to poważne oskarżenia z mojej strony, ale to samo powiedziałem już także moim zawodnikom. Problemem nie jest 4–4–2 czy 4–3–3. To nie kwestia taktyki ani tego, kto gra, a kto nie. To problem związany z brakiem nastawienia, powagi i profesjonalizmu. To nie jest także kwestia dwóch ostatnich miesięcy, lecz dwóch lat.

b) Marcelino: Wszyscy na pokładzie muszą mieć chęć odnoszenia zwycięstw, bo dopiero wtedy można wiele osiągnąć. Priorytetem dla mnie jest porządek, dyscyplina i poświęcenie. Bez tych cech i odpowiedniej ambicji niemożliwe jest osiągnięcie pozytywnych wyników. Natomiast jeśli chodzi o transfery, to najpierw ocenimy skrupulatnie każdą pozycję w składzie. Dopiero wtedy podejmiemy odpowiednie kroki, jeżeli będzie taka potrzeba. Moim celem jest zbudowanie składu z jakością, ambicją i balansem. Konieczna jest dyscyplina w obronie i ataku.

Podejście Prandellego wydaje mi się wyjątkowo nietrafione. Być może miałoby rację bytu, w niektórych przypadkach, ale wygłaszanie takich tez do wszystkich piłkarzy jest strzałem w stopę. Dlaczego? Najlepiej będzie to wyjaśnić na przykładzie Rubena Vezo i Aderlana Santosa. Ten pierwszy trafił do Valencii w styczniu 2014 roku i grał w niej nieprzerwanie przez 2,5 roku. Co prawda nie był podstawowym zawodnikiem, ale swoje szanse otrzymywał. Praktycznie nigdy nie zawodził, a sympatię kibiców i kolegów z drużyny zyskał dzięki dużemu zaangażowaniu na treningach i w trakcie meczów. Pech jednak chciał, że ówczesny dyrektor sportowy Valencii, Suso Pitarch, miał to wszystko kompletnie w nosie i w ostatniej chwili wypchnął go na wypożyczenie do przeciętnej Granady. Rzecz jasna, był to duży szok dla Vezo, który poczuł się oszukany. Dawał z siebie wszystko przez długi czas, a został wywalony na zbity pysk kosztem przeciętnego Aderlana Santosa. A stało się tak tylko z jednego powodu. Trzeba było zrobić miejsce dla Garaya, a że Santosa nikt nie chciał, to oddano znacznie lepszego Vezo. Tak więc mało prawdopodobne wydaje się, żeby słowa Prandellego pozytywnie podziałały na oszukanego Portugalczyka. Marcelino sytuację rozwiązał tak, że odbył długą rozmową z Vezo o jego przyszłości. Następnie piłkarz swoją tytaniczną pracą, w trakcie okresu przygotowawczego, przekonał go do siebie. Vezo dostał szansę i zagrał w dwóch pierwszych kolejkach ligowych, w których zaprezentował się świetnie. Dalsze występy nie były możliwe, ponieważ doznał poważnego urazu śródstopia. Jeśli chodzi o Santosa, to nie jest już piłkarzem Valencii.

Reklama

Marcelino dokonał jeszcze czegoś znacznie istotniejszego. Potrafił stworzyć gwiazdę drużyny z gościa, który w ostatnim czasie był głównie obiektem drwin. No, bo jak inaczej nazwać piłkarza, który w dziwny sposób marnuje rzut karny na mistrzostwach Europy, a następnie przenosi się do West Hamu, w którym nie wychodzi mu kompletnie nic? Obecnie Simone Zaza ma już na koncie dziewięć bramek w lidze, a w ostatnim czasie pobił nawet legendarny rekord Mario Kempesa – trafił do siatki w sześciu meczach z rzędu. Kalka tej sytuacji to wskrzeszenie Kondogbii, który obecnie jest topowym zawodnikiem środka pola w całej lidze, a nie tylko Valencii.

– Marcelino ma wszystkich piłkarzy gotowych do gry. Mecz w CdR pokazał, że w zespole jest wielka rywalizacja. Nawet ci rzadziej występujący czuję się teraz ważni. Jeśli chcemy utrzymać ten stan, to musimy być zjednoczeni… Gramy bardzo dobrze i duża w tym zasługa trenera, ponieważ dał nam dużo pewności siebie – powiedział Gaya.

Były trener Valencii maczał również palce przy eksplozji talentu Rodrigo, który został piłkarzem miesiąca w październiku. Co akurat nie było dużym zaskoczeniem, gdyż trafił do siatki cztery razy, a dorzucił do tego jeszcze trzy asysty. Natomiast w całym sezonie Rodrigo strzelił już siedem bramek i zanotował cztery asysty, czyli już teraz ma lepsze liczby niż w całych poprzednich rozgrywkach. Nie dziwi więc kolejne już powołanie do reprezentacji Hiszpanii. Na koniec wisienka na torcie wskrzeszeń Marcelino – Dani Parejo. Piłkarz, który był przekonany do odejścia, ponieważ nie mógł już wytrzymać chorej atmosfery w drużynie. Zresztą dawał temu upust w poprzednim sezonie, gdy przychodził na treningi kompletnie pijany. Wydawać by się więc mogło, że jego odejście jest przesądzone. Jednak Marcelino chciał, aby ten został, a co ważniejsze – zdołał go do tego przekonać. Efekt? Trzy bramki i trzy asysty, a także miano jednego z najlepszych pomocników ligi w obecnym sezonie.

Rzecz jasna za odrodzeniem Valencii stoi również postawienie na Fonta i Murthy’ego. Ten pierwszy został nowy dyrektorem generalnym, a drugi prezesem klubu. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że bez nich Marcelino nie mógłby normalnie pracować. Jednak to było tylko pewnego rodzaju narzędzie, z którego były trener „Żółtej Łodzi Podwodnej” potrafił świetnie skorzystać. Nie zamierzam wyrokować, czy Valencia w tym tempie dobrnie do końca rozgrywek, bo to raczej niemożliwe. Wszystko jednak wskazuje na to, że „Nietoperze” wychodzą na powierzchnię i nie będzie to chwilowe wypłynięcie. Kto wie, czy właśnie nie rodzi nam się drugie Atletico Madryt?

Bartosz Burzyński

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Ancelotti: Naszą Złotą Piłką jest Liga Mistrzów, którą wygraliśmy

Patryk Stec
4
Ancelotti: Naszą Złotą Piłką jest Liga Mistrzów, którą wygraliśmy
Hiszpania

Nowe fakty o Marcelo. „Miał problemy praktycznie z każdym”

Patryk Stec
4
Nowe fakty o Marcelo. „Miał problemy praktycznie z każdym”

Komentarze

11 komentarzy

Loading...