Jose Kante otrzymał spore wyróżnienie i został powołany do reprezentacji – będzie miał więc okazję postrzelać na treningu de Gei, pograć w dziadka z Iniestą, Isco i Asensio, a kto wie, może dostanie szansę w którymś sparingu… Nie no, tak dobrze to nie ma, Kante pojedzie na zgrupowanie reprezentacji Gwinei.
Napastnik ma obywatelstwa hiszpańskie i gwinejskie, to drugie, dlatego że jego ojciec pochodzi właśnie stamtąd. Kante powołanie dostał już rok temu, zagrał 25 minut z Demokratyczną Republiką Konga. Co ciekawe, dopiero wtedy po raz pierwszy zobaczył Gwineę inaczej niż na mapie i w Google Earth. – To bardzo biedny kraj i widać to na każdym kroku. Ludzie są jednak cudowni. Spotkałem się także z rodziną, której wcześniej nie znałem. W samolocie poznałem kilku zawodników i od razu poczułem z nimi więź. Czuję się, jakbym znał ich przez lata – mówił napastnik na łamach oficjalnego portalu Wisły Płock. Bo też co miał powiedzieć: podejrzewamy, że gdyby był na tyle dobry i pojechał grać z Hiszpanami, czułby się, jakby znał Ramosa przez lata.
W każdym razie, po tym epizodzie tamtejsi trenerzy nie zobaczyli w Kante boga futbolu i na kolejne powołanie musiał napastnik poczekać. W końcu przyszło i w sumie to też intrygujące, dlaczego akurat teraz. Kante nie ma za sobą specjalnie dobrego czasu, co prawda strzelił gola Piastowi Gliwice, ale już w meczu z Jagiellonią wcielił się w rolę siatkarza, kiedy sprokurował rzut karny i aktora, kiedy chciał wymusić rzut karny, co mu się na szczęście ostatecznie nie udało. Podstawowi napastnicy Gwinei nie są kontuzjowani, więc może odpowiedzi trzeba szukać w rywalu. Znów będzie to bowiem Demokratyczna Republika Konga, toteż niewykluczone, że ktoś pomylił kartki.
Drwiny drwinami, ale niech sobie Kante tam jedzie i strzela, nic nam do tego. Warto natomiast powiedzieć, o co gra Gwinea. Otóż Gwinea nie gra o nic, na mundial nie pojedzie, eliminacyjny mecz z DR Konga jest dla niej spotkaniem pożegnalnym. Reprezentacja ma bowiem trzy punkty po pięciu meczach grupowych, prowadząca Tunezja aż trzynaście i trzy oczka przewagi nad drugą DR Konga. A skoro Tunezyjczycy grają u siebie z czwartą Libią, wydaje się, że karty zostały rozdane.
Gwinea nie jest więc specjalnie mocna, ale ogórkami też byśmy ich nie nazywali. Mieli takich graczy jak Pascal Feindouno, Titi Camara, a dziś wielką nadzieją jest Naby Keita. Przypomnijmy: chłopak droższy niż którykolwiek z Polaków.
Na mundial co prawda Gwinejczycy nigdy nie pojechali, lecz potrafili w latach 70. zająć drugie miejsce w Pucharze Narodów Afryki, a w XXI czterokrotnie meldowali się w ćwierćfinale tych rozgrywek. Na pewno dużą sprawą będzie dla nich rok 2023 – wtedy właśnie sami zorganizują mistrzostwa afrykańskiego kontynentu.
Kante będzie miał wówczas 32 lata. Nie bardzo chce nam się wierzyć, że na turniej dojedzie, ale skoro dotknęła go ekstraklasa i różne cuda widzieliśmy, nie postawimy na to żadnych pieniędzy.