O spotkaniach z Ligą Europy rzadko rozmawia się w gronie znajomych, z prostego powodu – w piątek rano nikt już o niej nie pamięta. Mamy jednak wątpliwości, że tym razem utrzymamy ją w głowie aż tak długo, bo dzisiejsze mecze po prostu wynudziły nas niemiłosiernie.
1. Pierwszy mecz pomiędzy Niceą a Lazio był niezły – przynajmniej wynikowo – więc można było liczyć, że coś podobnego dostaniemy w Rzymie. Niestety, tym razem zobaczyliśmy Ligę Europy w jej najgorszej odsłonie, kiedy niezłe przecież drużyny traktują ją jak pańszczyznę, którą trzeba odrobić. Nie nazwiemy tego nudziarstwa graniem jak w meczu towarzyskim, bo w sparingu komuś przynajmniej zależy, żeby pokazać się trenerowi. A tu? Tu wszyscy mieli wylane, tylko Simone Inzaghi gimnastykował się przy linii. Nie było kontuzjowanego Immobile, Balotelli wszedł tylko na końcówkę, w efekcie myśleliśmy, że nie będzie nawet czego opisywać. Bo co, zachwycać się niecelny uderzeniem Sneijdera zza pola karnego? Centrostrzałem Naniego? Dajcie spokój, w takich meczach po punkcie na głowę to o punkt za dużo.
A tymczasem Lazio bierze całą pulę. Wrzutka z rożnego w samej końcówce i samobójczy gol Le Marchanda. Może to i lepiej, że choć jedna drużyna została ukazana za minimalizm? Z drugiej strony – Lazio wygrywa nie oddając żadnego celnego strzału na bramkę. Ot, urok Ligi Europy.
2. Everton nie zwalnia nogi z gazu i nadal gna od kompromitacji do kompromitacji. W ostatniej kolejce ekipa z Liverpoolu przegrała 1:2 u siebie z Lyonem, teraz pojechała do Francji i dostała jeszcze wyżej, bo 3:0. Wydawało nam się, że Andrzej Strejlau potrafi oglądać każdy mecz z optymizmem, ale nawet on dzisiaj stracił wiarę. Spotkanie było bowiem słabe, szczególnie w pierwszej połowie – gra toczyła się w tempie spacerowym, groźne akcje widzieliśmy raz od wielkiego dzwonu. Strzał Fekira, uderzenie Traore z główki, potem wstrzelenie piłki wzdłuż bramki Pickforda i to właściwie tyle. Tak naprawdę najgroźniej wyglądał uraz Martina, któremu udzielano pomoc naprawdę długo i zapewne czeka go spora przerwa:
Aucun mec d’Everton a pris le soin de prendre des nouvelles dr Martina il est resté au sol 7 minutes.. pic.twitter.com/AURodH4r5f
— 🔵 BARÇA 🔴 (@FCBarcelone23) 2 listopada 2017
Po zmianie stron mecz był już nieco ciekawszy, co zaskakujące pierwszy zaatakował marny Everton, ale strzał Gueye z szesnastki świetnie wyjął Lopes. No, a potem już OL pozbył się skrupułów i zaczął rywala punktować, tym bardziej że przyjezdni sami w tym pomagali. Choćby Schneiderlin, który najpierw chciał przerwać akcję wślizgiem, a zaliczył asystę przy golu Traore, natomiast później wyleciał za dwie żółte kartki. Gol na 2:0? Dobra interwencja Pickforda, ale potem kompletny brak asekuracji i Aouar podwyższa prowadzenie. 3:0 – Depay zostaje odpuszczony w szesnastce i po wrzutce strzela bramkę głową.
The Toffees wyglądają naprawdę smutno – tacy goście jak Williams, wspomniany Schneiderlin czy Sigurdsson nie urwali się z księżyca, byli naprawdę solidni. A dziś jest dramat. W Premier League Everton siedzi na 18. miejscu w tabeli, w Lidze Europy w swojej grupie jest ostatni, dwa punkty za Apollonem.
3. Pogromcy Legii, a więc Sheriff Tyraspol – warto doprecyzować, tych pogromców w tym sezonie było kilku – wprawili dziś w zakłopotanie inną stolicę, konkretnie Moskwę. Tamtejszy Lokomotiv nie dał rady dzielnym Mołdawianom i przegrał 1:2, po golu Badibangi i Brezoveca. Warto wiedzieć, że Sheriff radzi sobie w LE całkiem przyjemnie – w pierwszej serii nie wygrał żadnego meczu, ale też żadnego nie przegrał, remisując wszystko jak leci. Teraz udało się już sięgnąć po trzy punkty i Sheriff jest wiceliderem, ale ma tyle samo punktów co pierwsza Kopenhaga. W zapasie mecz u siebie z najsłabszą Żiliną i wyjazd do Danii. Awans jest naprawdę do zrobienia.
4. Ale… drugi pogromca też wygrał! Astana drugi raz z rzędu ogoliła Maccabi Tel Awiw, dziś po bramce Twumasiego. Kazachowie są na drugim miejscu w tabeli, z dwoma punktami przewagi nad Slavią. Przed nimi wyjazd do Czech i Villarreal u siebie. Podeszłaby taka Astana z Sheriffem w fazie pucharowej.
5. Ochotę na kompromitację miała przez chwilę Kolonia, bo prowadziła BATE, a na przestrzeni dwóch minut oddała prowadzenie i już przegrywała 1:2. Przyznajmy, że po golu ślicznej urody:
Niemcy potem jednak wzięli się w garść i strzelili jeszcze cztery bramki, tym samym mają jeszcze szanse na awans. Aha – Olkowski wszedł w 83. minucie.
6. Inny z Polaków, Jacek Góralski, zagrał cały mecz przeciwko Bradze. Ludogorec zremisował 1:1, jest pierwszy w tabeli i na dobrej drodze do awansu. Z kolei Tomasz Kędziora grał 45 minut w wygranym 1:0 meczu Dynama Kijów z Young Boys. Ukraińcy już awansowali dalej.
7. Arsenal tylko zremisował z Crveną Zvezdą. Wenger wystawił drugi (a może i trzeci) garnitur, bo grali tacy goście jak Willock, Nelson i Macey, ale mimo wszystko, chyba od Kanonierów można wymagać więcej, choć awans też już mają, więc nie będziemy się czepiać.
8. Patrick Evra dokonał rzadkiej sztuki – nie dość, że dostał czerwoną kartkę jeszcze przed meczem, za kopnięcie kibica, to kopnął… kibica OM. W samym meczu czerwoną kartkę zobaczył Kamara, natomiast OM przegrało 0:1 z Vitorią Guimaraes.
Komplet wyników:
AEK – AC Milan 0:0
Apollon – Atalanta 1:1
Basaksehir – Hoffenheim 1:1
Kopenhaga – Żilina 3:0
Lokomotiv Moskwa – Sheriff Tyraspol 1:2
Ludogorec – Braga 1:1
Lyon – Everton 3:0
Maccabi – Astana 0:1
Partizan – Skenderbeu 2:0
Rijeka – Austria Wiedeń 1:4
Slavia Praga – Villarreal 0:2
Young Boys – Dynamo Kijów 0:1
Arsenal – Crvena Zvezda 0:0
Athletic Bilbao – Oestersunds 1:0
FC Koeln – BATE 5:2
FCSB – Hapoel Ber Szewa 1:1
Guimaraes – OM 1:0
Hertha – Zorya 2:0
Lazio – Nicea 1:0
Pilzno – Lugano 4:1
Real Sociedad – Vardar 3:0
Rosenborg – Zenit 1:1
Salzburg – Konyaspor 0:0
Vitesse – Waregem 0:2