Gdy stało się jasne, że Kamil Biliński po ostatnim sezonie odchodzi ze Śląska Wrocław, byliśmy zdziwieni. No bo mowa była przecież o chłopaku stamtąd i jednym z naprawdę nielicznych piłkarzy tej drużyny, którzy przy rozgrywkach 16/17 mogli sobie stawiać małego plusa. W dużej mierze dzięki bramkom, które w końcówce sezonu strzelał „Bila”, Śląsk nie musiał do końca drżeć o utrzymanie, a łącznie napastnik nazbierał 11 goli i zaliczył 4 asysty. No nie w kij dmuchał. Ale we Wrocławiu stwierdzono, że to nie bilans, który urywa dupę.

Gdyby było inaczej, zapewne o Bilińskiego by walczono. Pogadaliśmy z nim, gdy okazało się, że dłużej we Wrocławiu grać nie będzie.
– Chcę czuć, że ktoś faktycznie na mnie stawia i że jestem mu potrzebny. Nie chodziło o aspekt finansowy. Wielokrotnie dochodziły mnie słuchy, że Biliński zwariował i poleciał na pieniądze, bo strzelił kilka bramek i nagle chciał nie wiadomo ile. Prawda jest taka, że chodziło o zasady i szacunek w stosunku do mnie. Z mojej perspektywy nie wyglądało to na prawdziwe negocjacje. „Bierzesz to albo nie i tyle”. Pojawiły się informacje, że niby miałem bardzo duży kontrakt i klub mi chciał go tylko trochę obniżyć, a ja zwariowałem i powiedziałem, że nie. Absolutnie tak nie było. Klub chciał mi urwać sporo z poprzedniej umowy. Chciał mi dać kontrakt 1+1, ale z różnymi haczykami. Nie mogło to tak wyglądać. Mówiłem wprost: potrzebuję stabilizacji, chciałem we Wrocławiu już osiąść na dłużej.
Chyba nawet Sheldon Cooper potrafiłby wyczuć, że Biliński ma bardzo dużo żalu do poprzedniego pracodawcy. I zapewne w dzisiejszym meczu pomiędzy Wisłą Płock a Śląskiem Wrocław będzie chciał pokazać, że ktoś w klubowych gabinetach powinien żałować swojej decyzji. O ile oczywiście Jerzy Brzęczek wpuści go na boisku, bo ostatnio różnie z tym bywa. No właśnie – jeśli mielibyśmy powiedzieć, kto gorzej wyszedł na letnim rozstaniu, to po 12 kolejkach nie mamy żadnych wątpliwości – piłkarz a nie klub.
W ostatnim meczu z Koroną Kielce Biliński dostał 12 minut, co i tak należy uznać za progres, bo:
–z Bruk-Betem nie wstał z ławki,
– z Cracovią nie wstał z ławki,
– z Pogonią nie wstał z ławki,
– z Zagłębiem nie wstał z ławki,
– z Górnikiem – zgadliście – nie wstał z ławki.
O wrześniu 2017 nie będzie opowiadał swoim dzieciom, gdy te poproszą go wspominki z czasów kariery. Wcześniej były napastnik Dinama Bukareszt grał dużo, ale wielkiego pożytku z tego nie było (tylko jeden gol), więc Jerzy Brzęczek przychylniej spojrzał w kierunku Piątkowskiego i Kante. Na dziś niełatwo sobie wyobrazić, że Biliński poprawia bilans z poprzedniego sezonu.
Tymczasem w Śląsku sprawy mają się tak, że nowy napastnik to najlepszy piłkarz drużyny. Oczywiście nie chodzi nam o Arkadiusza Piecha, bo ten strzelił w lidze tyle samo bramek co Biliński w Wiśle Płock (a szans miał znacznie więcej). Jeśli chodzi o formę w tym sezonie, ta dwójka nawet nie stała obok Marcina Robaka. 10 meczów, 8 goli. Nawet jeśli trzeba było dopłacić do tego interesu, bo król strzelców poprzedniego sezonu może liczyć na trochę inne wynagrodzenie niż dawny wicekról strzelców ligi litewskiej, to warto było.
Błyskawicznie Śląsk uzależnił się od Robaka. Oczywiście nie jesteśmy ślepi, widzimy, że naprawdę przyzwoicie grają skrzydłowi Śląska, że dobre mecze notują środkowi pomocnicy, ale można zaryzykować stwierdzenie, że bez Robaka całość wyglądałaby bardzo blado. Ponad połowa goli w tym sezonie to jego zasługa (53.3%). W całej lidze większy wpływ na dorobek strzelecki drużyny ma tylko Carlitos w Wiśle (nie licząc asyst – 60%). Na barkach Marco Paixao, Igora Angulo czy Jakuba Świerczoka spoczywa znacznie mniejszy ciężar.
I sęk tylko w tym, że ta kolejka ekstraklasy jest tak nienormalna, że nie zdziwilibyśmy się nawet, gdyby na jej zakończenie Biliński walnął Śląskowi hat-tricka.
Fot. FotoPyK
.
„Prawda jest taka, że chodziło o zasady i szacunek w stosunku do mnie.” – aha czyli kontrakty mają być podpisywane z zasadami które pasują piłkarzom tzn im więcej mam lat i dłużej gram w ESA tym więcej hajsu mi się należy. Biliński nie spełnił oczekiwań i zarabiał dużo w stosunku do tego co dawał, klub zaoferował mu kontrakt jaki uważał za odpowiedni a jemu nie pasiło, bo czuł się Batistutą.
No to zycie szybko zweryfikowało. Poszedł do słabej Wisły Płock i nie potrafi sobie tam wywalczyć miejsca. Ciekawe czy dalej uważa, że we Wrocławiu nie obdarzyli go szacunkiem, czy może poszedł po rozum do głowy i zrozumiał, że jest cienki.
Pisałem to w czerwcu jak był wspomniany wywiad z Bilińskim:
” Fajnie się na koniec odblokował i dał dużo do utrzymania Śląska, ale podsumowując grę to dwa sezony we Wrocławiu wyglądały bardzo blado. Z tych 11 goli w 32 meczach, 6 strzelił w ostatnich 5 kolejkach. Czyli wcześniej w 27 meczach miał goli 6. Jest to wynik mocno średni. A to i tak był niezły wynik w porównaniu z poprzednim sezonem: 5 goli 31 meczach. Co daje nam 15 bramek w 63 meczach. Średnia poniżej 0,25 bramki na mecz. A tak jak mówię również jeśli chodzi o samą grę to wirtuozem nie jest.
A tutaj są głosy jakby Śląsk za darmo oddawał Milika.”
Potem ktoś mi rzuci wyliczeniem, że w kontekście stosunku minut do goli był to 5 wynik w Ekstraklasie:
1. Nikolić 12 bramek – 1286 minut – bramka co 107 minut
2. Robak 18 bramek – 2035 minut – bramka co 113 minut
3. Siemaszko 11 bramek – 1407 minut – bramka co 128 minut
4. Paixao 18 bramek – 2439 minut – bramka co 136 minut
5. Biliński 11 bramek – 1935 minut – bramka co 176 minut
5. Piątek 12 bramek – 2111 minut – bramka co 176 minut
Z tym że w rundzie zasadniczej wyglądało to tak: Biliński 5 bramek – 1432 minuty – bramka co 286 minut. Poza tym to, że na tyle rywali był to wynik w pierwszej piątce, świadczy nie tyle dobrze o Bilińskim, co źle o konkurencji.
Rynek weryfikuje. Za najlepszych płacą miliony, kolejne miliony za pensje, kontrakty na 5 lat. A jak ktoś jest hmm średniakiem to ma mniej sprzyjające warunki kontraktu i sympatie nie powinny mieć nic do rzeczy.
Spójrz tutaj: http://weszlo.com/Trybuna/kamil-bilinski-uosobienie-ligowego-dzemiku/
Ja się przyjrzałem trochę bardziej tym jego golom.
Bardzo w punkt. Dobre rozwinięcie tematu tego zawodnika i jego wybitnych osiągnięć i adekwatnych oczekiwań.
Dodam, że byłem mocno sceptyczny odnośnie Robaka w Śląsku, bo jednak sporo goli w poprzednim sezonie walnął z karnych, ale przyznam, że on nie tylko strzela ale też dużo wnosi do gry ofensywnej, przytrzyma, wygra walkę o górną piłkę, lub walkę „bark w bark”. Aż szkoda że metryka jest jaka jest, zobaczymy jak długo utrzyma dobrą dyspozycję nie tylko strzelecką, ale też fizyczną.
To jest jak na naszą ligę bardzo dobry typ zawodnika. Potrafi przyjąć i utrzymać lagę w przód. Nawet jeśli nie dawałby wielu bramek, to daje możliwość wyjścia z pod pressingu. Zaryzykuję stwierdzenie, że Lech w meczu z Legią, kiedy wyszedł Kownacki wyglądałby znacznie lepiej z Robakiem z przodu.
Biliński to zawodnik, któremu przede wszystkim brak boiskowej inteligencji. Jak grał w Śląsku miałem wrażenie, że zawsze podejmuje najgorszą decyzję, jaką można w danym momencie podjąć. Jak trzeba było podać, to strzelał, jak trzeba było strzelać to podawał (choć to drugie zdarzało mu się niezwykle rzadko). Jak trzeba było podać do przodu, to podawał do tyłu, jak trzeba było inteligentnie zagrać, to wchodził w drybling. Przeważnie patrzył tylko jak tu walnąć na bramkę, nieważne czy to miało sens, czy nie.
Robak to jego totalne przeciwieństwo.
Treść usunięta
Treść usunięta
w kwestii zamiany siekierki na kijek to proponuje rozważyć wymianę Jagiellonii: oddała Wiśle Płock D.Szymańskiego za P.Wlazło…
Treść usunięta
No i trochę pokory. Bohater artykułu wychodzi w pierwszym składzie i brameczka. A do przerwy WKS na łopatkach(także przez swoją bezmyślność). Zobaczymy kto na koniec sezonu lepiej wyjdzie na zmianach. Pokora Panowie jeszcze raz pokora…
Treść usunięta