Reklama

Musimy to napisać… Derby rządzą się swoimi prawami!

redakcja

Autor:redakcja

22 października 2017, 21:17 • 3 min czytania 9 komentarzy

GieKSa miała wszystko, aby wygrać dzisiejszy mecz. Serię trzech zwycięstw, cały stadion kibiców za sobą, a do tego zdrowego Tomasza Foszmańczyka, który w poprzedniej kolejce wrócił do gry i na dzień dobry zaliczył asystę przy zwycięskiej bramce z Podbeskidziem. No i najważniejsze – rywala, który spadł na niższy poziom, a nadal jego rola ograniczała się do tego samego, co w ekstraklasie. Czyli rozpaczliwej walki o wydostanie się z samego dna tabeli.

Musimy to napisać… Derby rządzą się swoimi prawami!

No i teraz czas na gong, który brzmi – a jakże! – derby rządzą się swoimi prawami. Bo nie wiemy, jak inaczej wytłumaczyć to, że czerwona latarnia ligi do przerwy wygrywa z będącym w gazie rywalem 2:0, a gdyby Ruch w końcówce pierwszej połowy miał więcej szczęścia, to Sebastian Nowak mógłby schodzić do szatni nawet z piątką na sumieniu. Podziękować zarówno on, jak i wszyscy koledzy z defensywy powinni Lukasowi Klemenzowi, bo gdyby nie jego solidna postawa z tyłu, mogłoby skończyć się kompromitacją.

Czemu Ruch prowadził dwiema bramkami po pierwszej połowie? Nie mamy pojęcia. A do tego w jakim stylu… Bo kilka zagrań chorzowian było z kategorii “stadiony świata”. Strzał Posinkovicia na 1:0 można nazwać piękną bramką, choć mimo wszystko bardziej pasuje do niej słowo: dziwna. Bo strzelił, jakby chciał wybić piłkę jak najwyżej potrafi, okazuje się, że faktycznie – przelobowała ona grzeszącego wzrostem Nowaka i jakimś cudem zmieściła się między nim a poprzeczką.

Gol na 2:0 to też majstersztyk, bo po stracie Goncerza (za co nie można go winić, bo dostał bardzo trudną do przyjęcia piłkę z powietrza) Trojak wypuścił na skrzydle Miłosza Przybeckiego, a wiadomo, że nawet jeśli piłka jest szybsza od każdego zawodnika, to on mimo wszystko się z tej zasady wyłamuje. Wyłamał się także z innej, bo wiadomo powszechnie, że jego największym i jedynym atutem jest gaz. A tutaj proszę – zagrał świetnie do wbiegającego w pole karne Walskiego i usta otwierały nam się coraz szerzej.

W drugiej połowie GKS rzucił się na rywali, ale choć pod bramką Ruchu było dużo szumu, to mało z niego efektów. Świetna akcja Foszmańczyk-Skrzecz-Kędziora-Foszmańczyk? Tak, zrobiła wrażenie, ale nic drużynie Mandrysza nie przyniosła, bo ostatni z wymienionych zawodników był zbyt odchylony przy strzale lewą nogą i przestrzelił. Bramka Zejdlera? Ładne wykończenie, ale co z tego, skoro wcześniej pomocnik gospodarzy pomagał sobie ręką w przyjęciu piłki?

Reklama

Napierającej GieKSie w końcu udało się strzelić kontaktowego gola, gdy po wrzutce Skrzecza fatalnie wybił piłkę Marković, bo ta poleciała całe dwa metry przed niego… Wtedy zgarnął ją Cerimagić, nawinął winowajcę i Kowalczyka, po czym uderzył mocno na dalszy słupek. I gdy wydawało się, że dojdzie do wyrównania, kontrolę nad spotkaniem przejęli kibice z Katowic. Derby to derby – wiadomo, ale tym razem race znacznie przeszkodziły ich drużynie. Ta była rozpędzona, “siedziała” na rywalach, a została wybita z rytmu przez przerwanie gry na dobre dziesięć minut. Po wznowieniu meczu piłkarze zapomnieli, jak się gra w piłkę i nie przeprowadzili żadnej sensownej akcji. Nawet zawziętości i gry na chaos zabrakło. Tym samym Ruch wygrał derby i pokazał nam, że jeśli obstawiać mecze, to nie pierwszej ligi, bo na nich na pewno się nie dorobimy. Oto najbardziej nieprzewidywalna liga na świecie.

GKS Katowice – Ruch Chorzów 1:2 (0:2)
0:1 Posinković 8′
0:2 Walski 38′
1:2 Cerimagić 74′

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...