Reklama

Powiedziałem, że poradziłbym sobie w Barcelonie. Mentalnie miałbym trudno, ale piłkarsko, kto wie?

redakcja

Autor:redakcja

20 października 2017, 09:36 • 10 min czytania 16 komentarzy

– Przed wyjazdem z Polski powiedziałem, że mógłbym sobie poradzić w takim klubie i to się za mną ciągnęło. Pewnie mentalnie miałbym trudno, ale piłkarsko, to kto wie? Pewnie nigdy się nie przekonam – mówi w rozmowie z “Przeglądem Sportowym” Rafał Wolski.

Powiedziałem, że poradziłbym sobie w Barcelonie. Mentalnie miałbym trudno, ale piłkarsko, kto wie?

FAKT

O nowych porządkach Juppa Heynckesa w rozmowie z „Faktem” opowiada Robert Lewandowski.

Po raz pierwszy zmienił się panu trener w trakcie sezonu. Jak wyglądały te kilkanaście pierwszych dni?
Początek to poznawanie się: nowych zasad, metod, treningu, myślenia. To cały czas trwa.

W „Bildzie” podano listę zasad, które nowy szkoleniowiec wprowadził do klubu. Szatnie mają być sprzątane przez zawodników, bardzo mocno ograniczył używanie telefonów komórkowych, wprowadził kary za spóźnienia. Czy to dobry kierunek?
Te zasady funkcjonowały już wcześniej, ale teraz są bardziej przestrzegane. Niektórzy zawodnicy respektowali je od początku, inni może potrzebowali większej presji. Ale wielkich zmian nie ma.

Reklama

Dużo było sprzątania w szatni po zwycięstwie z Celtikiem?
Robert Lewandowski: To jest normalne, by rzucić ciuchy czy korki w miejsce, z którego później zostaną zabrane, umyte, wyprane. W tej kwestii wiele się nie zmieniło. Mamy być dokładniejsi.

Zrzut ekranu 2017-10-20 o 09.26.21

GAZETA WYBORCZA

Czy Anglicy doczekali się wreszcie „swojego” sezonu w Lidze Mistrzów?

Osiągnięcia potentatów Premier League, najbogatszego i najpopularniejszego turnieju piłkarskiego na planecie, było żałośnie nieproporcjonalne do inwestycji. Żadnego występu w finale po 2012 r. I ledwie dwa występy w półfinale w tym samym okresie – na 20 miejsc!

Dlatego trwająca jesień przebiega da Anglików tak obiecująco. 11 zwycięstw, 4 remisy, 0 porażek. I cała seria imponujących meczów: Chelsea bije Atlético, i to w Madrycie; Tottenham kradnie punkt w tym samym mieście, na stadionie broniącego trofeum Realu; kluby manchesterskie wygrywają wszystko, City z łatwością rozprawia się z szalejącym na włoskich boiskach Napoli; nawet krytykowany Liverpool potrafi ustanowić wyjazdowy rekord rozgrywek, okładając Maribor siedmioma golami.

Reklama

Po trzech kolejkach fazy grupowej oczywiście nie wolno ogłaszać powstania angielskiego imperium. Ale coś się dzieje. W ostatniej edycji przedstawiciele Premier League uciułali w fazie grupowej 60 proc. możliwych do zdobycia punktów. W przedostatniej – 58 proc. I za każdym razem ktoś odpadał z rozgrywek. Teraz uzbierali 82 proc. dostępnej całości.

Jak Katalonia gra piłką nożną? Przyjrzał się temu Dariusz Wołowski.

Dziś część katalońskich mediów sportowych stara się uciekać od polityki. Świętują setnego gola Leo Messiego w rozgrywkach europejskich. Argentyńczyk zdobył bramkę z wolnego, podwyższył wynik na 2:0, kiedy Barcelona grała w dziesiątkę. Wygrana nad Olympiakosem 3:1 daje zespołowi z Camp Nou pierwsze miejsce w grupie z kompletem 9 pkt i niemal pewny awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Piłkarze i trener Ernesto Valverde robią, co mogą, by skupić się na sporcie, są też liderami ligi hiszpańskiej, ale wszyscy dookoła nich myślą o dalszej przyszłości. Jak zawierucha polityczna w Katalonii zmieni sytuację Barcelony? Politycy o poglądach separatystycznych uspokajają, że Barca i inne kluby z regionu same wybiorą, gdzie chcą grać, od nich będzie zależało, czy opuszczą ligę hiszpańską.

Szef La Liga Javier Tebas przyznaje, że strata Barcelony i innych klubów katalońskich sprawiłaby, że liga hiszpańska straciłaby 25 proc wartości. – Kłamstwem jest jednak, że niepodległość Katalonii nie zamyka przed Barcą drzwi do Primera Division. Prawo hiszpańskie nie przewiduje, by w lidze grały kluby zagraniczne – tłumaczy. Prawo musiałby zmienić parlament hiszpański, a po ogłoszeniu niepodległości regionu emocje po obu stronach byłyby tak skrajne, że trudno sobie wyobrazić, by przejmował się tym, co jest dobre dla futbolu.

Zrzut ekranu 2017-10-20 o 09.22.32

SUPER EXPRESS

Górnik idzie na rekord. 20 tysięcy na trybunach w każdym meczu rundy nie było jeszcze nigdy.

Z Zabrza nadchodzą ostatnio same dobre wieści. Klub właśnie przedłużył do połowy 2020 r. kontrakt z Igorem Angulo (33 l.), najskuteczniejszym strzelcem nie tylko Górnika, ale i całej ligi (11 bramek). To między innymi na Hiszpana chodzą w Zabrzu tłumy. Górnik w tej rundzie był sześć razy gospodarzem i za każdym razem na stadionie było ponad 20 tys. widzów (średnia to 22 266, najwyższa w lidze).

Nigdy wcześniej w historii tego klubu nie zdarzyło się, że wszystkie mecze jednej rundy rozgrywek gromadziły ponad 20 tys. fanów. Zabrzański klub sprzedał już wszystkie bilety na kolejny mecz u siebie, z Lechem Poznań, do pobicia rekordu potrzebne są więc tylko dwie dychy na Koronie. Ogłoszenie tego może nastąpić w każdej chwili, bo do wczoraj sprzedanych było 18 tys. wejściówek.

Węgierski król jest Nagy.

– Drużyna przegrywała, a Nagy lepiej radził sobie w klubach na mieście niż na treningach – twierdzi nasz informator z Legii.

Gdyby Nagy imponował formą, to skończyłoby się pewnie na pogrożeniu palcem. Ale gra tak słabo, że odesłanie go do rezerw w szatni przyjęto ze zrozumieniem.

– Zamiast zacisnąć zęby i harować, tylko narzekał i powtarzał, że ma tego dosyć – dodaje nasz informator.

Zrzut ekranu 2017-10-20 o 09.17.23

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zrzut ekranu 2017-10-20 o 09.00.36

Na dzień dobry „Przegląd” daje nam wywiad Izy Koprowiak z Robertem Lewandowskim.

Prezes PZPN Zbigniew Boniek powiedział po awansie, że gdy wszyscy martwią się o grę w obronie, on ma obawy, gdy myśli o ofensywie, bo sam Robert Lewandowski sprawy nie załatwi. Gdy rywale będą mocniejsi niż Armenia czy Kazachstan, o gole będzie ciężko.
W poprzednich eliminacjach też straciliśmy sporo bramek, a na EURO we Francji potrafiliśmy się bronić, skupialiśmy się bardziej na tym aspekcie, przez co stwarzaliśmy sobie mniej sytuacji z przodu. Ja sam przez całe mistrzostwa Europy miałem może ze dwie szanse na zdobycie gola. Na pewno jest w tej kwestii nad czym pracować. Bo obrona to jedno, ale z przodu też musimy dobrze funkcjonować. Mamy jednak czas, jestem o to spokojny.

Gdy rozmawialiśmy w grudniu ubiegłego roku po meczu z Atletico Madryt, w którym zdobył pan bramkę z rzutu wolnego, opowiadał pan o tym, jak pracuje nad strzałami ze stałych fragmentów gry. Dziś jest pan głównym ich wykonawcą. Co teraz szlifuje pan na treningach?
Może powinienem oddawać więcej strzałów z dystansu? W meczu z Celtikiem uderzałem dwa razy: raz obronił bramkarz, za drugim razem mój strzał został zablokowany. To też muszę poprawić.

Zrzut ekranu 2017-10-20 o 09.00.45

Piękne pierwsze sto dni Valverde w Barcelonie. Kluczem było zarządzanie czasem gry Iniesty?

W tym sezonie Valverde dał przynajmniej jedną okazję do gry wszystkim piłkarzom poza Ardą Turanem, Thomasem Vermaelenem i Jasperem Cillessenem. Szkoleniowiec Blaugrany stosuje rotacje, które nie odbijają się na wynikach zespołu i świetnie wpływają np. na Andresa

Iniestę. Kapitan Barcelony w poprzednich sezonach narzekał na brak regularnej gry, przez co wypadał z rytmu, natomiast za kadencji 53-latka grał zawsze, jeżeli był zdrowy. Plan Valverde jest prosty – wystawiać Iniestę, ale rozsądnie zarządzać czasem jego gry. Na razie się udaje. Hiszpan co prawda nie rozegrał jeszcze żadnego meczu w pełnym wymiarze czasowym, ale z drugiej strony już dawno nie był w tak dobrej formie.

Zrzut ekranu 2017-10-20 o 09.00.57

Krzysztof Mączyński, czyli Wisły wychowanek wyklęty.

Na jego ręce widnieje wytatuowany Kościół Mariacki. Symbol Krakowa, miasta, w którym się urodził, wychował, do którego za kilka lat wróci. Ale już nie po to, by grać w piłkę, choć jeszcze niedawno marzył, by zakończyć karierę przy Reymonta.

– To, co miałem dla tego klubu zrobić, już zrobiłem. Do Wisły nie wrócę – powiedził Krzysztof Mączyński po przenosinach do Warszawy. Przez ostatnie pół roku jego postrzeganie Białej Gwiazdy całkowicie się zmieniło. Przywiązanie przyćmiły konflikty z władzami klubu (m.in. zarzuciły mu, że udawał kontuzję, gdy w czerwcu pojechał na zgrupowanie reprezentacji Polski), sentymenty szybko przykryły wyzwiska kibiców. Fala hejtu wylała się na niego od razu, gdy podpisał umowę z Legią – fani Wisły nie mogli mu wybaczyć niedotrzymania wcześniejszej deklaracji, że nie przeniesie się na Łazienkowską. Fala, która zmiotłaby wielu. Dotychczas nienawiść objawiała się jednak tylko w internecie, bo gdy już jako legionista wracał w rodzinne strony, nikt na żywo swoich pretensji nie wyrażał. Po raz pierwszy usłyszy festiwal wyzwisk w niedzielę, kiedy po trzech miesiącach wróci na stadion, który do niedawna był jego domem.

Mioduski popiera decyzję Jozaka o zesłaniu Nagy’a do rezerw.

– Dominik Nagy ostatnio grał po prostu słabo. Jego głowa nie jest skupiona na futbolu – tłumaczy Przeglądowi Sportowemu zesłanie do rezerw 22-latka właściciel Legii Warszawa Dariusz Mioduski. Decyzję podjął w środę trener Romeo Jozak. Już przed meczem z Lechią wysłał sygnał, że pomocnik jest na cenzurowanym odstawiając go na trybuny. Gdy w polskich mediach zaczęły krążyć wypowiedzi piłkarza z wywiadu udzielonego na Węgrzech, w którym opowiada o ataku na zawodników po przegranym spotkaniu z Lechem i transferze, uznano je jako przyczynę banicji. Mioduski zaprzecza.

– Ten wywiad był przeprowadzony dzień po zajściu na naszym obiekcie, a dopiero kilka dni później opublikowany. W dodatku dziennikarze nadinterpretowali jego słowa o odejściu. Połączyli je bezpośrednio z bójką. Transfer? To normalne, że Dominik ma ambicje i chce grać w lepszym klubie. Tak się umówiliśmy, że Legia będzie dla niego trampoliną do zachodnich klubów, ale wszystko ma swoją kolej rzeczy – tłumaczy prezes mistrza Polski i wskazuje na inny problem Nagya. Charakter.

Zrzut ekranu 2017-10-20 o 09.05.28

Jesus Imaz korzysta na absencji Patryka Małeckiego.

27-letni skrzydłowy ma jednak ostatnio nie tylko powody do trosk, ale też do radości. Tej przysparza mu jego aktualna sytuacja w Wiśle. Po licznych letnich transferach i szybkim odpadnięciu z Pucharu Polski, w zespole Białej Gwiazdy na niektórych pozycjach wytworzyła się bardzo duża rywalizacja. Tak dzieje się m.in. w ofensywnej części drugiej linii, gdzie kandydatów do gry jest zdecydowanie więcej niż miejsc w taktyce Ramireza. Jak jednak często w futbolu bywa, Imazowi z pomocą przyszło nieszczęście kolegi. 

Patryk Małecki był dotychczas ulubieńcem trenera. Grał bardzo regularnie od samego początku, gdy hiszpański szkoleniowiec pojawił się w klubie i odwdzięczał się dobrymi występami. Gdy początek sezonu miał gorszy, Ramirez i tak na niego stawiał. Do momentu urazu skrzydłowego żaden piłkarz w kadrze Wisły nie grał u Ramireza tak często. Nagle jednak na lewej pomocy zrobiła się luka, w którą we Wrocławiu wskoczył Imaz. Skrzydłowy nie zagrał rewelacyjnie, ale drugi mecz w podstawowym składzie okrasił bardzo ważną bramką. I o miejsce w składzie na mecz z Legią raczej nie musi się obawiać.

Zrzut ekranu 2017-10-20 o 09.05.39

Rafał Wolski w szczerej rozmowie z Łukaszem Olkowiczem m.in. o planach na przyszłość i nieudanych zagranicznych podbojach.

Zimą pojawia się atrakcyjna oferta. Przyjmuje ją pan, czy zostaje w Gdańsku na sprawdzonym terenie, mając w perspektywie mistrzostwa świata?
Raczej nie będę niczego zmieniał. Zastanowię się sto razy, czy przeprowadzka byłaby dla mnie dobra. Na dziś jej nie planuję, będę kierował się tym, żeby pojechać do Rosji. Mundial to punkt, do którego chcę dotrzeć. Mam cele, jednym z nich jest regularna gra w reprezentacji, a z klubem w europejskich pucharach. Ale życie piłkarza jest tak zakręcone, że nie da się niczego planować. Coś o tym wiem.

Bije chłodem z takiego podejścia.
Mam nadzieję, że nic mnie nie ruszy.

Chyba, że propozycja z Barcelony.
Przed wyjazdem z Polski powiedziałem, że mógłbym sobie poradzić w takim klubie i to się za mną ciągnęło. Pewnie mentalnie miałbym trudno, ale piłkarsko, to kto wie? Pewnie nigdy się nie przekonam. Barcelona jest dla mnie obecnie na zbyt odległej półce. Nie składam już żadnych deklaracji, bo ktoś powie, że mi odbiło, skoro gadam o takim klubie.

Zrzut ekranu 2017-10-20 o 09.05.49

W „Chwili z…” Izy Koprowiak – Adam Matysek.

Przywykł pan do garnituru i do treningowego dresu wracać nie zamierza?
Już odchodząc z Norymbergi, gdzie byłem trenerem bramkarzy, podjąłem decyzję, że do trenowania nie wrócę. Chcę zostać na tym poziomie, co dziś. Na boisko też mnie nie ciągnie. Wiele razy jestem zapraszany do udziału w meczach, ale odmawiam. Chcę, by ludzie mnie zapamiętali takiego, jakim byłem, a nie patrzyli teraz na Matyska, który może mieć w tej bramce problemy.

Czyli by zapamiętali z meczu z Norwegią w eliminacjach mundialu, w którym bronił pan jak w transie, mimo że doznał kontuzji barku?
Zastanawiałem się, dlaczego ten uraz przytrafił mi się akurat w tym momencie, kiedy i w Bundeslidze, i reprezentacji szło mi bardzo dobrze. To, co działo się potem, przypominało reakcję łańcuchową. Nie potrafiłem zatrzymać kolejnych wydarzeń. Byłem zafiksowany na reprezentację, za szybko chciałem wrócić do zdrowia. Zbyt wcześnie wznowiłem treningi, ręka nie była do końca wyleczona. W maju Bayer chciał podpisać ze mną umowę na trzy lata, ale odmówiłem. Postawiłem wszystko na jedną kartę: wybrałem powrót do Polski. Wiedziałem, że chyba źle robię, ale za bardzo zależało mi na kadrze, a wiedziałem, że Bayer ściągnął bramkarza. Nie chciałem być rezerwowym. Zaryzykowałem.

I trafił pan do Zagłębia Lubin. Na mistrzostwach i tak jednak bronił Jerzy Dudek. Upór wcale nie okazał się więc dobry.
Właśnie takie sytuacje pokazują, kiedy powinno się odpuścić.

Zrzut ekranu 2017-10-20 o 09.06.10

fot. FotoPyK

Najnowsze

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
2
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

16 komentarzy

Loading...