Reklama

Średniak + Bayern + Liga Mistrzów = mecz, który nie ma sensu

redakcja

Autor:redakcja

18 października 2017, 22:55 • 4 min czytania 16 komentarzy

Mecze na stadionie Bayernu w fazie grupowej Ligi Mistrzów są zwykle formalnością, ale o ile przyjeżdża na niego mocna drużyna, o tyle możemy liczyć chociaż na dobre widowisko. Mecze z drużynami spoza top 5 europejskich lig na tym stadionie nie mają jednak najmniejszego sensu. Naj-mniej-sze-go. Gdy w tym sezonie przyjechał Anderlecht, dostał 3:0. Gdy rok temu Rostow – 5:0. PSV – 4:1. Wcześniej CKSA – 3:0. Znów CSKA – i znów 3:0. Viktoria Pilzno? 5:0. BATE Borysów? 4:1. Moglibyśmy kopać dalej, ale dotarliśmy już prawie do ery Luisa van Gaala, która jest prehistorią. Jesteście drużyną ze Szkocji/Ukrainy/Holandii/każdego innego państwa nie mającego topowej ligi i macie jechać na Allianz Arena? Lepiej od razu oddajcie walkowera. Szkoda czasu. Naszego i waszego.

Średniak + Bayern + Liga Mistrzów = mecz, który nie ma sensu

Gdy w ostatnich latach klub nie gra w Anglii/Francji/Hiszpanii/we Włoszech i trafia w fazie grupowej LM na Bayern, w Niemczech przegrywa co najmniej trzema bramkami. Fakt, nie opinia.

Stąd nasz wniosek: takie mecze nie mają sensu.

Sensu nie miało oczywiście też spotkanie Bayernu z Celtikiem, które skończyło się po siedemnastu minutach, gdy Thomas Mueller zdobył otwierającą bramkę. A mogło (i powinno!) zakończyć się dużo wcześniej, bo w tym czasie Lewy zdążył już…

a) zostać okradziony z asysty (podawał piłkę z linii do Thiago, który strzelił gola, piłka na pewno nie wyszła całym obwodem,

Reklama

b) został okradziony z gola, bo tak zakończyłby się karny, którego by wykonywał (piłkarz Celtiku powalił go ciągnąc za koszulkę).

A gdy do tego dodamy spartoloną setkę Alaby straszącego stadionowe gołębie wyjdzie nam, że po kwadransie mógł być już mały pogrom. Tak czy inaczej Mueller strzelił – jak to on – typowego paszteta, dobijając strzał głową Lewandowskiego. I wtedy wszystko stało się już jasne. Celtic nie był zdolny praktycznie do niczego. Na połowie Bayernu pojawiał się z podobną częstotliwością, co ateista w kościele. Leigh Griffiths – napastnik Szkotów – po pierwszej połowie jest już merytorycznie przygotowany do napisania z Raymondem Domenechiem książki „Straszliwie sam 2”. Dziwimy się, że nie ustawił wraz ze Svenem Ulreichem stolika do brydża – obaj panowie przynajmniej nie wynudziliby się jak mopsy. W drugiej części gry Celtic coś tam zaczął tworzyć, ale głównie dlatego, że Bayern powoli się rozluźniał w tyłach. Szkoci dwukrotnie byli nawet o włos od gola (raz go strzelili, drugi raz trafili w słupek), ale arbiter w obu przypadkach odgwizdał spalonego. Poza tym dwie, trzy ułańskie szarże piłkarzy z Glasgow kończyły się groźnymi strzałami.

A Bayern? Bayern wjeżdżał na połowę Celtiku jak CBA na chatę i strzelał gole. Konkretnie dwa.

Drugi – Coman wrzucił piłkę do Kimmicha na centymetry, ten skorzystał z zasady „strzel tam, skąd przyszła” i bramkarz nawet się nie ruszył.

Trzeci – Hummels wyskoczył najwyżej po rzucie rożnym i znów nie dał szans.

Nie chciało wpaść za to Lewemu, z którego głód bramki aż kipiał. Gdy już trafił do siatki uderzając z najbliższej odległości po wrzutce Comana okazało się, że był na pozycji spalonej. Próbował dwa razy z wolnego – i dwa razy trafił w mur. Próbował głową z pięciu metrów – musiał cofać się po piłkę i strzelił zbyt lekko, prosto w ręce bramkarza. Z pomocą dwukrotnie przyszli mu też pomocnicy Celtiku podając mu piłkę w okolicach 30 metra i w obu sytuacjach Polak zdecydował się na strzał sprzed pola karnego. Pierwszy wylądował na barku bramkarza, drugi – na bloku obrońców.

Reklama

Ogólnie rzecz biorąc wynik niczego w nastawieniu Bayernu nie zmieniał, Niemcy w każdej minucie drugiej połowy starali się o gola tak, jakby było 0:0. Starali się o gola… To zbyt mało powiedziane, tak samo jak „cisnęli” czy „gnietli rywala”. Oni – mimo że teoretycznie nic już nie musieli – po prostu napierdalali. Lewy – bo też chciał mieć swojego gola. Robben – bo też jak Lewy chciał mieć swojego gola. Mueller – bo za nim zły czas i ma spore pokłady głodu do zaspokojenia. Vidal i James – bo chcieli udowodnić, że niesłusznie zaczęli na ławie. Takim sposobem Bawarczycy stworzyli sobie parę setek: Szkoci musieli wybijać z linii główkę Robbena, Holender znalazł się także w sytuacji, w której wystarczyło tylko spytać bramkarza, który róg (ale chyba strzelił zanim dostał odpowiedź). Gordon wyjmował także bardzo groźny strzał Vidala wolejem z kilku metrów z czystej pozycji czy główkę Muellera w samej końcówce (interweniował instynktownie rzucając się… barkiem). Poza tym było kilka mniej lub bardziej groźnych sytuacji. Gdyby Bayern z jakichś względów musiał wygrać siódemką, to pewnie by tę siódemkę wsadził.

Skończyło się jednak na nie do końca oddającej obraz meczu trójce. Europejski średniaku, gdy następnym razem będziesz chciał jechać na stadion Bayernu pamiętaj, że w tym czasie mógłbyś robić coś pożytecznego.

Bayern Monachium – Celtic Glasgow 3:0

Mueller ’17, Kimmich ’29, Hummels ’51

Najnowsze

Komentarze

16 komentarzy

Loading...