Oglądając takie mecze nieco żałujemy, że Podbeskidzie spadło z ekstraklasy i nie może do niej wrócić, a GKS Katowice od lat walczy o awans, ale nigdy starań nie przekłada na efekty. Prawie 12 tysięcy kibiców na trybunach, niezły poziomem, a na pewno ciekawy mecz.
Oczywiście… To pierwsza liga, to polska piłka. Zdarzały się niedokładne przerzuty, podania za plecy czy strzały, które mogłyby postraszyć tylko gołębie na stadionie. Ale nie było tego na tyle dużo, żeby zastanawiać się nad zmianą kanału, wręcz przeciwnie, powiedzielibyśmy, że kiksy jak na ten poziom rozgrywkowy zostały ograniczone do minimum. Gra była dynamiczna, i to należy uznać za największy plus. Ataki od pola karnego do pola karnego, dużo strzałów z dystansu, a nawet próby wkręcenia piłki do bramki bezpośrednio z rzutu rożnego.
Goli wiele z tego nie było, bo dobrze między słupkami radzili sobie Wojciech Fabisiak i Sebastian Nowak. Ale co miało wpaść, to wpadło. Prowadzenie Podbeskidziu dał Paweł Oleksy, a wszystko dzięki świetnej wrzutce Hanzla z rzutu wolnego na dalszy słupek. Ten “bił” kolejne stałe fragmenty (trzeba przyznać, że nieźle), ale piłkę wybijali obrońcu gości, natomiast wreszcie dobre dośrodkowaniu zgrało się z wbiegnięciem Oleksego w strefę, gdzie piłka została posłana i gospodarze prowadzili 1:0. Po świetnym prostopadłym podaniu Błąda do remisu powinien doprowadzić Wojciech Kędziora, ale jak się tyle kombinuje w prostej sytuacji, to nie ma szans, by padła bramka.
Jednak GKS odpowiadał na ataki Podbeskidzia, więc w końcu doszło do wyrównania. Peter Sulek wycofał piłkę przed pole karne do Dawida Plizgi, a pomocnik uderzył świetnie lewą nogą i piłka wpadła do bramki po odbiciu od słupka. Mecz nabierał rumieńców, a bramkarze cały czas byli “pod prądem”. W końcówce oba zespoły pokazywały, że jeden punkt ich nie interesuje, dlatego ryzykowali stratę “oczka”, bo chcieli zyskać trzy.
W doliczonym czasie w dobrą okazję na przesądzenie o wyniku miał Tomczyk, ale zamiast od razu strzelać, wdał się w drybling w polu karnym. Przekombinował, poszła kontra, kilku rywali minął Frańczak, podał do środka do wracającego po kontuzji Foszmańczyka, a ten posłał fenomenalną piłkę w pole karne, w które wbiegł Adrian Błąd i uderzył na dalszy słupek. Błąd cały mecz walczył, szarpał na skrzydle wszędzie, gdzie się dało, więc sił starczyło mu na strzał i jeszcze na cieszynkę, bo po ostatnim gwizdku padł na murawę ze zmęczenia.
Końcówkę tego meczu zawarto w piosence “Błąd” Łony i Webera:
I tu się muszę mierzyć z kontrą
że to Błąd, że to Błąd, że to Błąd, że to Błąd, Błąd
I rozstrzygnięcia tutaj nastąpią
że to Błąd…
Podbeskidzie – GKS Katowice 1:2 (1:1)
1:0 Oleksy 24′
1:1 Plizga 31′
1:2 Błąd 90+2′
Pozostałe wyniki:
Górnik Łęczna – Pogoń Siedlce 1:1 (0:0)
1:0 Szysz 53′ (karny)
1:1 Kun 74′
Chrobry Głogów – Wigry Suwałki 3:3 (2:0)
1:0 Kaczmarek 13′
2:0 Kaczmarek 45′
3:0 Machaj 60′
3:1 Iorga 61′
3:2 Pilipchuk 64′
3:3 Jurkowski 90+3′
GKS Tychy – Puszcza Niepołomice 1:1 (0:0)
0:1 Czarny 73′
1:1 Czarny 86′ (samobój)
Stomil Olsztyn – Odra Opole 1:0 (1:0)
1:0 Siemaszko 30′
2:0 Siemaszko 76′
Drutex-Bytovia – Zagłębie Sosnowiec 2:2 (2:2)
1:0 Opalacz 13′
1:1 Lewicki 20′
2:1 Surdykowski 24′
2:2 Lewicki 45′
Olimpia Grudziądz – Miedź Legnica 0:1 (0:0)
0:1 Mystkowski 71′
fot. FotoPyK