Przemęczyliśmy się oglądając mecz Termaliki z Arką i przez chwilę myśleliśmy nawet, że dalej z ekstraklasą już dziś nie zostaniemy. Jednak to nasza liga, a że dopiero co była przerwa na kadrę, to postanowiliśmy pozostać jej wierni. Wierność można określić jako silne swędzenie z zakazem podrapania się. I nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszymy, że wytrzymaliśmy ciśnienie i zostaliśmy przed telewizorem, na odpowiednim kanale. Piłkarze Śląska i Wisły wynagrodzili naszą niezłomność, takie mecze w naszej lidze moglibyśmy oglądać co weekend.
Śląsk Jana Urbana z każdym meczem prezentuje coraz lepszy futbol, nie przegrał meczu ligowego od 24 lipca, a u siebie w tym sezonie – w ogóle. Za to w Wiśle – jakkolwiek wygląda gra, choć u nich też z tym nie jest najgorzej – co tydzień czaruje Carlitos. Wszystko wskazywało więc na to, że będziemy świadkami świetnego meczu to w końcu jebnie i będzie nas czekał mecz, po którym na obie drużyny i generalnie na ekstraklasę będzie trzeba wylać pomyje.
Całe szczęście to ta przekreślona (żeby nie zapeszyć) przez nas wersja okazała się prawdziwa. To był kawał futbolu, jak na ekstraklasę. Składne akcje, mnóstwo podań, granie piłką w polu karnym, rajdy, dryblingi, dużo strzałów. Ale zaraz… Zachwalamy oba zespoły, piszemy, że było dużo strzałów, a tylko po dwóch piłka wpadła do bramki? Tu właśnie jest haczyk.
Świetny mecz był też festiwalem zmarnowanych sytuacji…
Kilka przykładów?
– po akcji Carlitosa, Brożek posłał piłkę wzdłuż linii bramkowej, wślizgiem nie zdążył dojechać Imaz
– po podaniu Robaka Piech strzelił w światło bramki, nogami obronił Buchalik
– Carlitos ograł Tarasovsa w pojedynku jeden na jednego i oddał strzał, nogami interweniował Wrąbel
– Robak próbował z dystansu – Buchalik na posterunku
– Brożek dograł miękko w pole karne do wbiegającego Imaza, ten strzelił obok bramki
– Cotra przejmuje piłkę pod polem karnym rywali, lobem posyła piłkę w pole karne do Picha, ten się zastawia, wycofuje ją do Robaka, napastnik przestrzela
– kontra Wisły – Carlitos tańczy z piłką, wygrywa przebitkę z Koseckim (choć pomaga sobie ręką), wykłada Celebana i mając przed sobą już tylko Wrąbla strzela na dalszy słupek, ale bramkarz świetnie interweniuje
– Cotra zagrywa piłkę w pole karne, strzał Robaka zablokował Głowacki, a dobitkę Koseckiego nogami obronił Buchalik
A to tylko niektóre z sytuacji w tym spotkaniu. Sami widzicie, że działo się sporo. Szkoda, że nie skończyło się to wysokim wynikiem, bo obie drużyny śmiało mogły zdobyć po kilka bramek. Skończyło się na dwóch, obie padły za sprawą Carlitosa. W akcji na 1:0 Hiszpan będąc na lewej flance dostał piłkę od Brożka. Wiedział, że jeśli chce zagrać w tempo do Imaza na wolne pole, to nie ma czasu na poprawianie sobie piłki. Dlatego ją przyjął i błyskawicznie zagrał zewnętrzną częścią stopy w pole karne, a Imaz uderzył wślizgiem i choć piłka odbiła się jeszcze od Wrąbla, to wtoczyła się do bramki.
Śląsk licząc na wyrównanie nagle dostał gonga. Sędzia Raczkowski niespodziewanie przerwał grę i udał się do monitora, aby skorzystać z wideoweryfikacji. Na początku nie było wiadomo, co sprawdza, ale jak się okazało – Szymon Marciniak pełniący podczas tego meczu rolę sędziego VAR dopatrzył się, że Celeban pociągnął Imaza za koszulkę, co doprowadziło do przewrócenia się piłkarza Wisły. Raczkowski wskazał na “wapno”, a Carlitos pewnie strzelił pod poprzeczkę i było już 2:0.
To, za co należy ich pochwalić, to dochodzenie do sytuacji. W dzisiejszym meczu piłkarze wykreowali tyle dobrych sytuacji, ile zazwyczaj nie obejrzymy nawet w trzech kolejnych meczach ekstraklasy razem wziętych. Tworzyła je głównie drużyna Śląska (oraz Carlitos), która wypadła dużo lepiej od Wisły w statystykach dotyczących liczby podań czy ich celności, a też czasu przy piłce. Jednak potwierdziło się, że nie liczy się czas posiadania piłki, a jego efektywność. Dziś w tym aspekcie lepsza była Wisła. A przede wszystkim Carlitos.
[event_results 370183]
fot. 400mm.pl