Hit kolejki, mecz o lidera już w piątek. To mogło być fajne rozpoczęcie weekendu z ekstraklasą. Na pewno było ciekawe, bo działo się sporo. Jednak napastnicy obu ekip więcej problemów sprawiali własnym obrońcom i bramkarzom niż tym po przeciwnej stronie boiska. (Anty)bohaterzy dzisiejszego meczu, a dokładniej trzech z nich, wymyśliło nową pozycję na boisku – defensywny napastnik.
Dziś minęły dwa miesiące (!) od bramki Cilliana Sheridana w lidze. I choć dziś niechlubnej serii nie przerwał, to wreszcie znacząco przyczynił się do zdobycia bramki. Przez rywali – dodajmy. Najpierw zamiast wybić piłkę z pola karnego, postanowił bezmyślnie ruszyć z nią do ataku. Zdążył wybiec z „szesnastki”, tam futbolówkę zabrał mu Trałka, który został przez Sheridana sfaulowany. Wolny z groźnego punktu w bocznej strefie, Jevtić przy piłce. Choć wszyscy spodziewali się wrzutki, to pomocnik Lecha uderzył między nogami mającego już faul na sumieniu Sheridana, a także między nogami Gutiego. Kelemen nie wiedział, co się dzieje i nie widział piłki, a gdy ją ujrzał – była już w bramce.
Lech dominował, Jevtić czarował, więc gol był w pełni zasłużony. Pomocnik wrócił po kontuzji na mecz z Legią – zaliczył asystę. W kolejnym hicie, z Jagiellonią, zdobył bramkę i na tym nie zamierzał kończyć. Innym razem jednym przyjęciem zmylił całą defensywę gospodarzy i wyłożył piłkę Bille Nielsenowi, ale ten nie był w stanie zauważyć, że znajduje się na kilkumetrowym spalonym.
Generalnie… nic nie był w stanie zrobić, nie tylko wzrok szwankował. Gość, który nie strzelił gola w ekstraklasie od dwóch i pół miesiąca (!) kolejny raz dostaje szansę i znowu nie wyróżnia się absolutnie niczym oprócz farbowanych włosów. Zmienił go Gytkjaer, też dobry as. Ostatni gol w lidze siedem tygodni (!) temu. A dziś nie strzelił w sytuacji, w której dostał dobre podanie, miał czas, miejsce, zabrakło jedynie i aż umiejętności. Bo gdy po błędzie Gutiego piłkę przejęli piłkarze Bjelicy i Jevtić dograł mu w pole karne, to zbyt pochopnie działający pracownik livescore’a zmieniłby wynik na 2:0 zanim jeszcze Gytkjaer oddałby strzał. A że ten zwlekał i poprawiał sobie piłkę dwa razy, to Kelemen popisał się świetną interwencją. Zresztą kolejny raz, bo w pierwszej połowie fenomenalnie interweniował po strzale głową Nielsena.
Jak wyliczyła EkstraStats któregoś z dwóch napastników na boisku nie było jedynie przez 14 minut z Sandecją. W każdym innym przypadku – chociaż jeden z nich był w grze. Lech z bieżącego sezonu różni się od tego z poprzednich rozgrywek tym, że co prawda też o jedno miejsce w ataku walczyli zaciekle dwaj napastnicy, ale tamci awanturowali się kolejnymi zdobytymi bramkami. A ci obecni licytują się, kto zagra gorzej.
Gdyby Lech miał napastników potrafiących grać w piłkę (czytaj: Kownackiego i Robaka) wygrałby ten mecz z łatwością. Ale że brakowało skuteczności, to Jaga w drugiej połowie chciała to wykorzystać i zdominowała rywali. Wyróżnić trzeba Litwina, prawoskrzydłowego i jeszcze raz Novikovasa. Chłopak udowodnił, że drzemie w nim dużo więcej niż pokazują liczby. Tych brakowało też dziś, bo brawurowe akcje nie dawały Jadze zysku. Aż piłka po główne Romanczuka trafiła pod nogi Novikovasa, a ten uderzył z woleja lewą nogą na 1:1. Wisienka na torcie, jeśli chodzi o jego występ.
Lech szybko mógł zabrać radość kibicom z Podlasia i nawet to zrobił, ale jedynie na 30 sekund. Bowiem po bramce Gajosa na 2:1 Szymon Marciniak skorzystał z VAR-u i okazało się, że po dośrodkowaniu Trałki Gajos, jak i jego trzech kolegów, znajdowało się na spalonym.
To była spalona próba Lecha odjechania rywalom w tabeli. Co prawda nadal jest liderem, ale tyle samo punktów ma Górnik, a w zasięgu jednej wygranej ma go Jagiellonia. Facetów poznaje się po tym jak kończą, a Lech grał świetnie, jednak na początku…
[event_results 369914]
fot. FotoPyK