Od razu uprzedzamy – my do Dany White’a nic nie mamy. Co więcej, powinniśmy być mu wdzięczni, bo w sumie daje sporo okazji do wykazania się i zarobienia dobrych pieniędzy polskim zawodnikom. Ale faktem jest, że prezes UFC ma nie tylko przyjaciół. Wiele osób ze świata MMA ma o nim jak najgorsze zdanie. Ba, własna matka nazywa go skoncentrowanym na sobie aroganckim i okrutnym egoistą. Ale w porównaniu z tym, co mówi o nim Mark Hunt, to prawie poezja.
Mark Hunt to wojownik z Samoa. 19 listopada w Sydney miał się zmierzyć z naszym Marcinem Tyburą. Wcześniej w wywiadzie żalił się na stan swojego zdrowia. – Prawdopodobnie zginę w czasie walki – mówił. – Walczę, od kiedy byłem dzieckiem. Kiedyś zarabiałem grosze, nie starczało mi na jedzenie. Potem zostałem jednym z najlepiej opłacanych wojowników na świecie. Czuję, że moim przeznaczeniem jest umrzeć w czasie pojedynku. Mam tylko nadzieję, że jeśli to się stanie, to w czystej i uczciwej walce. Moje ciało jest rozpieprzone, ale umysł wciąż pracuje. Czasem nie śpię dobrze. Moja pamięć już nie funkcjonuje, zapominam, co robiłem wczoraj, a wciąż pamiętam, co robiłem lata temu. To cena, którą płacę za bycie wojownikiem.
Hunt nie przebiera w słowach
Dana White, stojący na czele UFC, podjął decyzję, że Hunt nie wystąpi na jego gali w Sydney. Oficjalnie, federacja obawia się właśnie o stan zdrowia zawodnika. W środowisku mówi się jednak, że Samoańczyk podpadł szefostwu UFC raczej swoim niewyparzonym językiem. Istotny był także pozew, który Hunt wniósł do sądu. Domaga się w nim odszkodowania od UFC za walkę z Brockiem Lesnarem, w czasie której jego rywal stosował niedozwolone środki. Cóż, jeśli to prawda, to właśnie dołożył kolejną cegiełkę. No dobra, cały stos cegieł…
– Ty kawałku gówna, skurwysynu, czemu skurwielu odebrałeś mi walkę? Dostaniesz kolejny pozew, ty debilu. Możesz mnie pocałować w dupę, łysy kutasie! Zamiast mnie wstawiacie tą tchórzliwą kurwę, pierdol się obciągaczu! – napisał na Instagramie Hunt. Jakby tego było mało, zaraz dodał: – Przeszedłem wszystkie testy medyczne, a na obóz przygotowawczy wydałem 100 tysięcy. Prawda jest taka, że zostałem wycofany z powodu tego pozwu. Wywiad został wyrwany z kontekstu, jestem zdrowy i w dobrej formie. Zrozumiałbym, gdyby UFC zażądało testów medycznych, żeby zapewnić mi bezpieczeństwo. Ale to jest totalna bzdura. Pierdol się, Dana, zawsze mnie nienawidziłeś, ty psie!
Grubo! Prawdę mówiąc, trudno nam sobie wyobrazić jakiegokolwiek szefa, który po takiej tyradzie miałby ochotę w ogóle rozmawiać z pracownikiem. Może jedynie papież dałby się przeprosić, gdyby któremuś z kardynałów puściły nerwy. Cóż, Dana White z całą pewnością nie jest papieżem, choć też ma tłumy wyznawców. I trudno się oprzeć wrażeniu, że gdyby Franciszek był równie skuteczny w działaniu, kościoły byłyby zapełnione do ostatniego miejsca.
Co ja robię tu?
Dana White nie odziedziczył fortuny po ojcu. Do wszystkiego doszedł sam. Wszystkiego, czyli potężnej organizacji MMA, która ma 100 centrów treningowych i organizowała walki w 175 krajach świata. Transmisje gal UFC dotarły do ponad miliarda gospodarstw domowych! Nieźle, jak na gościa, który po zakończeniu szkoły pracował jako lokaj w hotelu.
– Pewnego dnia zatrzymałem się w lobby i zacząłem myśleć: co ja do cholery tu robię?! Zarabiam codziennie kasę z napiwków, plus na koniec tygodnia dostaję czek, ale nie jestem tu szczęśliwy – opowiadał w jednym z wywiadów. – Po prostu wyszedłem, po drodze mówiąc koledze, że odchodzę. On spytał, co będę robił, a ja powiedziałem, że zajmę się biznesem związanym ze sportami walki.
Jak powiedział, tak zrobił. I trzeba przyznać, że do tematu podszedł kompleksowo. Był amatorskim bokserem, trenerem, menedżerem, sędzią. Prowadził treningi dla kobiet oraz własny gym w Bostonie. Jako bokser kariery nie zrobił, choć wygrał kilkanaście amatorskich walk, przy czterech porażkach. Poważniejszą porażkę prawie zaliczył jako biznesmen, prowadzący klub bokserski. Pewnego dnia zjawiło się u niego kilku smutnych panów, których przysłał Whitey Bulger, gangster, trzęsący całym Bostonem. White usłyszał, że jest winny 2,500 dolarów i ma czas do niedzieli. Wtedy podjął pierwszą z kluczowych biznesowych decyzji: zamiast walczyć z gangsterami, zostawił wszystko, co miał i przeniósł się do Las Vegas.
Kupili UFC za 2 miliony dolarów
Tam potoczyło się już z górki. White spotkał dawnego kolegę ze szkoły, Lorenzo Fertittę, który z bratem prowadził kasyno. W międzyczasie zaczął też prowadzić kilku zawodników MMA, walczących dla federacji UFC.
– Szybko się dowiedziałem, że federacja ma kłopoty i prawdopodobnie wypadnie z interesu. Byłem na gali, rozglądałem się i myślałem: a gdyby zrobili to, czy gdyby zrobili tamto, wtedy to mogłoby być naprawdę dużo. Zadzwoniłem więc do braci Fertitto i powiedziałem im: myślę, że UFC ma problemy i sadzę, że możemy ich kupić. Prawdę mówiąc, wydaje mi się, że powinniśmy to zrobić – opowiadał.
W styczniu 2001 bracia założyli firmę Zuffa, LLC i kupili UFC. Kwota transakcji dziś budzi tylko uśmiech – federacja zmieniła właścicieli za jedyne 2 miliony dolarów. Dana White nie tylko został prezesem federacji, ale otrzymał także 9 procent akcji firmy.
Brzmi jak amerykański sen, ale początki UFC wcale nie były kolorowe. W pierwszych dwóch latach pod nowymi rządami, federacja przyniosła ponad 30 milionów dolarów strat. Sytuacja zmieniła się dopiero, kiedy ruszył telewizyjny reality show UFC. The Ultimate Fighter został stworzony przez Danę White’a i Spike TV. Dzięki programowi MMA zaczęło w błyskawicznym tempie zyskiwać mnóstwo nowych fanów. Na programie skorzystał także sam White, który stworzył tam swój wizerunek. Był gospodarzem programu, ale zdecydowanie nie takim, w stylu Roberta Janowskiego w „Jaka to melodia”, a raczej Magdy Gessler z „Kuchennych Rewolucji”, czy jeszcze bardziej Gordona Ramsaya z „Hell’s Kitchen”. Potrafił wrzeszczeć na uczestników, obrażać ich, poniżać, używając przy tym słownictwa, jakiego nie powstydziłby się sam Mark Hunt.
Obcy porwali mojego syna
Co ważne, Ramsay prywatnie jest przesympatycznym gościem. Magda Gessler także da się lubić. Za to Dana White to kawał twardego bydlaka, nie tylko na ekranie telewizora, ale także, a może przede wszystkim, na co dzień. Jego matka wydała kilka lat temu jego nieautoryzowaną biografię: „Dana White: król MMA”.
Jeśli spodziewacie się laurki, to możecie się bardzo zdziwić. June White pisze między innymi o tym, że jej syn kompletnie olał swoją 93-letnią babcię. Choć sam zarabiał grube miliony, nie przeszkadzało mu to, że staruszka mieszka w przyczepie kempingowej. – Dana potrafi przegrać w kasynie milion dolarów w kilka godzin i nic go to nie obchodzi. A jednocześnie nie może pomóc swojej babci – pyta i dodaje, że największa pomoc to było 5 tysięcy dolarów, osiem lat temu.
– Dana kiedyś był prawdziwym przyjacielem, dobrym synem i naprawdę miłym gościem. Teraz zmienił się w pamiętliwego tyrana, który nie ma uczuć i fatalnie traktuje innych – pisze June White. – Czuję się, jakby obcy porwali mojego syna i zastąpili go kimś innym. Chcę mojego starego Danę z powrotem.
Kiedy wysłała synowi mailem ten fragment, odpisał: – Kim ty kurwa myślisz, że jesteś, że mówisz do mnie w ten sposób? Nikt tak do mnie nie mówi.
Przyznacie, nie jest to typowa rozmowa matki z synem…
– Jego fani go kochają za to, co zrobił z UFC i MMA. To się nie zmieni po mojej opowieści. Ale ja jestem zmęczona historiami, które o nim czytam, a które nie mają nic wspólnego z prawdą. Dana kiedy dorastał był wyjątkowym, kochanym chłopcem. Potem był dobrym przyjacielem i dobrym synem – komentuje June White. – Mogę się tylko domyślać co go zmieniło. Jestem po prostu rozczarowana moim jedynym synem, prezydentem UFC, królem MMA.
– Dana White to wyjątkowo charyzmatyczny gość. Moim zdaniem jego największym osiągnięciem jest to, że stworzył wizerunek, który jest nierozerwalnie połączony z UFC. Dochodzi do tego, że podczas konferencji prasowych to on jest większą gwiazdą niż większość zawodników – mówi Jacek Adamczyk z MMArocks.pl. – To luzak, trochę cwaniaczek, lubi wypić piwo. Potrafi opowiedzieć, jak przegrał pięć milionów dolarów w kasynie, albo robić głupie żarty z kolegami. Amerykanom to się podoba. Poza tym, jest niezwykle skutecznym biznesmenem.
9 procent za 360 milionów
Król MMA to dobre określenie Dany White’a. Gość zrobił coś z niczego, stworzył gigantyczny biznes ze sportu, który jeszcze niedawno raczkował. Dziś UFC jest warta miliardy, ma gigantyczną widownię i najlepszych zawodników na świecie. O jej sile może świadczyć choćby niedawna walka Connora McGregora z Floydem Mayweatherem Juniorem. Oto naprzeciwko zdecydowanie najlepszego boksera na świecie staje absolutny debiutant. Bilety sprzedają się, jak świeże bułeczki, telewizje zabijają się o prawa do transmisji, dekodery pay-per-view idą jeden po drugim. Mayeweather i McGregor zarabiają po kilkaset milionów dolarów. Czemu to się mogło udać? Bo Irlandczyk to bezdyskusyjnie największa gwiazda UFC.
A propos setek milionów dolarów, nieco ponad rok temu federacja UFC została sprzedana. Grupa prywatnych inwestorów zapłaciła około 4 miliardów dolarów. Dana White nie tylko utrzymał swoją pozycję prezydenta UFC, ale także zapewnił sobie 9 procent dochodów firmy.
– ESPN dowiedziało się, że umowa z White’em została podpisana na pięć lat. Jego dochody będą wynosić 9 procent przychodów firmy. Źródła potwierdziły także, że White miał 9 procent akcji UFC, co oznacza, że otrzyma także około 360 milionów dolarów ze sprzedaży federacji agencji WME-IMG – ujawnił Darren Rovell z ESPN.
To oznacza, że za zarządzanie UFC White dostanie podobne pieniądze, co komisarze największych amerykańskich lig zawodowych. Komisarz NFL Roger Goodell zarabia rocznie około 21 milionów dolarów, jego były odpowiednik w NBA David Stern kasował 20 milionów. Obecny komisarz ligi koszykarskiej Adam Silver dostaje mniej więcej połowę tego. Rovell ocenia, że roczne dochody UFC wynoszą w tej chwili około 200 milionów, czyli na konto szefa federacji powinno co roku wpływać około 18 baniek. Całkiem nieźle, jeśli wziąć pod uwagę, że kilkanaście lat temu White namówił szkolnych kolegów do zainwestowania zaledwie dwóch milionów…
Dana White to wyjątkowo skuteczny promotor i biznesmen, choć zdecydowanie nie jest najsympatyczniejszym gościem na świecie, o czym przekonuje nawet jego rodzona matka. Być może w słowach Marka Hunta jest trochę prawdy. Ale nawet, jeśli Dana White jest łysym kutasem, to z pewnością bardzo bogatym…
JAN CIOSEK