Chcecie poczuć się jak w innym świecie? To przypomnijcie sobie poprzedni mecz z Czarnogórą na Narodowym. I nie chodzi nam nawet o fakt, że tamte eliminacje za Fornalika przerżnęliśmy z kretesem. Nie, też nie o to, że nie potrafiliśmy wygrać z niżej notowanym rywalem. A o to, że po strzelonej bramce Robert Lewandowski… uciszał krytyków.
Robert rozpieszcza nas ostatnio na tyle, że już dawno o tym zapomnieliśmy, ale właśnie za Fornalika miał poważny problem by dać reprezentacji tyle, co w klubie. By nie powiedzieć wprost: trochę zawodził. Przed meczem z Czarnogórą – wyłączając gole z karnych strzelone San Marino – notował serię… dwunastu meczów bez zdobytej bramki dla reprezentacji. By opisać to obrazowo: była końcówka eliminacji do mundialu, a ostatniego gola z gry Robert zdobył w meczu otwarcia Euro. W ostatnich eliminacjach trafiał w dziewięciu na dziesięć spotkań. Niezła metamorfoza, co?
Wydaje się, że początek tej metamorfozy miał miejsce właśnie cztery lata temu na Narodowym. Wystarczy rzucić okiem na statystyki, jakie od tamtej pory notuje Lewy.
Przed Czarnogórą: 17 bramek w 55 meczach
Po Czarnogórze: 34 bramki w 36 meczach