Zanim jakikolwiek Polak pojechał na mundial, Czarnogórzec miał w papierach półfinał z Urugwajem na Estadio Centenario. Czarnogórcy strzelali bramki w finałach Ligi Mistrzów. Wygrywali Intertoto, grali latami w w piekielnie silnej lidze Jugosławii, komentowali polskie skoki.
***
1. Czarnogóra grała już na mundialu
Z tym, że nie na własna rękę, ale jako „Serbia i Czarnogóra” w 2006. Aby było weselej, 3 czerwca 2006 podpisano deklarację niepodległości i unia łącząca kraje przestała obowiązywać. Faktycznie jest to jedyny raz w historii mistrzostw świata, gdy która drużyna reprezentowała nieistniejący kraj.
Na niemieckich boiskach zespół zawiódł na całej linii przegrywając wszystkie mecze. Choć trzeba zaznaczyć, że trafili do grupy śmierci z Holandią, Argentyną i Wybrzeżem Kości Słoniowej, tak 0:6 na finałach nie przystoi, nawet z rąk Albicelestes.
2. Czarnogórzec na pierwszym mundialu
Czarnogórcy byli na mistrzostwach świata przed Polakami, a to dlatego, że wcześniej przez dekady byli członkami reprezentacji Jugosławii. Pierwszym finalistą był w 1930 bramkarz Milovan Jaksić, który wspólnie z kadrą blisko dwa tygodnie płynął przez ocean do Urugwaju. Na miejscu Jugosławia spisała się naprawdę dobrze, ogrywając w grupie Brazylię i Boliwię. Dopiero gospodarze na Estadio Centenario dali lekcję futbolu (6:1), udowadniając, że nikt wtedy nie mógł się z nimi równać.
Jugosławia, choć nie raz i nie dwa miała mocne drużyny, nigdy nie osiągnęła w finałach lepszego miejsca.
Jaksić bronił… w kaszkiecie
3. Gwiazdy światowej piłki
O najlepszych czarnogórskich piłkarzach w historii musiałeś słyszeć, z tym, że pewnie nie wiedziałeś, że pochodzili z Czarnogóry. Czarnogórcem był natomiast choćby Dejan Savicević, mag z Crveny Zvezdy i Milanu, król dryblingów.
Drugim był Predrag Mijatović, podobnie jak Savicević urodzony w Podgoricy (wówczas „Titograd”, od imienia Jozefa Tito, dyktatora Jugosławii). Mijatović to długie lata znakomitej gry w Valencii, a później gol na wagę pierwszego Pucharu Europy dla Realu od 32 lat.
4. Czarnogóra na własną rękę
Gdy Czarnogórcy przystąpili pierwszy raz sami do eliminacji, byli postrzegani jako ktoś, kto dołączy do grona zespołów takich jak Andora czy Luksemburg. Tak było jednak tylko w eliminacjach do RPA, kiedy wyprzedzili wyłącznie Cypr. Już w kwalifikacjach do Euro 2012 pokazali pazur, dwa razy remisując z Anglią i wchodząc do baraży. Tam dopiero ulegli Czechom.
Od tamtego czasu nikt nie śmie ich lekceważyć. Nigdy nie są faworytami do awansu, ale zawsze są groźni. My przekonaliśmy się o tym za Fornalika. Poprzednia kampania o Euro 2016 była jednak niezbyt udana – czwarte miejsce i tylko 11 punktów.
5. Rywalizacja… z waterpolo
W Czarnogórze najpopularniejszym po piłce sportem jest waterpolo. Męska drużyna jest jedną z najlepszych na świecie. To wielcy pechowcy igrzysk olimpijskich, bo trzykrotnie brali udział w turnieju finałowym, by trzykrotnie zająć czwarte miejsce. Jakby tego było mało, dwukrotnie mecz o brąz przegrali… z Serbią.
Ich największymi sukcesami są więc srebro na mistrzostwach świata 2013, a także złoto mistrzostw Europy 2008.
6. Zdziesiątkowany skład
Czarnogóra zagra z nami bez Savicia (wykluczyły go żółte kartki), Joveticia (kontuzja) i Vucinicia (kontuzja, brak klubu). Trzech najbardziej znanych zawodników, a ani jeden nie może wystąpić. Nie ma ani kapitana, ani vicekapitana, ani byłego kapitana – naprawdę, łatwiej już nie będzie. Trzeba to wykorzystać.
7. Kim więc zagrają?
A choćby Stefanem Mugosą z Sheriffa Tyraspol. Co, nie pamiętacie go z meczów z Legią? I macie prawo – nie grał w nich, został sprowadzony później. Problemy kadrowe Czarnogóry mogą sprawić, że pojawi się na boisku Damir Kojasević, lata temu przed przyjazdem do Jagi reklamowany jako czarnogórski Messi.
Kojasević sezon 08/09 zagrał w Jadze, potem trafił do Łęcznej, gdzie grał m.in. z Prejucem Nakoulmą. Nie sprawdził się i wrócił do kraju. Ostatnio występował w Vardarze Skopje.
8. Powołania z Azji
Nie ma co się śmiać, Nawałka też powoływał Mączyńskiego z Chin, a swego czasu Bąk był pewniakiem w obronie, choć grał na bliskim wschodzie. Urodzony w Belgradzie stoper Marko Simić jest kapitanem uzbeckiego Pachtakora Taszkient. Klub ten od kilku lat gra w azjatyckiej Champions League, ale zawsze ma problem by wyjść z grupy.
9. Polski rodzynek
Jedynym Polakiem, który grał w lidze Czarnogóry, był Marcin Garuch. O realiach tej ligi opowiadał nam tak:
Większość zespołów prezentuje poziom środka tabeli polskiej pierwszej ligi. Budocnost Podgorica się wyróżnia, ale też nic specjalnego – nie wiem czy poradziłby sobie w Ekstraklasie. Finansowo żadne eldorado, ale jest w porządku. Natomiast na pewno jeszcze większa różnica dzieli polską ligę i czarnogórską jeśli chodzi o opakowanie, w konsekwencji tutaj popularniejsze są mecze serbskich rozgrywek. Liga ma potencjał, żeby się rozwijać, jest wiele osób bogatych, które mogłyby inwestować duże pieniądze, ale chyba potrzeba sukcesu, który zrobiłby odpowiedni klimat, dał kopa. Może wspólne rozgrywki bałkańskie byłyby dobrym rozwiązaniem? Na razie zainteresowanie kibiców jest średnie, są mecze, na których jest ich sporo, ale zdarzają się też takie, na których frekwencja wynosi kilkadziesiąt osób.
10. Liga na marginesie
Wśród powołanych na mecze z Danią i Polską znalazł się tylko jeden zawodnik z czarnogórskiej ligi: trzydziestoletni bramkarz Milan Mijatović, który i tak jest trzecim w kadrze.
11. Historyczny stadion
Stadion w Podgoricy jest areną meczów międzynarodowych od wielu dekad. Pierwszy rozegrany tutaj meczem pomiędzy reprezentacjami miał miejsce 27 października 1971, kiedy to w ramach eliminacji Euro 1972. Jugosławia zremisowała z Luksemburgiem, ale i tak wyszła z grupy, choć za rywali miała NRD i Holandię, a wychodził jeden zespół. W kolejnej rundzie odpadła jednak ze Związkiem Radzieckim.
Jakby tego było mało, Luksemburg pokonał Jugosławię także w ówczesnym konkursie Eurowizji
12. Rekord za starych, dobrych czasów
Dziś stadion może pomieścić 17 tysięcy widzów, co oznacza, że prędko nie zostanie pobity frekwencyjny rekord z 27 sierpnia 1975, kiedy na meczu jugosławiańskiej Ekstraklasy dwadzieścia tysięcy kibiców oglądało starcie Budocnost – Hajduk Split. W czasach istnienia Jugosławii miejscowy klub może nie należał do potęg, ale spędził aż dwadzieścia sześć lat w topowej lidze, dwukrotnie doszedł też do finału Pucharu Jugosławii, raz przegrywając z Dinamem Zagrzeb, raz z Hajdukiem Split.
13. Europejskie puchary Budocnosti
Największym sukcesem Budocnosti jest triumf w Pucharze Intertoto w 1981. Oczywiście był to raczej turniej towarzyski, ale jednak ceniony. Budocnost ograło wtedy w swojej grupie Odense, Osters i Wacker. Kolejnej fazy już nie grano.
W nowożytnej historii Budocnosti największą sensacją było zwycięstwo 2:1 z Deportivo La Coruna w Intertoto 05/06. W barwach Depor grali wtedy Capdevillla, Acuna, Munitis, Xisco. Choć był to rewanż, a w pierwszym meczu Czarnogórcy przegrali 0:3, tak emocje były do ostatnich sekund – Budocnost prowadziło już 2:0, ale Acuna trafił z karnego w doliczonym czasie gry.
W zeszłym sezonie Ligi Europy Budocnost ograło Genk 2:0, ale Belgowie lepiej strzelali karne.
14. Polskie ślady
Zawodnikiem Budocnost był pamiętany z Widzewa i Legii Giuliano…
…a trenerem klubu w sezonie 98/99 był Dragomir Okuka.
15. Saranović
Czarnogórcem jest Włodzimierz Szaranowicz, tak naprawdę Vladimir Saranović, syn czarnogórskich imigrantów, urodzony już w Warszawie. Oto co można przeczytać na Wiki:
Odmawiał rodzicom rozmawiania po serbsku i używał polskiego imienia Włodzimierz. Kraj przodków odwiedził po raz pierwszy w wieku 21 lat, biorąc udział w pogrzebie swego stryja i niespodziewanie wygłaszając przemowę po serbsku. Poznał też wtedy swojego kuzyna Slobodana, z którym połączyła go bardzo mocna więź – dopiero po jego śmierci spolszczył w 2010 swoje nazwisko. Rodzice Szaranowicza nigdy nie zdecydowali się na podróż do Jugosławii. Włodzimierz Czarnogórę odwiedzał regularnie. Bardzo mocno przeżył wojnę domową.
– Swego czasu brałem na siebie godzenie komentatorów z krajów byłej Jugosławii. Kiedyś to byli przyjaciele, którzy raptem przestali się do siebie odzywać. Rany goiły się wolno, bo niektórzy komentatorzy byli zaangażowani w sprawozdania z kampanii wojennych. Dla jednych byli bohaterami, bo opowiadali o dramatach narodu, dla drugich byli tymi, którzy oskarżali ich naród o zbrodnie. Politycy wywołują wojny, a ludzie cierpią i ponoszą wszystkie konsekwencje. Straty, które poczyniła tamta wojna, są nie do odrobienia przez kilkadziesiąt najbliższych lat. Sprawa Kosowa i Kosowian to jest rzecz, o której się nawet nie mówi. Absolutny temat tabu. Do dziś jest niezabliźnioną, najżywszą raną.