2,7 promila w wydychanym powietrzu. Podręczniki piszą, że to stan, w którym mowa przypomina już bełkot, ruchy są wyraźnie spowolnione, równowaga zaburzona, kontrola nad samym sobą znikoma. Życie mówi, że to stan, w którym powinieneś położyć się do łóżka i obudzić się za kilka godzin. 2,7 promila – przeciętny mężczyzna ważący 80 kilogramów osiąga taki wynik po wypiciu dziesięciu-jedenastu piw. To też przyjęcie więcej niż połówki na głowę.
Mówiąc bez ogródek i zupełnie wprost: gdy człowiek ma 2,7 promila, jest totalnie napruty.
Dokładnie tyle w wydychanym powietrzu miał sędzia Henryk G., który… w miniony weekend sędziował mecz U-11 pomiędzy Miedzią Legnica a Zagłębiem Lubin. Albo może właściwsze byłoby określenie: usiłował sędziować. Nie wiemy, jakim cudem utrzymał się na nogach na boisku, wiemy jednak, że w meczu aż roiło się od kompletnie niezrozumiałych decyzji. Przed spotkaniem niektórzy wyczuwali już, co się może święcić, mimo to pozwolono rozpocząć sędziemu tę totalną bonanzę.
O jej przebiegu opowiada nam Mateusz Wietrzak, trener młodzików Miedzi Legnica: – Coś wyczułem już wtedy, gdy przed meczem sędzia szedł się przebrać, ale nie chciałem go oceniać. Niektóre leki mają zapach podobny do alkoholu. To troszkę starszy pan, więc wtedy jeszcze nie interweniowałem. Chłopcy już na początku pytali mnie, czy ten pan nadąży, chyba też wyczuwali, że coś jest nie tak. Od początku meczu były widoczne błędy. Przygrzało trochę słońce i z biegiem minut decyzje były coraz bardziej kuriozalne. Sędzia wskazywał w jedną stronę, kazał grać w drugą. Zatrzymywał grę w środku pola a kazał grać z zupełnie innego miejsca. Wraz z trenerem Zagłębia zauważyliśmy, że coś jest nie tak, rodzice to samo. Gra zaczęła się zaostrzać. Chłopaki podłapali, że sędzia nie jest w stanie prowadzić zawodów, a to był dla nich ważny mecz derbowy.
Już na początku meczu padła dyskusyjna bramka. Nasz bramkarz odbił strzał przed siebie, a dobitkę sparował tak, że piłka odbiła się od słupka i wyszła za linię boczną. Sędzia powiedział, że po sparowaniu tego strzału piłka znalazła się za linią i uznał bramkę. Wydaje mi się, że to fizycznie niemożliwe, ale może źle oceniam tę sytuację. Nie chcę mówić, że przez to przegraliśmy mecz, bo Zagłębie wygrało zasłużenie. Chłopcy byli jednak zdezorientowani i nie wiedzieli, dlaczego pada bramka.
W pewnym momencie sędzia gwizdał tak, jak mu podpowiedziały trybuny. Ktoś krzyknął, że był faul – wskazywał na faul. Mecz kompletnie wymknął mu się spod kontroli. Raz chłopiec wychodził sam na sam i został sfaulowany – nie było żadnej reakcji po ostrym wślizgu, ale powinno być wykluczenie na 2-3 minuty.
W końcu jeden z chłopców poszedł do mnie i powiedział, że od sędziego czuć alkohol. A gdy podszedł jeden, kolejni podchodzili już po każdej jego decyzji. Byłem bezradny. Powiedziałem im, że w przerwie coś z tym zrobimy. Ciężko wyciągać jakieś wnioski po pierwszej połowie, bo chłopcy zamiast na grze skupili się na sędzim. Przestało przypominać to piłkę nożną. Po około 33 minutach meczu trzeba było panu sędziemu przypomnieć, że na naszym poziomie nie gra się po 45 minut, a po 30.
Podszedłem do pana sędziego zaraz po gwizdku na przerwę zanim zszedł do szatni. Spytałem go, czy jest trzeźwy. Zarzekał się, że tak, ale było czuć i widać z daleka, że to nie jest prawda. Potem po prostu zszedł do szatni.
Jeszcze o tym nie wiedziałem, ale jeden z rodziców zadzwonił po policję. Pan sędzia zamiast wyjść na drugą połowę spakował się i postanowił bez słowa zakończyć pracę. Wspólnie z trenerem Zagłębia po jego konsultacji z kimś z Wydziału Sędziowskiego ustaliliśmy, że będziemy sędziować drugą połowę razem, by dokończyć zawody.
W trakcie drugiej połowy na stadion przyjechała policja. Nam zależało tylko na tym, by ten sędzia w tym meczu nie wyszedł już na boisko. Z tego co wiem zabrano go na izbę wytrzeźwień. Nie było po nim widać, że to aż 2,7 promila.
Druga połowa przebiegła już normalnie, ale po meczu i tak wszyscy mówili tylko o jednym. Od poniedziałku ruszyliśmy z normalną pracą i już zapomnieliśmy o wszystkim. Chłopcy nawet pożartowali ze mnie, że sędziowałem im mecz. Mam nadzieję, że taka sytuacja już nigdy nas nie spotka – kończy swoją opowieść Wietrzak.
***
“Sędzia gwizdał tak, jak mu podpowiedziały trybuny”. “Po około 33 minutach meczu trzeba było panu sędziemu przypomnieć, że na naszym poziomie nie gra się po 45 minut, a po 30”. “Było czuć i widać z daleka, że nie jest trzeźwy”. I to wszystko działo się na meczu dwóch prestiżowych akademii w derbach regionu. Nasz komentarz do sprawy jest chyba zbędny: to totalna patologia.
Arbiter dzięki interwencji rodziców – jeden z nich był policjantem – został oddany w ręce funkcjonariuszy i dowieziony na izbę wytrzeźwień, gdzie wydmuchał szokującą liczbę promili. Sędzia początkowo nie zamierzał jednak poddawać się woli rodziców i do zatrzymania go na miejscu niezbędna była… przepychanka. W legnickim Kolegium Sędziów odmówiono nam komentarza w tej sprawie, losy sędziego są natomiast jasne: wkrótce zostanie mu odebrana licencja sędziowska. Potwierdzał to zresztą na portalu sport.lca.pl Andrzej Padewski, prezes dolnośląskiego ZNP-u: – Nie wyobrażam sobie innej decyzji, jak odebranie licencji sędziowskiej temu człowiekowi. To koniec kariery sędziego G. Dla takich ludzi nie ma miejsca w sporcie. Jestem zszokowany całą tą sytuacją.
Niektórzy zainteresowani sprawą zostali już zapewnieni, że sędzia spod Legnicy już nigdy nie przyjdzie na mecz nastukany.
Chyba że zechce obejrzeć go z trybun.
JB