Absurdem byłoby łączenie jednego z drugim, ale po głośnym wywiadzie Roberta Lewandowskiego dla magazynu „Der Spiegel” na Bayern Monachium zaczynają spadać wszystkie możliwe plagi. Drużyna popadła w konflikt z trenerem, przez co ten pożegnał się z robotą. Zdarzają jej się wpadki – tylko w ostatnim tygodniu mocno dostali po tyłkach od PSG, a w lidze punkty urwała jej nawet Hertha z Ondrejem Dudą na pokładzie. Ten mecz odcisnął też swoje negatywne piętno na dwóch seriach:
a) Bayern po raz pierwszy od ponad dziesięciu lat (co dało 361 meczów!) nie grał ligowego spotkania przy komplecie publiczności,
b) Frank Ribery będzie kontynuował swoją karierę w szpitalnym łóżku.
Zacznijmy od pierwszej serii, gdyż jest o wiele bardziej imponująca, a do urazów Ribery’ego i tak zdążyliśmy już przywyknąć. Gdy w ostatnich latach grał Bayern, komplet był ZAWSZE. Czy to na stadionie w Monachium, czy na meczach wyjazdowych. Niemcy generalnie nie znają pojęcia „problem z frekwencją”, ale gdy przyjeżdżał do nich Bayern zaczynał się wręcz problem „zabijanie się o bilety”. Na wczorajszym meczu w Berlinie było… inaczej. Zwykle wejściówek nie ma już kilka dni (tygodni?) przed meczem, wczoraj można było je kupić jeszcze po pierwszym gwizdku. Na stadion weszło ostatecznie 71 212 osób. Obiekt jest w stanie pomieścić 74 475 widzów.
Ciężko zatem o lepszy odzwierciedlenie tego, że atmosfera wokół Bayernu nie jest ostatnio – delikatnie mówiąc – najlepsza. Ostatnim meczem z udziałem Bawarczyków, na którym na telebimie nie wyświetliła się informacja „ausverkauft” było spotkanie z VfL Bochum na Allianz Arena z 30 stycznia 2007 roku. Przyszło wówczas „jedynie” 64 000 osób (obiekt pomieści 69 000). Niebywała seria. NIE-BY-WA-ŁA!
Niestety mniej zachwycająca jest seria Franka Ribery’ego, który – uwaga, deja vu – znowu się posypał. Jak podaje dobrze poinformowany serwis SkySports – Francuz wypada co najmniej do końca roku (ale przerwa pewnie będzie dłuższa). Powodem absencji skrzydłowego Bayernu jest uszkodzenie więzadła pobocznego strzałkowego.
Wygląda zatem, że Ribery traci ostatnią okazję na to, by jeszcze znaczyć coś poważnego w wielkiej piłce. Francuz ma już na karku 34 lata, młodszy (i mniej podatny na kontuzje) już nie będzie, a w Bayernie miał zapewniony prawdopodobnie po raz ostatni w karierze pewny plac. Robert Lewandowski odebrał zapewne od wczoraj kilka sms-ów o treści „miałeś rację”, bo wyszło na jego: kołderka Bayernu faktycznie jest zbyt krótka, nie ma bowiem zbyt wiele sensownych alternatyw na obsadę lewego skrzydła. Ta najpoważniejsza na dziś – nie licząc większego mieszania w składzie – to Kingsley Coman, który do tej pory radzi sobie w Bawarii tak sobie. Monachijczykom pozostaje mieć nadzieję, że wreszcie wystrzeli z formą.
Ostatnie lata Ribery’ego w Monachium wyglądają następująco:
– 17 października 2013 – 24 października 2013 – uraz torebki stawowej – opuszczone 3 mecze
– 21 listopada 2013 – 4 grudnia 2013 – złamane żebra – opuszczonych 6 meczów
– 23 stycznia 2014 – 30 stycznia 2014 – kontuzja pleców – opuszczone 3 mecze
– 6 lutego 2014 – 3 marca 2014 – krwiak na pośladku – opuszczonych 10 meczów
– 3 kwietnia 2014 – 1 maja 2014 – kontuzja pleców – opuszczonych 12 meczów
– 5 czerwca 2014 – 14 lipca 2014 – kontuzja pleców – opuszczone mistrzostwa świata
– 11 sierpnia 2014 – 1 września 2014 – uraz rzepki kolanowej – opuszczone 4 mecze
– 15 września 2014 – 16 października 2014 – uraz rzepki kolanowej – opuszczonych 6 meczów
– 29 stycznia 2015 – 9 lutego 2015 – kontuzja mięśniowa – opuszczone 3 mecze
– 12 marca 2015 – 30 listopada 2015 – problemy z kostką – opuszczonych 38 meczów
– 10 grudnia 2015 – 11 lutego 2016 – naciągnięcie mięśnia – opuszczonych 7 meczów
– 29 kwietnia 2016 – 2 maja 2016 – problemy z plecami – opuszczony 1 mecz
– 29 września 2016 – 3 listopada 2016 – kontuzja mięśniowa – opuszczone 7 meczów
– 30 stycznia 2017 – 23 lutego 2017 – naderwanie mięśnia uda – opuszczone 5 meczów
– 1 października 2017 – uszkodzenie więzadła – opuszczone ? meczów.
Oznacza to, że przez ostatnie cztery lata Ribery z powodów urazów stracił aż 107 meczów na 234. A licznik wciąż bije…
Fot. FotoPyK