Reklama

Trzeba użyć lupy, żeby zobaczyć Legię – tak została zmiażdżona

redakcja

Autor:redakcja

01 października 2017, 20:53 • 3 min czytania 187 komentarzy

Dzisiejszy hit przed pierwszym gwizdkiem widzieliśmy przez sporą warstwę kurzu – obie drużyny w ostatnich kolejkach były dalekie od formy i pokusiliśmy się tu o spory eufemizm, też festiwal żenady prezentowany w tej serii spotkań nie pomagał w utrzymaniu optymizmu. Paradoksalnie to wszystko dawało obu zespołom spore pole do popisu, by przez te 90 minut zacząć coś udowadniać. Lechowi, że kryzys jest chwilowy i z Bjelicą można grać o trofea, a Legii, że zatrudnienie Jozaka w miejsce Magiery było właściwym krokiem. Uwaga, podajemy odpowiedzi: Kolejorz skorzystał z szansy, Legia absolutnie nie.

Trzeba użyć lupy, żeby zobaczyć Legię – tak została zmiażdżona

Co nam się podobało, to zacięcie z jakim Lech ruszył na rywala – tu nie było nieśmiałości, wyczekiwania na to, co zrobi przeciwnik, sprawdzania, pod jakim kątem układa się każde źdźbło trawy. Nie, gospodarze chcieli strzelać bramki od razu. Jeszcze Malarz uprzedził Nielsena, jeszcze kolejne wrzutki Makuszewskiego w pole karne nie docierały do adresatów, ale czuło się, że trwa tylko odliczanie do pierwszego celnego ciosu. I rzeczywiście, kiedy dość nieporadnie wybijał piłkę Kopczyński, zebrał ją Gumny, wrzucił do Gajosa, ten uprzedził Pazdana i zmieścił strzał obok bezradnego Malarza. To co, teraz Lech się grzecznie wycofał i ewentualnie czekał na kontrę? Gdzie tam, mając w składzie takich gości jak choćby Jevtić, byłoby to grzechem. Kapitalnie wyglądała ta akcja, kiedy pomocnik wręcz ośmieszył Dąbrowskiego – sztab Legii musiał szukać po kieszeniach korkociągu, by biednego obrońcę wyciągać z ziemi i tylko szkoda, że Jevtić spudłował, bo oglądalibyśmy cudownego gola.

Nie wpadło, ale Lech znów zapomniał o drobnym niepowodzeniu, niezrażony ruszył dalej i znów przyniosło mu to efekt. Z rożnego dośrodkował Jevtić, najwyżej wyskoczył Trałka i Malarz kolejny raz wyciągał piłkę z siatki po strzale głową. W ogóle Trałka to dobry przykład na dzisiejsze niezmordowanie Lecha – nie dość, że Łukasz ogarniał w defensywie, to jeszcze w ofensywie dołożył coś ekstra, bo poza golem, miał dwa strzały, które prawie zakończyły się kolejnymi bramkami.

Co w tym czasie robiła Legia? Niewiele, a przynajmniej niewiele dobrego. Ustaliliśmy już, przez chwalenie ofensywy Lecha, że goście byli słabi w tyłach, lecz i w ofensywie nie mieli za dużo do zaproponowania. Najlepsza akcja wyłoniła się z chaosu, kiedy kopał Kucharczyk (trudno powiedzieć czy strzelał, czy podawał), piłka odbiła się od klatki Dąbrowskiego, przelobowała Putnockiego, ale nie wpadła do bramki, bo wybij ją Janicki. Pewnie, sędzia Marciniak powinien gwizdnąć w tej sytuacji karnego…

Reklama

…natomiast kompletną bzdurą byłoby stwierdzenie, że Legia została jakoś specjalnie pokrzywdzona, nie widzi nam się, by ta jedenastka mogła odmienić losy meczu. Natomiast co do drugiej kontrowersji – Nagy według nas nie był faulowany, dał zdecydowanie za dużo od siebie.

Szczególnie, że po przerwie znów oglądaliśmy tę samą Legię – nudną, bez wiary i przekonania w jakikolwiek inny wynik niż bęcki. Lech się wycofał, pozwolił temu spotkaniu pójść w kierunku kopaniny (choć nie tak ciężkiej jak w Zabrzu czy Gdyni), ale gdy tylko przyłapał rywala na niechlujności, od razu z tego skorzystał. Sam na sam z Malarzem poszedł Makuszewski (nie było spalonego) i skończył sprawę.

Lech grał swoje, więc Legia też chciała być konsekwentna i konsekwentnie męczyła bułę. Trochę ożywienia wniósł Niezgoda, ale po Sadiku ożywienie wniósłby i wykład o numerach ISBN. Najciekawiej było, kiedy sędzia Marciniak się zakręcił, dyktując rzut karny za rzekomy faul Nielsena. Z pomocą przyszedł jednak VAR i jedenastki ostatecznie nie było. Tak samo jak nie będzie przyjemnych najbliższych dni dla Legii – przegrać można, ale rety, nie w takim stylu.

[event_results 366416]

Najnowsze

Komentarze

187 komentarzy

Loading...