Reklama

Oby tylko Krzysiek nie stracił głowy. Dziś pierwsza z serii walk o wszystko

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

30 września 2017, 17:10 • 3 min czytania 0 komentarzy

Krzysztof Głowacki dziś wieczorem w Rydze stoczy walkę z doświadczonym Leonardo Bruzzese. Jeśli nie chce spieprzyć sobie kariery, to po prostu nie ma prawa przegrać pojedynku, w którym – mimo problemów z ręką – będzie faworytem. 

Oby tylko Krzysiek nie stracił głowy. Dziś pierwsza z serii walk o wszystko

Głowacki dwa lata temu sensacyjnie znokautował Marco Hucka i odebrał mu tytuł mistrza świata. Następnie obronił pas, wygrywając na punkty ze świetnie znanym w Polsce Stevem Cunninghamem. Potem wyszedł do ringu z bardziej niebezpiecznym Oleksandrem Usykiem, amatorskim mistrzem świata i złotym medalistą olimpijskim. W Gdańsku Ukrainiec udowodnił, że w boksie zawodowym także jest znakomity. Polskiego mistrza wypunktował, wygrywając prawie wszystkie rundy. Pocieszeniem dla Głowackiego mogły być dwa fakty: był pierwszym rywalem, którego Usyk nie znokautował, po drugie – skasował zdecydowanie największą wypłatę w karierze.

„Główka” nie jest jednak gościem, którego główna motywacja to odpowiednia kwota na koncie. Po porażce z Ukraińcem rozpoczął więc mozolną drogę, która ma go z powrotem doprowadzić na szczyt. Łatwo oczywiście nie będzie, ale Polak nie traci nadziei.

Przez długi czas Głowacki próbował dostać się do turnieju World Boxing Super Series w wadze junior ciężkiej. Udało się to jego imiennikowi – Włodarczykowi, tymczasem „Główka” znalazł się na liście rezerwowych. Dlatego właśnie dziś wystąpi w Rydze. W walce wieczoru mają się tam zmierzyć lokalny bohater Mairis Briedis (22-0, 18 KO), posiadacz tymczasowego pasa mistrza świata WBC, oraz Mike Perez (22-2, 14 KO). Polak zamelduje się w ringu tuż przed nią. Gdyby z dowolnego powodu Łotysz lub Kubańczyk nie mogli wyjść do starcia, Głowacki będzie opcją rezerwową.

Nie da się ukryć, że walka z Bruzzese nie powinna stanowić dla niego większego wyzwania. Polak zapewnia, że koncentruje się na Włochu, ale nie oszukujmy się – jego myśli podążają w inną stronę.

Reklama

Nadal czuję żal do organizatorów World Boxing Super Series, że zabrakło dla mnie miejsca. Szczególnie po tym, jak obejrzałem walkę Dorticosa z Kudriaszowem. Nie wiem, co Kudriaszow robił w tym turnieju, skoro zaprezentował się słabo i został znokautowany w 2. rundzie. Powinienem być na jego miejscu. W Rydze chcę skraść show i stoczyć najefektowniejszą walkę na gali – mówił przed wylotem na Łotwę w rozmowie z „Super Expressem”.

Głowacki z włoskim średniakiem przegrać po prostu nie ma prawa, a skutki ewentualnej katastrofy byłyby opłakane. Doskonale o tym wie sam bokser, a także jego trenerzy i promotorzy, którzy zdecydowali się wziąć walkę w Rydze pomimo kontuzji ręki Polaka. Dodajmy: upierdliwej kontuzji, która utrudniała mu treningi i sparingi. – Jej sprawność obecnie oceniłbym na 80 procent – mówi Głowacki.

Dzisiaj w Rydze czeka nas pierwszy z wielu jesiennych pojedynków polskich bokserów z cyklu „wszystko, albo nic”. W kolejnych tygodniach kluczowe dla dalszej kariery walki stoczą między innymi Krzysztof „Diablo” Włodarczyk, Mariusz Wach, czy Mateusz Masternak.

Gdyby wszyscy przegrali, byłoby rzeczywiście biednie. Ale tak źle nie będzie, nie wyobrażam sobie na przykład porażki Głowackiego z Bruzzese – uspokaja Maciej Miszkiń, były bokser, obecnie trener i ekspert Polsatu Sport.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...