Chociaż do startu sezonu narciarskiego pozostało jeszcze trochę czasu, to już dotarł do nas nieźle pokręcony news. Jak czytamy, amerykański związek narciarski w przyszłym tygodniu ma złożyć oficjalny wniosek, aby ich gwiazda Lindsey Vonn mogła wystartować razem z facetami. My jesteśmy jak najbardziej za, chętnie usiądziemy przed telewizorem i opychając się popcornem obejrzymy, jak goście będą mazać się niczym bohater „Seksmisji” krzycząc: „Kobieta mnie bije!”
Ktoś powie, że Lindsey może sobie pozwolić na takie kaprysy, w końcu już dawno obwołano ją jedną z najlepszych, jeśli nie najlepszą narciarką alpejską w historii. Wygrała do tej pory rekordowe 77 zawodów Pucharu Świata, zdobyła cztery Kryształowe Kule, jest mistrzynią olimpijską i mistrzynią świata. W sumie nic dziwnego, że szuka kolejnych wrażeń, bo pewnie z sezonu na sezon ciężej jest jej już poczuć adrenalinę na stoku.
Temat jej rywalizacji z mężczyznami był już poruszany wcześniej, ale nigdy nie był na tak zaawansowanym etapie. Jak pisze „The Guardian”, amerykański związek narciarski w przyszłym tygodniu w Zurychu ma złożyć oficjalny wniosek do Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) o zgodę na start Vonn w przyszłorocznych zawodach w Lake Louise w zjeździe.
– Trenuję z mężczyznami cały czas i naprawdę bardzo mi się podoba. Naciskają na mnie, dzięki czemu jestem coraz lepszą narciarką. Chciałabym więc się z nimi sprawdzić i zobaczyć, w jakim miejscu jestem – mówiła Amerykanka jeszcze na początku roku w rozmowie z „Denver Post”.
– Jej pragnienie konkurowania z mężczyznami jest fascynujące i uwielbiam ten pomysł – zapewnia Tiger Shaw, prezydent U.S. Ski and Snowboard Association.
Nie jest jednak tajemnicą, że wielu czołowych działaczy FIS-u puka się głowy. I w sumie też trudno im się dziwić, bo to jednak grzebanie w bardzo poważnych sprawach. I nie ma tutaj większego znaczenia to, czy Vonn zdołałaby nawiązać walkę z kolegami. Zdaniem FIS-u, może to po prostu zapoczątkować pokraczny trend w sporcie. Jak ustaliliśmy, zadziałało tutaj też męskie lobby w narciarstwie, bo chłopaki boją się, że na stoku dupę złoi im baba.
To oczywiście nie pierwszy przypadek, kiedy panie rzucają nam wyzwanie. W 2012 r. głośno było o Hope Solo, bramkarce piłkarskiej reprezentacji Stanów Zjednoczonych. Dwukrotna mistrzyni olimpijska nawoływała w mediach, aby męskie kluby przekonały się do zatrudniania kobiet. Argumentowała to też tym, że najlepsze zawodniczki nie mają po prostu gdzie się rozwijać.
Ale był też przypadek, kiedy to męska ekipa zgłosiła się do kobiety. Mowa oczywiście o Birgit Prinz, legendzie niemieckiej i światowej piłki żeńskiej, która w 2003 r. otrzymała ofertę od włoskiej Perugii. Birgit ostatecznie nie trafiła do Italii, bo okoniem stanęła rzekomo FIFA. Chociaż niektóre plotki mówiły, że i ona sama mocno się wahała, obawiając się, że tak naprawdę będzie tam tylko marketingową zabawką.
Nie sposób nie wspomnieć też o Michele Mouton, Francuzce, która jest jedną z legend rajdów samochodowych nie tylko w swoim kraju. Potrafiła odnieść wielki sukces w branży zdominowanej przez samców, bo za taki absolutnie należy uznać tytuł wicemistrzyni świata zdobyty w 1982 r. Michele można było spotkać podczas ostatniego Rajdu Polski w Mikołajkach, ponieważ pracuje jako delegat ds. bezpieczeństwa FIA.
Ale żeby nie było, że tylko panie chcą wkręcić się w męski sport, warto przypomnieć przedziwną historię dotyczącą żeńskiej piłkarskiej reprezentacji Iranu. W 2015 r. wyszło bowiem na jaw, że kilka zawodniczek to tak naprawdę faceci, którzy dopiero mieli zamiar poddać się operacji zmiany płci. Takie rzeczy!