Mocarny, przynajmniej na papierze, Milan przyjechał na Stadio Luigi Ferraris i na tym skończył. Bo oprócz pojawienia się w Genui, rossonerri nie silili się na nic więcej. Zagrali padakę, której wstydziłby się nawet ten najgorszy, okryty kurzem Milan sprzed dwóch-trzech lat. A Sampdoria perfekcyjnie odrobiła pracę domową, Bartek Bereszyński także.
Są dwa rodzaje uczniów. Ci, którzy się uczą i ci, którzy mówią: jakoś to będzie. Jak profesor, w tym przypadku Marco Giampaolo, zadaje do wykonania pracę, można ją odrobić, a można bazować na własnym intelekcie i niczym więcej, ale dobrze wiemy, że na tym daleko sie nie zajedzie. Bo nieprzygotowany Duvan Zapata raczej nie wypadnie dobrze na tle Cristiana Zapaty czy tym bardziej – Leo Bonucciego. Za to przygotowany, taktycznie i mentalnie, jest w stanie to zrobić.
Piłkarze Sampdorii, z wspomnianym Zapatą na czele, teorię wpojoną przez Giampaolo wykorzystali w praktyce. Grali tak, jak Milan nie chciał. Pozwalali im rozrzucać piłkę na skrzydła, ale doskonale wiedzieli, jak ją wtedy odebrać i zniweczyć atak rywali. Świetnie wychodziły im pułapki ofsajdowe, cała linia obrony, od Bereszyńskiego, przez Silvestre’a i Ferrariego do Strinicia, ustawiała się w prostej linii, przez co asystenci sędziego często musieli wymachiwać chorągiewką.
Sampa radziła sobie dobrze nie tylko z tyłu, a też w ofensywie, gdzie grała odważnie, z polotem i bijącą od piłkarzy świadomością, że u siebie, z tym Milanem można wygrać. Na początku meczu Ivan Strinić wrzucił piłkę w pole karne gości z Mediolanu, a sędzia odgwizdał rękę Francka Kessiego. Jednak skorzystał z systemu VAR i uznał, że karnego nie będzie. Blisko bramki był Zapata, główkując po dośrodkowaniu Fabio Quagliarelli z lewej strony, ale strzał fantastycznie obronił Donnarumma. Potem napastnikowi zabrakło kilku centymetrów albo nawet bujnej fryzury, żeby dobrze trafić piłkę głową po wrzutce z rzutu rożnego.
Sampa grała na połowie Milanu coraz śmielej, pozwalając sobie na grę z klepki, pięty i wcinki w pole karne. Jednak gola strzeliła po… dobrej hmm, nazwijmy to, ekstraklasowej wrzutce, takiej typowej zawiesinie Bartosza Bereszyńskiego. Piłkę głową odbił Cristian Zapata. Ale nie wybił, a podał piłkę na piąty metr do Duvana Zapaty, który kopnął jak z armaty pod poprzeczkę. Normalnie Zapacie (temu pierwszemu) pogratulowalibyśmy asysty, ale to nie ta bramka. Skandaliczne zachowanie.
Milan chciał odrobić straty, ale defensywa Sampdorii wciął była bezbłędna, dobrze z Ricardo Rodriguezem i Cutrone radził sobie Bereszyński (na dole jego statystyki), za to fantastyczną, kluczową interwencją popisał się pomocnik Lucas Torrreira, gdy piłkę w polu karnym starał się opanować i oddać strzał Kessie, a będący niższy o 15 centymetrów Torreira wygarnął mu piłkę spod nóg, przewracając napastnika, jednak bez faulu.
Niestety z ławki nie wszedł ani Karol Linetty, ani Dawid Kownacki, ale Giampaolo miał nosa, bo wpuścił w końcówce Ricardo Alvareza, który po kilkunastu sekundach ruszył w pole karne Milanu, przyjął piłkę po podaniu kolegi i plasowanym strzałem na dalszy słupek pokonał Donnarummę. W świetnym stylu Sampdoria pokonała faworytów z Mediolanu 2:0, a zrobiła to na swoim stadionie pierwszy raz od siedmiu sezonów.
.@B_Bereszynski19 vs Milan (H)
Rating: 6.7
50 touches
28 passes – 82%
1 cross
3/3 tackles
2 blocked crosses
2 fouls pic.twitter.com/zZrLFfH8v1— PolandStat (@PolandStat) 24 września 2017