Po zakończeniu kariery przez piłkarza nadchodzi pytanie: co będzie dalej? Niektórzy chcą spróbować swoich sił w trenerce lub dziennikarstwie, ale chyba nikt nam nie powie, że w tych branżach każdy z nich osiągnie sukces. Dlatego z braku laku, część z emerytów decyduje się na coś mniej sztampowego. Nie inaczej było w przypadku Rio Ferdinanda.
Rio na zawsze zostanie zapamiętany głównie przez pryzmat tego, że był prawdziwym liderem na boisku. Wzorowy kapitan i świetny, światowej klasy stoper. Jeśli znaleźlibyśmy się z nim w ciemnej uliczce w Manchesterzem a wcześniej mu podpadli, to pewnie wylądowalibyśmy tego samego wieczoru na OIOM-ie. Szeroki w barach, napakowany, wysoki jak dąb – nie byłoby czego z nas zbierać. Dlatego też poniekąd decyzję angielskiego obrońcy rozumiemy.
Warto śledzić drogi niektórych zawodników, nawet po tym, jak kończą kariery. Znacie Bixente Lizarazu? Z pewnością. Po zawieszeniu butów na kołku, zdobył złoty medal na zawodach… w brazylijskim Jiu-Jitsu. Paolo Maldini zaczął grać w tenisa, a Tim Wiese, podobnie jak stoper, poszedł w kierunku sztuk walki, a konkretniej w wrestling. Są też tacy, którzy sportu mają po uszy i raczej wybrali takie branże, w których człowiek się specjalnie nie napoci. Taki Roman Pawluczenko (kiedyś wielki talent rosyjskiej piłki) został politykiem w partii Wladimira Putina, a Frank Lebouef – aktorem.
Ferdinandowi bez dwóch zdań zabrakło ruszania się. Jasne – siedzenie w studiu Sky Sports też jest fajnym doświadczeniem, aczkolwiek ma się to nijak w stosunku do uprawiania sportu. Gdy zaczęły się plotki o ewentualnym przebranżowieniu Rio, to i zgłosiło się kilka osób, które chciałby wziąć byłego reprezentanta Anglii pod swoje skrzydła i pokierować jego karierą boksera. Z początku kandydaturę zgłaszał były mistrz federacji CBC – Tyson Fury, ale wybór padł na 50-letniego Richie’ego Woodhalla. Plany są łatwe do odgadnięcia – po wyrobieniu licencji bokserskiej, Rio chce walczyć o pas mistrzowski.
Można mówić, że Rio jest już trochę za stary na profesjonalne podejście do tak wymagającego sportu (za miesiąc stuknie mu 39 lat – to już nie przelewki w takim wieku), ale znamy Anglika wystarczająco z boiska – jeśli się już uprze, to chociażby się waliło i paliło, to postawi na swoim.