Nie bez powodu w dzisiejszej kartce z kalendarza przypomnieliśmy pięć goli Lewandowskiego z Wolfsburgiem – nie dość, że tamto show polskiego napastnika obchodzi drugą rocznicę, to jeszcze wieczorem Bawarczycy znów mierzyli się z Wolfsburgiem. Tym razem powtórki z rozrywki jednak nie było i nie chodzi nam w sumie o popisy strzeleckie Roberta, a bardziej o to, że dziś gospodarzom zabrakło z Wilkami nawet wygranej. Na własne życzenie.
Była 56. minuta, kiedy do rzutu wolnego podszedł Arnold – Bayern miał przewagę dwóch bramek, stały fragment dla Wolfsburga też nie wyglądał specjalnie groźnie, goście mieli do bramki Ulreicha sporą odległość. Stały się jednak dwie rzeczy: Arnold uderzył bardzo mocno, z niewygodną rotacją, ale przede wszystkim w kompromitujący sposób zachował się bramkarz. Zamiast użyć obu rąk, chciał interweniować jedną, kompletnie zlekceważył sprawę i to zemściło się na nim natychmiastowo. Piłka wpadła do siatki i nadzieje Wolfsburga odżyły.
A blisko pół godziny później te nadzieje odtańczyły twista – Verhaegh wrzucił z prawej strony, wprowadzony wcześniej Didavi dobrze znalazł się między obrońcami i strzałem z głowy pokonał Ulreicha.
Allianz Arena w szoku – no bo jak to, Wolfsburg miał się czelność postawić? Ta sama drużyna, która w ostatnich dwóch meczach ligowych dostała tutaj 10 bramek? Rzeczywiście, ekipa Schmidta rozgrywała bardzo przyzwoite zawody, ale też Bayern bardzo ułatwił jej sprawę. Gdyby tylko przykładowy Robben miał odpowiednio nastawiony celownik – lecz w dwóch dobrych okazjach, w tym jednej sam na sam, nie trafił nawet w bramkę. Mógł też podać wówczas do Lewandowskiego, jednak wiadomo, że nie miał na to specjalnej ochoty.
Bayern roztrwonił więc przewagę, którą wypracował w pierwszej połowie. Najpierw trafił Lewandowski z karnego, dodajmy, że wypracowanego przez siebie. Casteels chciał postawić Robertowi trudne warunki, czekał do końca, lecz ostatecznie i tak wylądował w jednym rogu, a piłka w drugim. Z kolei gol na 2:0 to masa szczęścia – Robben strzelił z dystansu, futbolówka odbiła się od Rafinhi, zmyliła bramkarza i wpadła do siatki.
Pycha zgubiła więc Bayern, zamiast dobić przyjezdnych, zaczęli pozorować grę. A goście, również dzięki Błaszczykowskiemu – dobra zmiana, i w obronie, i w ataku – zaczął dochodzić do głosu, aż w końcu wzięli dla siebie to, co chcieli. W końcówce Bayern miał jeszcze piłkę meczową, ale Hummels główkował po rożnym obok bramki. I chyba dobrze się stało — taki pstryczek w nos Bawarczykom może się przydać.
Bayern Monachium – VFL Wolfsburg 2:2
Lewandowski 33′ Robben 42′ – Arnold 56′ Didavi 83′