Reklama

Flavio dokonał rzadkiej sztuki – jeszcze nie skończył kariery, a został old-boyem

redakcja

Autor:redakcja

20 września 2017, 12:54 • 3 min czytania 12 komentarzy

Umówmy się, pierwszy rok Flavio Paixao w Lechii Gdańsk może nie był wybitny, ale jednak z całą pewnością poprawny. Jasne, już w końcówce 2016 można było zauważyć pewne symptomy sportowego zjazdu, ale liczby cały czas broniły Portugalczyka. Inna sprawa, że Flavio przestał już być wymieniany wśród najlepszych zawodników ligi, a koledzy z boiska – bardziej niż piłkarską jakość – dostrzegali w nim talent aktorski. Pod koniec 2016 roku na Gali Weszło pomocnik Lechii został wybrany największym symulantem ligi, a nam w pamięci zapadła okolicznościowa wypowiedź zawodnika: – To coś, co nic nie wnosi do mojego życia. To, co mówisz to jakieś gówno.

Flavio dokonał rzadkiej sztuki – jeszcze nie skończył kariery, a został old-boyem

To jednak nie wybór na największego symulanta ligi okazał się gównem, a to, co dopiero miało nastąpić. A konkretnie – forma Flavio w 2017 roku. Portugalczyk momentalnie okazał się bowiem piłkarskim emerytem, który obecnie gra – wciąż zaskakująco regularnie – wyłącznie za zasługi. Skrzydło, które zajmuje, w ogromnej większości przypadków jest najbardziej bezproduktywnym obszarem na boisku, a czasem nawet i na wszystkich boiskach w danej kolejce. Porównajmy obecny i zeszłoroczny bilans Flavio:

2016: 33 mecze – 14 goli (1 z karnego), 6 asyst
2017: 24 mecze – 2 gole (2 z karnych), 1 asysta

I właściwie szkoda, że koledzy pozwolili Flavio podejść do tych dwóch jedenastek, bo one nieco zaciemniają jego faktyczny wkład w grę zespołu. Zero goli w 24 meczach byłoby zdecydowanie bliższe prawdy o tym zawodniku. A raczej cieniu zawodnika, który jeszcze nie tak dawno naprawdę potrafił cieszyć oko swoją grą.

Skąd tak nagły spadek formy? Wiadomo, wieku się nie oszuka, a – jako że Falvio wczoraj skończył 33 lata – bylibyśmy nawet skłonni uwierzyć, że po prostu nie jest to typ piłkarza długowiecznego – nie te geny, nie ten organizm. Problem jednak w tym, że w jednej drużynie z Flavio gra jego brat bliźniak. Pierwsza wiadomość jest więc taka, że – tu nie będzie zaskoczenia – Marco ma tyle samo lat na karku. A druga jest taka, że starzeje się w nieco inny sposób. Porównajmy tegoroczny bilans obu braci:

Reklama

Flavio: 24 mecze, 2 gole, 1 asysta
Marco: 24 mecze, 20 goli, 2 asysty

Okej, Marco nieco częściej częściej podchodził do jedenastek (do czterech, przy dwóch Flavio), nieco dłużej grał też w każdym meczu (średnio 81 minut, przy 64 Flavio). No ale zaliczył dziesięć razy więcej goli (!) i dwa razy więcej asyst, chociaż akurat o to ostatnie nie było specjalnie trudno. Jako że obaj bracia nie mieli też specjalnych problemów ze zdrowiem, różnica pomiędzy ich dyspozycją jest trudna do wytłumaczenia. No może poza faktem, że jeden wciąż próbuje coś w piłce zdziałać, a drugi jest już zajęty wyłącznie odcinaniem kuponów.

I tak jak patrzymy na kolejne występy Flavio, naprawdę nie widzimy wielkich nadziei. Przeciwnie, widzimy dno i kilometr mułu. Gdyby nie kontuzje Haraslina i Peszki, prawdopodobnie Piotr Nowak już nie męczyłby nas zblazowanym Portugalczykiem. Co więcej, patrząc na wejście do zespołu Romário Baldé można zgadywać, że pomimo urazów podstawowych skrzydłowych i tak Flavio wyląduje w końcu na dłużej na ławie. A dzięki temu jego szanse na pełny rok bez gola z gry – i to we wszystkich rozgrywkach – zrobią się więcej niż realne.

Natomiast na kolejnej Gali Weszło Portugalczyk – jak przypuszczamy – mocno powalczy o inne wyróżnienie i, obok największego symulanta, być może ustawi w gablotce nagrodę dla najbardziej przereklamowanego gracza ligi.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...