Żaden trener w historii Ekstraklasy tak intensywnie nie kojarzył się z brzeszczotem, kłusownictwem i braniem pożyczek na dowód Patejuka. Samo odmienianie synonimów kojarzącego się ze Staszkiem Levym trunku to poezja: fioletowa ambrozja, jagodzianka na kościach, nalewka księcia Poniatowskiego, wywar na myszach i wiele, wiele innych. Staszek Levy nie podbił polskiej piłki, ale na zawsze podbił nasze serca.
Pięć lat temu napisaliśmy proroczy tekst:
To ewidentnie będzie nasz faworyt. Nie wiemy, w jaki sposób Śląsk go wytrzasnął, ale zgadujemy, że nie wybierał po zdjęciach z katalogu. Ukłony dla tego żartownisia z Wrocławia, który stoi za całą operację pod kryptonimem „Jożin z Bażin”!
Rok 1912 Southampton w swój pierwszy dziewiczy rejs do Ameryki wyrusza największy niezatapialny statek Titanic, w ostatniej chwili na pokład wsiada mężczyzna którego nie było na liście pasażerów, to sympatyczny wąsacz z Czech który chwile wcześniej wygrał bilet w karty. Biorąc ze sobą kilka butelek fioletowej ambrozji do plecaka chwiejnym krokiem wchodzi po kładce. Staszek widząc tyle ton metalu z którego jest zbudowany statek nabiera nadziei na szybki zarobek, już pierwszego dnia na balu poznaje piękną bezzębną Czeszkę zwaną potem konkubiną. Przekonując ją do swojego planu w zamian za ucięcie brzeszczotem piecy z parowni pod pokładem oferuje jej wspólną noc w jego kajucie. Konkubina bez wahania zgadza się, w nocy dochodzi do dziwnego dźwięku, tak jak by statek w coś uderzył, przerażeni pasażerowie czują zapach ekskrementów, a obsługa statku zarządza natychmiastową ewakuacje. Niestety na statku nie ma już żadnej kajuty ratunkowej wszystkie związane razem odpływają w oddali wypełnione po brzegi metalowymi częściami statku i ciągną za sobą cztery wielkie kominy Titanica. Sympatyczny Czech z szelmowskim uśmiechem i konkubiną znikają w oddali, Titanic łamie się na pół a ludzie zaczynają się topić,widząc to wszystko czeski Guardiola postanawia zawrócić, ale nie żeby pomóc biednym ludziom którym grozi niebezpieczeństwo ale żeby zabrać jeszcze trochę metalowych części. Widok idącego na dno niezniszczalnego, tytanowego statku przyprawia sympatycznego Czecha o łzy, tyle metalu pochłonie woda. Bez namysłu bierze kolejny łyk fioletowego napoju bogów po czym jego słabe zwieracze nie wytrzymują, ale doświadczony już w tych sprawach sympatyczny czeski szkoleniowiec wiedział co w tej sytuacji zrobić. Defekuje za burtę po wielu latach okazało się że Titanic nie zatonął po zderzeniu z górą lodową ale po spotkaniu z czeskim Guardiolą z Ołomuńca. Nie tak miał wyglądać ten rejs nie tak. Ocean Atlantycki cały w ekskrementach.