Cztery dni minęły od decyzji Komisji Ligi, która – po zapoznaniu się z opinią Kolegium Sędziów PZPN – utrzymała żółtą kartkę dla Arkadiusza Głowackiego w meczu Arki z Wisłą. A my wciąż nie możemy przejść nad tym do porządku dziennego. Czy istnieje bowiem bardziej ewidentny przykład patologii, które wciąż funkcjonują w naszej piłce? Piłkarz nie faulował, ale dostał żółtą kartkę. A organ odwoławczy, który został powołany między innymi po to, by chronić zawodników przed sędziowskimi błędami, uznaje że właściwie wszystko było w porządku.
Wczoraj porozmawialiśmy z przewodniczącym Kolegium Sędziów PZPN, Zbigniewem Przesmyckim, którego opinia odegrała kluczową rolę w tej sprawie. Szef polskich sędziów jednoznacznie podkreślił, że jego zdaniem faulu nie było. – Nie mam wątpliwości, że pan Głowacki nie powinien zostać napomniany. (…) W mojej ocenie nie było faulu a tym samym kartki dla pana Głowackiego – powiedział. Rzecz jasna nie ma w tym nic odkrywczego, bo o braku faulu wie każdy, kto chociaż raz widział powtórkę z tego zdarzenia:
Zbigniew Przesmycki przyjął jednak argumentację, że w jego ocenie nie było to rażące naruszenie przepisów gry. Poniżej trzy zdania oddające spojrzenie przewodniczącego KS na tę konkretną sprawę:
– Ten błąd, w moim rozumieniu, nie był rażącym naruszeniem przepisów gry.
– „Rażące” to bardzo mocne określenie. Standardowo jest to np. pomylenie zawodnika ukaranego napomnieniem albo żółta kartka za symulację w przypadku, gdy dany piłkarz był ewidentnie wycięty.
– Niech pomylenie zawodników przy pokazywaniu kartki pozostanie wyznacznikiem pojęcia rażącego naruszenia przepisów gry.
Nasze zdanie znacie – skoro ukaranie zawodnika, który nie faulował, nie jest rażącym naruszeniem gry, to poziom absurdu właśnie osiągnął zenit. Co więcej, argumentacji Przesmyckiego nie potwierdzają też poprzednie decyzje Komisji Ligi, działającej przecież w porozumieniu z Kolegium Sędziów PZPN. Prześledźmy trzy przypadki, w których w tym roku decyzją KL żółta kartka pokazana zawodnikowi przestała być uwzględniana w rejestrze napomnień:
1. Ziggy Gordon w meczu z Cracovią (15 kwietnia 2017):
2. Aleksandar Sedlar w meczu z Arką (28 kwietnia 2017):
3. Rafał Grzelak w meczu z Bruk-Betem (22 maja 2017):
W każdej z powyższych sytuacji za rażące uznano właśnie pokazanie żółtej kartki piłkarzowi, który nie faulował. Sytuacja z Ziggim Gordonem była dosyć podobna do tej z Głowackim – zawodnik był szybciej przy piłce i został kopnięty przez przeciwnika. Z kolei przypadki Aleksandara Sedlara (wysoko uniesiona noga) oraz Rafała Grzelaka (wbiegnięcie w linię biegu przeciwnika bez dotknięcia piłki i wejście z nim w kontakt) nosiły przecież znamiona przewinień. A pomimo to we wszystkich trzech przypadkach dopatrzono się rażącego naruszenia przepisów gry.
Jasne, Zbigniew Przesmycki wyraźnie podkreślał, że interpretacja rażącego naruszenia to sprawa względna – jedni mogą się go dopatrzeć, inni nie. Problem w tym, że w kontekście decyzji podejmowanych wcześniej przez Komisję Ligi, tego typu interpretacja starcia Głowacki-Jurado oraz przyjęta linii obrony stają się jeszcze bardziej kabaretowe.
Na koniec więc mały apel – panowie z Komisji Ligi i Kolegium Sędziów, nie brnijcie już w to, a zamiast tego uderzcie się w pierś. Sami zajmujecie się rozliczaniem arbitrów z ich błędów, i sami nie potraficie z odrobiną krytycyzmu spojrzeć w lustro. Z całą pewnością nie dodaje to wam autorytetu.
Fot. FotoPyK