Chrobry świetnie zaczął sezon pierwszej ligi, długo liderował, a ostatnio siedział na podium. Jako że do Głogowa przyjechał Raków, który nie może wydostać się ze strefy spadkowej, drużyna Nicińskiego liczyła na fotel lidera. Ale po raz kolejny sprawdziło się to, że ci, którzy nazywają ekstraklasę najbardziej nieprzewidywalną ligą świata się mylą, bo zdecydowanie jest nią pierwsza liga.
Druga minuta spotkania – zamieszanie w polu karnym Chrobrego, piłkę miał pod nogami Niewulis, ale wybił ją Michał Pawlik. Jednak zamieszanie w polu karnym się nie skończyło, piłka znów spadła na piąty metr pod nogi Niewulisa i nie zdołał doskoczyć do niego Przemysław Stolc i Raków objął prowadzenie. Można powiedzieć, że gospodarze świetnie ze sobą współpracowali przy stracie tego gola…
Chrobry był mocno oszołomiony, zaskoczony tym, jak bardzo napierali na nich piłkarze Marka Papszuna. A trener Rakowa mocno zaskoczył, bo spodziewaliśmy się ewolucji składu, ale Papszun zdecydował się na wielką rewolucję dokonując aż pięciu zmian. I dało to świetny efekt, bo minęło dziesięć minut, a jego zawodnicy wygrywali już dwoma bramkami. Tym razem strzał jednego z gości obronił Sławomir Janicki, ale do tej dobiegł Czerkas i załadował do jego bramki. Znów strzału zablokować nie zdążył Przemysław Stolc.
Im dalej w las, tym – jak to mówi Tomasz Hajto – większe drzewa. Bo Chrobry chciał, ale nie mógł rzucić się na rywali. Ci za bardzo zdominowali mecz. Dopiero głupi faul Niewulisa sprawił, że padła bramka kontaktowa – rzut karny wykorzystał Mateusz Machaj. Zapewne kibiców przeszła myśl, że już mają rywali, ale wątpliwości rozwiał Tomalski, który po szybkiej kontrze Rakowa strzelił na 3:1.
Nie dość, że wrażenie robił wynik, to Papszun przede wszystkim mógł cieszyć się ze stylu. Chrobry został całkowicie zdominowany na własnym boisku. Z czasem wszystko się zmieniało, w drugiej połowie to gospodarze dominowali, ale z gry byli bezradni, nie stworzyli sobie praktycznie żadnej klarownej okazji do strzelenia gola. Pomóc mógł tylko stały fragment i znakomicie ułożona prawa noga Mateusza Machaja. Kiedy wszyscy myśleli, że były zawodnik Lechii i Śląska dośrodkuje piłkę w pole karne z bocznej strefy, ten strzelił tuż nad murem i piłka przeleciała obok bliższego słupka. Od wewnętrznej strony.
Ale potem nadal byli bezradni z przodu. Mimo wszystko to spotkanie się oglądało. Pięć bramek, dynamiczna gra, która poziomem znacznie przebiła wiele meczów ekstraklasy. Chrobry nadal jest na podium, ale zapewne po tej kolejce z niego spadnie. I nic dziwnego, skoro stracił dziś tyle goli niż przez siedem ostatnich kolejek. Za to Raków, który do tej pory grał nieźle, ale nie potrafił wygrywać, zgarnął trzy punkty i jest już blisko opuszczenia strefy spadkowej.
fot. 400mm.pl