Szokujące informacje dochodzą do nas z Gliwic: dotychczasowy Cesarz Estonii, znany też gdzieniegdzie pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem Konstantin Vassiljev, abdykował. Piłkarz Piasta porzucił wczoraj swój cesarski tron, wyrzekł się wszelkich cesarskich insygniów i postanowił obrać żywot przeciętnego, ligowego zjadacza chleba. Nie wiadomo jeszcze, kto zajmie jego miejsce i czy ktoś w ogóle.
Abdykacja cesarza związana jest z haniebną serią, jakiej ów niegdysiejszy wirtuoz się dopuścił. Dokładnie wczoraj stuknęło bowiem pół roku od ostatniej wypracowanej bramki przez Vassiljeva. PÓŁ ROKU! Pisząc łopatologicznie – oznacza to, że Konstantin Vassiljev…
a) od pół roku nie zdobył żadnej bramki,
b) od pół roku nie zanotował żadnej asysty.
By dobrze ukazać skalę tego zjazdu przypomnijmy, że do 11 marca Vassiljev zdążył w poprzednim sezonie…
a) strzelić 13 bramek,
b) zanotować 14 asyst.
Oznacza to, że do 11 marca Vassiljev wypracowywał bramkę co 69 minut (spektakularny wynik), a po 11 marca zaciął się totalnie i do protokołu nie wpisał się ani razu (beznadziejny wynik). Tak jak wcześniej było przekozacko, tak teraz jest dupa. I to – jakby to powiedział uznany polski bajkopisarz – nawet dupa z majonezem.
Gdy pomyślimy sobie, że ten sam piłkarz, który wczoraj w sytuacji sam na sam stracił głowę i walnął prosto w bramkarza był bohaterem jeden z większych sag transferowych minionego okna transferowego w Ekstraklasie… czujemy się, jakbyśmy oglądali wyblakłe zdjęcia sprzed lat. Jak dziwnie wygląda dziś wspomnienie o tej całej medialnej gierce, jaka wytworzyła się wokół jego odejścia. Jak absurdalne są dziś żale, że taki piłkarz może pójść gdzieś za Kaukaz za wielką kasą, na czym bardzo ucierpi jakość ligi. Jak nieswojo musi czuć się Agnieszka Syczewska, dyrektor zarządzający Jagi, która w Canal+ otwarcie spytała: – Kostuś, czy zostaniesz z nami? Jak dziwnie muszą się czuć osoby, które uczestniczyły w negocjacjach i które nie kryły się z tym, co było kością niezgody – długość kontraktu i apanaże. Jak dziwnie czujemy się my, zastanawiając się w tekstach, co będzie oznaczać dla Jagi odejście Estończyka i czy ta w ogóle poradzi sobie z nową rzeczywistością.
Fakty są takie, że Jaga radzi sobie całkiem normalnie, zaś maszyna o nazwie Vassiljev obniżyła loty tak drastycznie, że aż trze podwoziem o podłoże. Przypadek Estończyka to przykład na to, jak ważne w piłce jest wykorzystanie swoich pięciu minut. Vassiljev musiał mieć przecież świadomość, że już takich liczb, takiej formy, nie powtórzy nigdy. Może nie spodziewał się aż tak dużego zjazdu, ale musiał mieć to ułożone mniej więcej tak: niespodziewanie zostałem gwiazdą ligi, wycisnę z najbliższego kontraktu maksa, bo następnej takiej okazji może nie być. Podpiszę na długi okres i za dużą kasę. To będzie dla mnie kluczowe. Zła taktyka? Absolutnie nie. Vassiljev wykazał się tym samym – nie pierwszy raz zresztą – bardzo wysoką inteligencją i zdolnością przewidywania faktów.
Piłkarz może być zatem z tego układu zadowolony, Jaga nie narzeka, tylko Piast czuje spory niesmak. Płaci jak za cesarza, a dostaje jedynie ligowy dżemik. Niestety, Cesarza Estonii pamiętamy dziś już tylko ze zdjęć. I to zdjęć, które zdążyły już trochę wyblaknąć.