Reklama

Zapasowy skrzydłowy czyli efemeryda. Jak będzie z Makuszewskim?

redakcja

Autor:redakcja

06 września 2017, 17:35 • 4 min czytania 41 komentarzy

Pojawiają się i znikają. W większości jak efemerydy. Istoty przemijające szybko i bez śladu. Ich znaczenie zwykle jest niewiele większe od wpływu na fabułę filmu przewijającego się w dwóch trzysekundowych ujęciach statysty. Każdy kolejny z coraz dobitniejszą świadomością, że reżyser korzysta z niego w innym charakterze tylko przytwierdzony do muru, tylko podczas mniej lub bardziej znaczących – ale wciąż – prób. Zapasowi skrzydłowi w reprezentacji Polski.

Zapasowy skrzydłowy czyli efemeryda. Jak będzie z Makuszewskim?

Chyba na żadnej innej pozycji zawodnik w naszej kadrze nie może mieć tak silnego przekonania graniczącego z pewnością o tym, jak… niepewna jest jego pozycja. Jak trudno będzie mu zaznaczyć swoją obecność, jak długo może oczekiwać na okazję, by przywitać się z publicznością, nie mówiąc już o zapadnięciu jej w pamięć.

Hierarchia jest powszechnie znana. Błaszczykowski na jednej, Grosicki na drugiej stronie. Numer trzy? Od chwili, gdy meczem z Gibraltarem i udanie wykonanym rzutem karnym, oddanym mu przez Roberta Lewandowskiego, pozycję na prawej stronie zacementował Kuba, alternatywy dla tej dwójki przez dłuższy czas były dwie (wcześniej szybko odpadł Sobota, choć przecież to on zaczynał choćby mecz z Niemcami wygrany 2:0). Bartek Kapustka, dziś znajdujący się nie tylko poza orbitą zainteresowań Nawałki, ale i – jak można póki co stwierdzić – swojego klubowego trenera w Freiburgu. A także Sławek Peszko. Dla którego od dwóch lat najdłuższy występ w kadrze to siedemnastominutowy towarzyski epizod z Czechami (i o minutę mniej na Euro ze Szwajcarią). Co najdobitniej pokazuje, jakie pokłady zaufania ma w stosunku do jego zdolności odmieniania oblicza zespołu Nawałka. Alternatywa dla nich, dziś – umówmy się – niebędących w reprezentacyjnej formie? Nieznana.

Pomimo prób, przez trzy lata nie udawało się powołać kogoś, kto stanowiłby realny plan B, a nie łatanie byle kitem dziury, gdy okazywało się, że Błaszczykowski czy “Grosik” akurat nie są w topowej dyspozycji. Selekcjoner nie zamykał się na nazwiska, dawał szansę wyróżniającym się w klubie postaciom, by po ich jednym, dwóch, czasami trzech czy czterech meczach – zwykle w niemałych odstępach czasu – przekonać się, że planu B nie ma.

Próbował między innymi będących w momencie powołania w co najmniej porządnej formie:

Reklama

Piotra Ćwielonga – 81 minut z Irlandią (towarzysko)
Łukasza Madeja – 17 minut z Norwegią (towarzysko), 89 minut z Mołdawią (towarzysko)
Szymona Pawłowskiego – 12 minut z Norwegią (towarzysko), 63 minuty z Mołdawią (towarzysko)
Michała Kucharczyka – 73 minuty i gol z Norwegią (towarzysko), 53 minuty ze Szwajcarią (towarzysko), 3 minuty z Irlandią (el. ME)
Michała Żyrę – 37 minut z Niemcami (towarzysko), 13 minut z Litwą (towarzysko), 1 minuta ze Szkocją (el. ME), 30 minut i czerwona kartka ze Szwajcarią (towarzysko)
Pawła Wszołka – 9 minut z Niemcami (towarzysko), 86 minut, 2 gole i asysta z Finlandią (towarzysko), 56 minut z Armenią (el. MŚ), 66 minut ze Słowenią (towarzysko)

Nadaremno. Spadające gwiazdy, o których zapomina się chwilę po ujrzeniu ich na niebie. Niby odbijali kartę przy wejściu do zakładu, ale mający marne nadzieje na to, że ktoś z szefostwa oprócz podejścia i poklepania po plecach, zdecyduje się podnieść ich rangę w firmie. Jak najemnicy z agencji pracy. Pracownicy sezonowi z wyznaczoną rolą, zwykle nieszczególnie odpowiedzialną, mający umowy na czas określony.

Dziś takim pracownikiem sezonowym z wpisaną w ofercie pracy „szansą na angaż na stałe” jest Maciej Makuszewski. O tyle wyróżniony już na wstępie, że posłany w bój w obu spotkaniach eliminacyjnych. Wystawiony w podstawie na Kazachstan, dopuszczony do wysłuchania hymnu z murawy już za drugim razem, gdy znalazł się w reprezentacyjnym protokole meczowym. Jego przewaga na dziś polega na tym, że dał się zapamiętać z naprawdę dobrej strony. Że, poniekąd świadom losu swoich poprzedników, postanowił wyszarpać sobie kolejne powołanie, choćby miał się zabiegać na śmierć. Ruchliwy, nieustępliwy, a przede wszystkim w pierwszej połowie – widoczny. Nauczony doświadczeniem choćby klubowego kolegi Szymona Pawłowskiego, którego wspomnienie w koszulce z orzełkiem jest dziś naprawdę cholernie mgliste, a który przecież także swego czasu cieszył się z wezwania od Nawałki.

Że przed październikowymi meczami o wszystko Lech zostanie zobligowany do przekazania swojego zawodnika – co do tego nie mamy wątpliwości. Ale czy Makuszewski zagości w kadrze na dobre i stanie się długo wyczekiwaną, wartościową alternatywą dla Grosickiego i Błaszczykowskiego – życie podpowiada, że to akurat nawet mimo pozostawienia dobrego wrażenia to nic pewnego. Vide Paweł Wszołek z 2 golami i asystą z Finlandią, który na kolejną okazję do gry (oczywiście – w dużej mierze przez odniesioną chwilę później kontuzję) czekał siedem miesięcy.

Ale Makuszewskiemu oczywiście kibicujemy. By oczekiwania, jakie Nawałka żywił wobec wielu przed nim, on akurat zdołał spełnić. Cokolwiek powiedzieć, do bardzo prawdopodobnego wyjazdu do Rosji wcale nie pozostało już wiele czasu. A na taki turniej jak mistrzostwa świata zwyczajnie nie wypada jechać bez niezawierającego luk w rozdziale “skrzydłowi” planu B.

fot. FotoPyK

Reklama

Najnowsze

Komentarze

41 komentarzy

Loading...