Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

30 sierpnia 2017, 13:32 • 5 min czytania 70 komentarzy

Przytulne lokum w Paryżu, karnet na najlepsze miejsca na meczach najlepszej francuskiej drużyny, która właśnie wzmocniła się jednym z najlepszych piłkarzy świata. Tydzień w tydzień możliwość oglądania niemalże z poziomu murawy wyczynów samego Neymara, a kto wie, może także Kyliana Mbappe, jeśli w końcu potwierdzi się jego wypożyczenie do PSG. Za to wszystko zaś niemal 5 milionów euro rocznie. 5 milionów euro rocznie! Całkiem przyzwoita kasa za śledzenie z bliska piłkarskiego dream teamu, ba, czasem nawet trenowanie ramię w ramię z tymi magikami. A wszystko przecież w jednym z najpiękniejszych miast Europy u boku wieloletniej partnerki. Choć do niedawna pół Polski współczuło Grzegorzowi Krychowiakowi, ja uważam, że jego pozycja w stolicy Francji wcale nie była jakoś przesadnie trudna i skomplikowana.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Od wczoraj wiadomo, że Krychowiak przynajmniej w tym sezonie w Paryżu nie zostanie, co oczywiście ucieszyło wszystkich fanów reprezentacji Polski. Od tygodni trwało wypychanie – odpuść. Odejdź. Idź do Rennes, do frens, Lechia szuka wzmocnień, gdziekolwiek, chłopie, byle grać! Rozumiem naturalnie Adama Nawałkę, który motywował Krychowiaka do zmiany barw dla własnego dobra – w reprezentacji Polski jest mu potrzebny regularnie grający pomocnik, a nie oddany kibic PSG. Rozumiem także sympatyków naszej kadry, którym zależy na jej dobrych wynikach, do których prędzej przyczyni się podstawowy pomocnik WBA, niż początkujący paryski model. Ale bez większego trudu zrozumiałbym również, gdyby Krychowiak powiedział im wszystkim: gońcie się.

Mój rówieśnik (na tym kończą się cechy wspólne) ma 27 lat i za sobą naprawdę piękną karierę. Z prowincjonalnego Mrzeżyna na Stadion Narodowy, na którym zdobył gola w finale Ligi Europy, następnie wznosząc w górę trofeum za zwycięstwo w tych rozgrywkach. Z Gryfic do galerii sław Sevilli, jako jeden z ulubieńców tamtejszej publiczności, skandujących co tydzień jego nazwisko i kupujących koszulki z jego numerem. Z najmniejszych klubów Pomorza Zachodniego do najlepszej jedenastki dekady w jednym z najpopularniejszych hiszpańskich klubów. Wreszcie doskonały turniej we Francji, Euro 2016, podczas którego Krychowiak był blisko miejsca w jedenastce turnieju. Ukoronowaniem był transfer za rekordową kwotę do Paryża, z kontraktem życia, pozwalającym na dobicie do spokojnej emerytury z samych odsetek i inwestowania w nieruchomości.

Każdy trening, każda kropla potu, każdy wylana łza po przegranych dziecięcych turniejach – po to, by ugrać 5-letni kontrakt ze stawką 5 milionów euro rocznie w mieście, do którego marzy się wybrać choćby na krótką wycieczkę jakieś 3/4 kobiet z naszej części kontynentu.

Wiem, ambicja. Wiem, podwyższanie sobie poprzeczki. Ale czy naprawdę taką niewyobrażalną zbrodnią byłoby, gdyby Krychowiak właśnie w tym momencie powiedział: dobiegłem do swojej mety? Realnie rzecz ujmując – czy ten pomocnik wybiegnie na plac w finale Ligi Mistrzów? Raczej nie. Czy zagra w finale Mistrzostw Świata? Raczej nie. Czy powtórzy sukcesy, które osiągał z Sevillą? Raczej nie. Czy dostanie wyższy kontrakt po definitywnym rozstaniu z PSG? Raczej nie. Prawdopodobnie osiągnął już niemal wszystko, co miał do osiągnięcia, wycisnął więcej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać – bo wielu ekspertów od lat przekonywało, że Krychowiak to typowy przecinak, który ponad Sevillę raczej nie wyskoczy. Nie wyskoczył ponad Sevillę, ale wygrał z nią dwukrotnie Ligę Europy, czyli chyba najcenniejsze z trofeów, które pozostawały w zasięgu naszego reprezentanta.

Reklama

Ostatnio Paweł Golański zwierzył się Kubie Białkowi.

Może mogłem bardziej naciskać na transfer, gdy w Steaule miałem propozycję z FC Porto. Była też oferta z Lazio Rzym, interesowało się mną Napoli. Becali mnie nie chciał puścić, a może gdybym się uparł…

Dałbyś radę utrzymać się na tym levelu? Nie poszedłeś do Porto i po roku wylądowałeś w Koronie Kielce – rozdźwięk niebywały.

Decyzję o powrocie podjęliśmy, ponieważ staraliśmy się długo o dziecko i w tamtym momencie to było dla nas najważniejsze. Jasne, marzyłem o tym, by grać w jak najlepszym klubie zagranicą, ale nie to było na pierwszym miejscu. Nie wychodziło nam, doszło sporo badań, trzeba było sobie odpowiedzieć, co jest najważniejsze.

Poważny dylemat.

Kariera czy rodzina? Rodzina dla mnie zawsze number one i teraz mogę powiedzieć, że to był strzał w dziesiątkę, bo mam dwóch wspaniałych synów i to moje największe zwycięstwo w życiu. W 2010 roku pojechałem z żoną do Tomska, gdzie leżał na stole mój kontrakt życia. Najpierw jeszcze w Moskwie przeszedłem badania medyczne, miałem tylko podpisać. Nie zdecydowałem się. Wyjeżdżając od nich powiedziałem, że muszę jeszcze to przemyśleć.

Reklama

– Ale na pewno wrócisz do nas, tak? Bardzo cię chcemy.

– Naprawdę muszę to jeszcze przemyśleć.

No i zrezygnowałem, wybrałem coś ważniejszego.

Od razu stanął mi przed oczami Krychowiak. Bez wątpienia najprościej jest śmiać się z paryskich “fashion weeków” i pozowania z jego partnerką na ściankach, ale co jeśli wygodne życie w Paryżu to spełnienie marzeń i Grzegorza, i jego wybranki? Jeśli właśnie tam chciałby zbudować sobie dom, dorobić gromadki małych Grześków, umeblować garderobę tak wielką, że pomieściłaby nawet wszystkie jego futra?

Grzegorz zamieniając PSG na West Bromwich Albion, zamieniając Paryż na przedmieścia Birmingham, zamieniając miasto mody na miasto wytapiania stali pokazuje niesamowitą ambicję i fakt, że wciąż najważniejsza jest dla niego piłka nożna, może też sukcesy z reprezentacją, może też wywalczenie jeszcze kilku porządnych kontraktów, zamiast wypełnienia, choćby i siedzeniem na trybunach, tego jednego, fantastycznego. Jako kibic zespołu Adama Nawałki – bardzo się cieszę. Jako fan jego pracowitości i uporu – również. Ale jako domator, miłośnik długich spacerów z wózkiem po Bałutach i bywalec lokali na Piotrkowskiej zrozumiałbym każdą jego decyzję – łącznie z wybraniem paryskich trybun ponad rosyjski turniej.

Wczoraj ktoś napisał do mnie – w Paryżu by siedział na trybunach, w Anglii będzie grał, czy nie o to chodzi w futbolu? Tak, o to chodzi w futbolu. Ale o co chodzi w życiu i czy zawsze o to samo, co w futbolu? Fajnie, że dla Krychowiaka odpowiedź to: ciągle tak. Równie fajnie, że dla Golańskiego kiedyś odpowiedź to: zupełnie nie. Szanuję i podziwiam obu. Tak jak i Adriana Mierzejewskiego, który właśnie strzelił gola w swoim debiucie w Sydney. Nie zagrał na Euro 2016, nie został mistrzem Polski, ale czy na pewno może zazdrościć Jędrzejczykowi regularnej gry w europejskiej lidze?

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

70 komentarzy

Loading...