Ujmijmy to w następujący sposób. Tak, widzieliśmy w tym sezonie mecze, z których bardziej wiało nudą. Ale nie, na jego kinową ekranizację nie wybralibyśmy się nawet, gdyby do biletów dodawali popcorn, colę, hot doga i darmową wejściówkę do Enklawy. I to mimo tego, że zakończenie musiało zaskoczyć, bo w ligowym meczu Śląska po raz pierwszy od trzech starć nie padł remis 1:1.
1:1 z Piastem, 1:1 z Bruk-Betem, 1:1 z Jagiellonią. Bardzo blisko było też dzisiejsze 1:1 z Cracovią. Nawet mimo tego, że Śląsk stwarzał sobie w drugiej części drugiej połowy sporo szans do strzelenia gola, mimo że Sandomierski musiał się uwijać jak w ukropie, raz jeszcze potwierdziła się stara prawda wygłoszona przez syna króla sedesów. Mamusię oszukasz, przyjaciela oszukasz, życia nie oszukasz.
Dlatego z góry wiedzieliśmy, że skoro w pierwszej połowie padły dwa bliźniaczo podobne gole (akcja prawą stroną, błąd lewego obrońcy, błąd w kryciu stopera i bramka głową – Piecha i Wdowiaka), to gdy Cotra ładował z dystansu pocisk ziemia-powietrze, Sandomierski da radę. Że gdy główkę Chrapka wyszedł blokować typowym dla bramkarza z piłki ręcznej wyskokiem, to interwencja zakończy się sukcesem. W chwili, kiedy Tarasovs trafiał w futbolówkę naprawdę dobrze, mocno i precyzyjnie – przynajmniej na tyle, na ile da się to zrobić głową – przesądzone już było, że „Sandomierz” musi zbić ją do boku. Bo przecież Śląsk i 1:1 to ostatnio była historia jak Romeo i Julia, z tym że bez rozdzielającego kochanków samobójstwa Romeo.
I wtedy wjechał VAR. Debiutujący w Cracovii Lusiusz atakował Michała Chrapka, jak się początkowo Szymonowi Marciniakowi wydawało, tuż poza polem karnym. Ustawiony został mur, do wykonania wolnego sposobili się już piłkarze Śląska, jednak Marciniak miał wątpliwości. Czy aby młodzian uciekającego z szesnastki rywala nie kopnął jeszcze w jej obrębie?
Tak też było. A w zasadzie było połowicznie. Bo Lusiusz interweniował jeszcze w polu karnym – i owszem. Ale Chrapka koniec końców nie dotknął. I tym samym Szymon Marciniak zepsuł… wszystko. Popsuł Śląskowi passę remisów – bo Pich swoją jedenastkę wykorzystał. Popsuł Cracovii powrót do domu, bo nie zazdrościmy drogi autostradą A4 w relacji Wrocław-Kraków. No i popsuł i tak już będące w fatalnym stanie nastawienie Michała Probierza do VAR. Bo po dwóch anulowanych bramkach Pasów w meczu z Lechią, właśnie po wideoweryfikacji, raz jeszcze technologiczna nowinka coś mu odbiera, tym razem kompletnie bezpodstawnie. Nieprzypadkowo po meczu kamera nie potrafiła wychwycić Probierza podającego ręki Marciniakowi.
Ale tak po prawdzie – o ile decyzja o karnym jest skandaliczna, o tyle bynajmniej nie można napisać, że Śląsk na wygraną nie zasłużył. To nie był pościg za zwycięstwem jak w Need For Speed, ale wrocławianie próbowali przynajmniej znacznie częściej niż rywale wrzucić trójkę. A niech im nawet będzie, że krótkimi momentami, to i czwórkę.
[event_results 350839]
fot. 400mm.pl