Chcecie Ligi Mistrzów? Wbijajcie do Azerbejdżanu, Słowenii, na Cypr, byle nie do Polski. Chcecie Ligi Europy? Zapraszamy do Tyraspola, Borysowa, Skopje, byle nie do Warszawy. Ale jakbyście mieli ochotę zobaczyć babę z brodą i tańczącego karła – ekstraklasa zaprasza serdecznie na swoje poletko.
To, co dziś obejrzeliśmy, to było dziadostwo nienadające się do skręcenia siedmiosekundowego skrótu. Jeśli Piotr Stokowiec liczył na to, że na podstawie mołdawskiego streama z ruskim komentarzem przekaże swoim piłkarzom, jakie są najmocniejsze strony Legii, to zajebiście się dziś przeliczył. Nie, nie ze względu na jakość transmisji. Dziś legioniści to był zespół bez atutów. W najgorszych koszmarach kibice, którzy za zbieraniną Magiery przebyli ponad tysiąc kilometrów nie mogli wyśnić tak bezpłciowej drużyny. Żeby przejść Sheriffa nie trzeba było pokazywać wielkich cojones, jaja wielkości fistaszków pewnie by wystarczyły. Legia nawet ich obecności nie potrafiła udowodnić. Nie mamy pewności, czy gdyby zamiast mistrzów Polski wysłać do Tyraspola Ekipę z Warszawy, byłoby widać jakąkolwiek różnicę. Chyba że na plus dla Trybsona i spółki.
W dzisiejszej pomeczówce nie znajdziecie opisu najlepszych akcji Legii, bo takich Legia nie przeprowadziła. Sorry, ale uznawać za tę wiodącą niecelny strzał głową Hamalainena po wyrzucie z autu i dwóch przypadkowych główkach nie mamy zamiaru. Ba, o ile inny cholernie marny mecz – z Astaną w Warszawie – można było jeszcze ratować stwierdzeniami, że przynajmniej była „jazda na dupach”, tutaj zabrakło i tego. Jeżeli Michał Kucharczyk w niedawnym wywiadzie mówił serio o tym, że doskwiera mu zbyt mało dni wolnych, to dziś razem z kolegami pokazali, jak bardzo chcą mieć spokój przynajmniej w czwartkowe wieczory. Tylko jednego Legii nie można zarzucić – że nie chciała napisać historii. Bo napisała – nigdy wcześniej 24 sierpnia nie mieliśmy wszystkich przedstawicieli naszej ligi za burtą europejskich rozgrywek.
Sheriff był rywalem gównianym. Nie ma co czarować, nie ma co udawać szacunku do przeciwnika, gdy ten nie potrafi oddać jednego strzału tak, jak wymarzyłby to sobie strzelec. Tylu kiksów, tylu parodystycznych kopnięć w sytuacjach, w których jedynym, co trzeba było zrobić, to kopnąć piłkę prosto, dawno nie widzieliśmy. Wszystkie te Badibangi, Brezovce i inne Susicie pewnie nie łapałyby się u 3/4 naszych pierwszoligowców, a i o angaż w II lidze nie bylibyśmy pewni. I nie ma co się usprawiedliwiać durną czerwoną kartką dla Pazdana, tym bardziej, że to była bardziej durna jego niż durna sędziego decyzja. By gonić za arbitrem, by szarpać go za rękę, mając w pamięci choćby to, jak niedawno skończył Cristiano Ronaldo.
Dziś taki właśnie gówniany rywal przechodzi Legię. Bez większej spinki, bez rozgrywania meczu na dwieście procent. Mołdawianie pokazują, jak mało znaczy w europejskiej piłce tytuł, któremu w naszym kraju przypisujemy tyle prestiżu. Dziś „mistrz Polski” znaczy w futbolu tyle, co „najlepszy poławiacz karpi w województwie warmińsko-mazurskim”.
Może to i dobrze. Bo to, co zobaczyliśmy dziś na różnej jakości streamach, wstyd pokazywać Europie w HD.