Gdyby ktoś nie oglądał meczu Realu i spojrzałby na wynik, doszedłby do jasnego wniosku. Świetny mecz, pyknęli Deportivo 3:0 i to w końcówce grając w dziesięciu. My oglądaliśmy i jeśli mamy za coś chwalić Real, to za skuteczność. Osiem celnych strzałów przerodziło się w trzy gole. W przypadku Deportivo pod tym względem było słabo – sześć celnych, goli brak. A sam Andone mógł sprawić, że zamiast 0:3, byłoby 4:3.
Przez pierwsze pięć minut Deportivo prawie nie dotknęło piłki. Podanie, podanie, przerzut, zgranie, wrzutka i tak dalej i tak dalej. Real sprawiał wrażenie drużyny mającej monopol na posiadanie piłki. Aż Bakkali podał do Andone, ten beztrosko ograł Carvajala i uderzył na dalszy słupek, ale strzał wybronił Keylor Navas. Po dwóch minutach grane było to samo, ale na prawym skrzydle. Andone dostał jeszcze lepsze podanie i znów stanął w oko w oko z Navasem. Górą znowu Kostarykanin, choć tym razem Andone był w dużo lepszej pozycji i powinien skutecznie wykończyć akcję.
Zrobiło się nerwowo, bo z przeważających, wręcz naciskających na Depor Królewskich, mogło być już kwaśne jabłko. Real musiał się obudzić i zacząć strzelać, bo bramki w tym spotkaniu oddawał przede wszystkim Florin Andone. Drużyna Zidane’a szybko wzięła się w garść, czego efektem było trafienie Bale’a na 1:0. Marcelo zagrał ciętą piłkę do Modricia przed pole karne, ten oddał strzał, Ruben wypluł piłkę pod nogi Benzemy, a Francuz zamarnował strzał i wystawił ją Bale’owi do pustej bramki.
Minęło kilka minut, a już Real rozpoczął akcję, która miała dać drugą bramkę. Odnotujmy, że trwała ona aż minutę i 47 sekund. Królewscy wymienili przed golem 44 podania – to najwięcej w La Liga od sezonu 2006/2007. Klepali przed polem karnym, Carvajal nie wiedział co zrobić z piłką, więc receptę znalazł Isco. Przerzucił futbolówkę do Benzemy, ten zgrał do Marcelo, a Brazylijczyk potańczył z obrońcą, po czym zagrał kolejną ciętą piłkę, tym razem już na trzeci metr od bramki. Czterech obrońców patrzyło z podziwem, jak szybko piłka przelatuje im pod nogami, a wiedzący, co jest grane, Casemiro wbiegł na tor lotu piłki i dołożył nogę trafiając na 2:0.
Real zaczął odjeżdżać z trzema punktami, Andone miał czego żałować, a nadpobudliwy Bakkali, jak już nie mógł kopnąć piłki, to kopał Carvajala. Swoją drogą – straszliwie w tym meczu nieporadnego.
Druga połowa zaczęła się od sympatycznego dania sobie po ryjach. I nie o strzeleniu goli piszemy, a nerwowej sytuacji, kiedy po faulu zrobiło się tłoczno, a Fabian Schar sprowokował Ramosa uderzając go głową o głowę. Znacie Hiszpana i wiecie, że długo nie pozostał dłużny rywalowi. Rewanż trwał tyle, co przemieszczenie przez niego ręki na twarz Schara. Pewnie wielu sędziów pokazałoby Ramosowi czerwoną kartkę i wysłało do szatni, ale tak się nie stało. Dla Realu to bardzo dobrze, że pozostał na boisku, bo gdyby nie to, po chwili mogłaby paść bramka kontaktowa. Bruno Gama wbiegł w pole karne Realu i dośrodkował piłkę na głowę niekrytego przez Carvajala Florina Andone. Napastnik uderzył w światło bramki, piłka była poza zasięgiem Navasa, ale wyręczył go Ramos, który przyjął futbolówkę na męskość i uchronił swoją drużynę przed stratą gola.
Dużo czasu minęło, zanim mogliśmy obejrzeć powtórkę tej akcji, bo mieliśmy grę raz w jedną, raz w drugą. W końcu, gdy toczyła się ona w kierunku bramki Deportivo, Benzema złamał do środka i zagrał do Isco, ten podał piłkę Bale’owi, a Walijczyk wycofał ją do Toniego Kroosa, który pewnym strzałem pokonał Rubena. 3:0 to wynik, który potwierdził, że już nic więcej stać się dziś nie może. Co najwyżej, Real dołoży kolejne gole.
Mecz do końca toczył się pod dyktando mistrzów Hiszpanii, ale w końcówce defensorzy dokonali dwóch błędów. Najpierw Bruno Gamę w polu karnym głupio sfaulował Carvajal. To nie był dzień Hiszpana, który zaraz mógł się obwiniać za to, że zespół nie zachował przez niego czystego konta. Jednak do piłki podszedł Andone, z zamiarem odkupienia win, i… strzelił bardzo słabo, skutecznie interweniował Navas, a być może nawet gdyby nie wyczuł napastnika, to piłka nie wpadłaby do bramki. Najpierw nie masz szczęścia, potem dochodzi jeszcze pech.
Andone nie trafiłby dziś nawet sikiem do sedesu.
— Janusz Banasiński (@JBanasinski) 20 sierpnia 2017
Tym samym Andone spieprzył czwartą znakomitą okazję do zdobycia bramki i zapewne dziś będą męczyły go myśli, że gdyby był skuteczny, zamiast 0:3, mogłoby być 4:3 dla Deportivo. Zwłaszcza, że wcześniej w poprzeczkę trafił Guilherme. Ale, jak to mówią, szczęście sprzyja lepszym. Zazwyczaj także, jak po przerwie, Sergio Ramosowi, ale w doliczonym czasie Borja dostał z łokcia od kapitana Realu i ten wyleciał z boiska. Po raz 23 w barwach Realu…
Real zdobywa trzy punkty, jest już wyżej nad Barceloną, bo króluje w bilansie bramek, ale dziś – mimo ładnej, dynamicznej gry – dał fanom wiele powodów do niezadowolenia. Tyły do podreperowania, bo jeśli kolejni rywale z taką łatwością będą stwarzali sobie świetne okazje, to może być różnie. Przecież Andone jest tylko jeden.