Tottenham podejmował dziś Chelsea, chociaż – tak się akurat złożyło – mecz odbył się na stadionie, na którym goście już w tym sezonie grali, a gospodarze nie. Areną domowych spotkań Kogutów w sezonie 2017/18 jest bowiem Wembley. Jakkolwiek spojrzeć, ten stadion – dziś goszczący 73 500 widzów – jak ulał pasuje do tego typu derbowych szlagierów, w których po obu stronach barykady stają mistrz i wicemistrz kraju. Szlagierów, po których odczuwa się głęboki smutek, że mecze piłkarskie trwają tylko 90 minut.
W pierwszych minutach błyskawicznie potwierdziło się, że Chelsea miała już okazję zapoznać się z niektórymi kępami trawy na Wembley. Niby przewagę miał Tottenham, ale to goście tworzyli groźniejsze okazje. Tak naprawdę wynik już w 5. minucie gry powinien otworzyć Alvaro Morata, który otrzymał kapitalne dośrodkowanie i fatalnie przestrzelił głową. Później ponownie goście pozwolili się wyszumieć rywalowi, by wyprowadzić cios, po którym ten nakrył się nogami. W 24. minucie Marcos Alonso oddał cudowny strzał z rzutu wolnego, przy którym Lloris absolutnie nie miał nic do powiedzenia. Powtórkę tego uderzenia można oglądać do znudzenia:
What a goal by Alonso! Perfection. Anywhere else and Lloris has a chance to save it. Superb. #THFCvCFC pic.twitter.com/tqGn6vStxi
— – (@WengerTactic2) 20 sierpnia 2017
Cios, mimo że potężny, nie rozłożył jednak Tottenhamu. Podopieczni Mauricio Pochettino momentalnie rzucili się The Blues do gardeł, chociaż więcej było w tym determinacji niż polotu czy finezji. Tottenham parł do wyrównania niczym Hildeberto na drzwi obrotowe w McDonaldsie. W końcówce pierwszej połowy Koguty miały serię sześciu rzutów rożnych z rzędu, Harry Kane trafił w słupek, a Courtois dwoił się i troił w bramce po uderzeniach Daviesa czy właśnie wspomnianego Kane’a. Chelsea udało się jednak przetrwać ten napór i schodzić na przerwę suchą stopą.
A potem do głosu doszli trenerzy, a przede wszystkim Antonio Conte, którego interwencja w szatni była aż nadto widoczna. Włoch co prawda nie zrobił żadnej zmiany, ale skłonił swoich piłkarzy do gry dalej od własnego pola karnego, przez co rozpędzony Tottenham znacznie rzadziej realnie zagrażał bramce Courtois. Mądrzejsza gra Chelsea w drugiej części gry sprawiła, że jedyną nadzieją gospodarzy stały się stałe fragmenty gry wykonywane przez Eriksena. Duńczyk już w pierwszej połowie potrafił posyłać takie piłki w pole karne rywala, że najdrobniejsze muśnięcie wystarczyłoby do zdobycia gola. Tak samo było też w 82. minucie gry, w której Tottenham w końcu strzelił swojego gola, ale zrobił to tak, jak atakował – brzydko. A konkretnie, to nawet nie Tottenham strzelił, bo po wrzutce Eriksena piłkę do własnej bramki skierował wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Batshuayi. Wydawało się jednak, że The Blues w końcu zostali zapędzeni do narożnika i nie wyjdą cało z tego starcia.
Później jednak o przebiegu gry zdecydowały personalia i, co za tym idzie, piłkarska jakość. Zaczęło się od wyprowadzenia akcji z własnej połowy przez N’Golo Kante, przy czym Francuz pokazał wielką klasę. Na plecach powiesił mu się Harry Kane, ale nawet taki wielkolud nie był w stanie go przewrócić czy chociażby wybić z rytmu biegu. A chwilę później niemal w tym samym miejscu boiska w nieprawdopodobnie łatwy sposób piłkę stracił rozgrywający słabiutkie zawody Victor Wanyama. Bez walki przegrał starcie z Davidem Luizem, z czego poszła kontra, którą skutecznie wykończył Marcos Alonso, strzelając swojego drugiego gola w meczu przy sporej pomocy nieporadnie interweniującego Llorisa. Po takiej bombie w 88. minucie gry Tottenham już się nie podniósł.
Tym samym The Blues zdobyli swój pierwszy skalp w sezonie, zacierając fatalne wrażenie po porażce z Arsenalem oraz ligowym oklepie od Burnley. Podopieczni Conte wracają więc na właściwe tory, i to w bardzo wymowny sposób – ogrywają wicemistrza na, mimo wszystko, jego terenie. W kontekście kolejnych tygodni wartość tego zwycięstwa może okazać się nie do przecenienia.
* * *
W drugim dzisiejszym meczu sensacyjny beniaminek, Huddersfield Town wyszarpał swoje drugie zwycięstwo i niejako przypieczętował kapitalne wejście w sezon. Komplet niedzielnych wyników:
Huddersfield Town – Newcastle United 1:0
(Aaron Mooy ’50)
Tottenham Hotspur – Chelsea 1:2
(Michy Batshuayi (s) ’82 – Marcos Alonso ’24, ’88)