W czasach, kiedy wszystko mus być „wow!”, sprawia raczej wrażenie nudziarza. Na wywiady potrafi chodzić ze swoją 75-letnią trenerką, przy której wygląda jak wnuczek. Ciągle też pokornie dziękuje Bogu za swoje wyniki. Do tego stopnia, że kiedy pobił słynny rekord świata na 400 m Michaela Johnsona, nawet przesadnie się z tego nie cieszył. Cały Wayde van Niekerk. Sprinter z Republiki Południowej Afryki jest jednak jedną z największych gwiazd mistrzostw świata w Londynie. A ponieważ po przejściu na emeryturę Usaina Bolta w lekkoatletyce pozostanie wakat na stanowisku największej gwiazdy, wielu ekspertów twierdzi, że to właśnie on mógłby wejść w buty Jamajczyka. Czy tak się stanie?
Tomasz Czubak, rekordzista Polski na 400 m, finał igrzysk w Rio z udziałem van Niekerka oglądał sam. – Reszta rodziny już spała, ale i tak się obudzili. Aż krzyknąłem ze zdziwienia! Czułem, że wygra, ale nie sądziłem, że pobiegnie aż tak szybko. Historyczny wyczyn, tym bardziej że tak niewiele zabrakło do „złamania” 43 sekund – wspomina w rozmowie z Weszło.
Kiedy 14 sierpnia ubiegłego roku wpadł na linię mety, spojrzał tylko na wyświetlacz przy bieżni – 43,03. Biegnąc po olimpijskie złoto pozamiatał więc pamiętny rekord świata Michaela Johnsona, który podczas mistrzostwa świata w Sewilli w 1999 r. pobiegł 43,18. Siedemnaście lat. W ostatniej dekadzie najbliżej tego rezultatu był w 2007 r. Jeremy Wariner, ale to i tak było 43,45. A Wayde van Niekerk dokonał wydawałoby się niemożliwego w finale olimpijskim i biegnąc na dodatek ze skrajnego, ósmego toru uchodzącego raczej za niewdzięczny. Nie każdy zawodnik potrafi bowiem dobrze pobiec nie mając przed sobą kogoś, kogo musi gonić pod presją, wyciskając z siebie więcej i więcej. Van Niekerk gonił wtedy tylko swoje marzenia.
Będący na stadionie Michael Johnson w rozmowie z BBC skwitował sprawę krótko: „It was a massacre”.
Zostaje mu jeszcze sporo prądu
Chłopak z Kapsztadu nie był wtedy oczywiście postacią anonimową. Rok wcześniej został mistrzem świata w Pekinie z czasem 43,48. Już to przepowiadało nowe porządki na dystansie 400 m. Podczas trwających mistrzostw w Londynie obronił tytuł, dokładając do tego jeszcze srebro na 200 m., z którego był zresztą bardzo zadowolony. Jak bardzo wszechstronnym jest zawodnikiem świadczy to, że był pierwszym, który zszedł poniżej 10 sekund na 100 m, poniżej 20 na 200 m i poniżej 44 na 400 m. Jest dziś jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy w lekkoatletyce, dlatego niektórzy widzą w nim naturalnego następcę Bolta, z którym zresztą swojego czasu regularnie trenował. Ale w przypadku objęcia przez niego tronu króla lekkoatletyki zdania są podzielone.
Marcin Urbaś, rekordzista Polski na 200 m: – Wynikami faktycznie może próbować wejść na ten piedestał. Bieg w Rio był nieprawdopodobny. Podobną reakcję miałem, kiedy Bolt bił rekord Johnsona na 200 m. Też wydawało się, że tamten wynik był już tak wyśrubowany, że żeby go pobić, trzeba być o stopień wyżej o pewne ogniwo ewolucyjne. I Bolt faktycznie był takim nowym ogniwem. Van Niekerk jest jednak innym typem zawodnika. Ma inne parametry ciała, nie jest tak wysoki, nie ma tyle mocy. Natomiast jest niesamowicie wytrzymały, tutaj jest na poziomie, który dotychczas był wprost nieosiągalny. Na pewno nie zastąpi jednak Bolta chociażby ze względu na inne zachowanie, mniejszą przebojowość i gwiazdorstwo. Niemal na pewno będzie specjalizował się na 200 i 400 m. Na setkę go nie zobaczymy, bo w porównaniu do 400 są to zupełnie inne bodźce treningowe. A jednak to właśnie 100 m jest dystansem, który najbardziej porywa ludzi – mówi.
– Myślę, że gdyby skupił się na 400 m, wyszedłby na tym lepiej, bo tam ma wyraźną przewagę szybkościową. Widać, że pierwsze 200-300 m może przebiec na mniejszym zmęczeniu, dlatego kiedy wielu chłopaków na finiszu biegnie już na resztkach, jemu zostaje jeszcze sporo prądu – dodaje Czubak.
IAAF bardzo dba, żeby jego starty były dobrze opakowane i było o nich głośno. Nic dziwnego, bo kiedy Bolt zejdzie ze sceny (dziś wieczorem pożegna się biegiem w sztafecie 4×100), międzynarodowa federacja stanie przed trudnym zadaniem: kto pociągnie lekkoatletykę wizerunkowo, tak jak przez blisko dekadę robił to zwariowany Jamajczyk. I na takiego kogoś lansowany jest właśnie Wayde. Co ciekawe, kiedy organizatorzy MŚ w Londynie podjęli kontrowersyjną decyzję o odsunięciu od finału 400 m Isaaka Makwali z Botswany z powodu infekcji wirusowej nakazując kwarantannę, Michael Johnson zaczął wietrzyć w tym teorię spiskową. Amerykanin – chociaż często powtarza, że jest fanem talentu gwiazdy z RPA – uznał to bowiem za sabotaż. Oskarżył IAAF o celowe działanie. Jego zdaniem decyzja o wykluczeniu Makwali była podyktowana chęcią ułatwienia zwycięstwa van Niekerkowi, który jest faworytem i ulubieńcem działaczy światowej federacji.
Chucherko wyciągnięte z kufra
Kolejnym pytaniem, które wciąż przewija się w kontekście kariery van Niekerka jest to, czy stać go na złamanie magicznej granicy 43 sekund na 400 m. Patrząc na jego zegar biologiczny, urwanie tych kilku setnych sekundy nie jest czymś niemożliwym. Gwiazdor 15 lipca skończył dopiero 25 lat, a jego progres wyników robi wrażenie.
– Zobaczymy, czy będzie jeszcze w stanie coś z tego ugryźć. Kto wie, nie ma rzeczy niemożliwych. Kiedyś specjaliści wypowiadali się, że już to co zrobił Michael Johnson było ponad ludzkie możliwości. Że uzyskanie lepszego wyniku było niemożliwe. A tymczasem okazało się, że tak nie jest. Mało tego, jego rekord pobił człowiek zbudowany zupełnie inaczej. Johnson jak na 400-metrowca był zbudowany potężnie, a van Niekerk wygląda trochę jak chucherko wyciągnięte gdzieś z kufra i wpuszczone na bieżnię – mówi Marcin Urbaś.
I pomyśleć, że tak niebotyczne wyniki na bieżni wykręca ktoś, kto mógł być od dzieciństwa niepełnosprawny. Istniało takie ryzyko, bo był wcześniakiem, przyszedł na świat w 29 tygodniu ciąży. Ważył wtedy około jednego kilograma, czyli trochę ponad dwa razy więcej, niż złoty medal, który później zdobył w Rio. Rokowania lekarzy początkowo nie były dobre. Mały Wayde spędził kilka tygodni w inkubatorze, ale wszystko skończyło się pomyślnie. Jego matka Odessa mogła później nawet zażartować, że syn był bardzo szybki już od urodzenia. Po latach sam zjawił się na szpitalnym oddziale, wspierając go znaczną kwotą pieniędzy.
Jego dzieciństwo było przesiąknięte sportem. Matka była dobrze zapowiadającą się lekkoatletką, ale tocząca RPA aż do połowy lat 90. chorobliwa polityka apartheidu zablokowała jej karierę. Natomiast jego kuzyn Cheslin Kolbe został brązowym medalistą igrzysk w Rio w rugby. Kariera van Niekerka wystrzeliła, kiedy rozpoczął studia na University of the Free State. To właśnie wtedy spotkał na swojej drodze Annę Botha. To ona dostrzegła w nim nieprzeciętny talent i wzięła go pod swoje skrzydła. Wayde zadebiutował w 2010 podczas mistrzostw świata juniorów. Tam jeszcze medalu wprawdzie nie zdobył, ale później było już tylko coraz szybciej i szybciej. Z 75-letnią trenerką pracuje do dziś, ciągle powtarza, że to niesamowita kobieta. To z pewnością jeden z najciekawszych duetów wśród biegaczy.
Poza bieżnią van Niekerk to normalny chłopak, trudno dogrzebać się u niego jakichkolwiek symptomów klasycznej sodówki. Jedną z jego największych pasji oprócz lekkoatletyki jest kibicowanie Liverpoolowi. Stara się oglądać każdy mecz, a kiedy ma akurat trening, ukradkiem sprawdza wynik w telefonie. Kiedy kilka miesięcy po zdobyciu olimpijskiego złota miał szansę odwiedzić ośrodek Melwood, cieszył się jak dzieciak. Obejrzał też derby z Evertonem. – Kiedy mogłem spotkać się z piłkarzami, personelem klubu, momentami musiałem aż wziąć głęboki oddech, żeby zrozumieć, że tu naprawdę jestem. Kiedy spotkałem trenera Kloppa, pomyślałem: „Muszę się z nim uściskać!”. To była moja pierwsza myśl. Podszedłem do niego i nawet o to nie pytając, po prostu go uściskałem! – opowiadał w rozmowie z oficjalną stroną klubu.
Przyznał nawet, że przed finałowym biegiem w Rio de Janeiro – chcąc uspokoić głowę – włączył sobie mecz Liverpoolu z Arsenalem. The Reds po szalonym spotkaniu wygrali wtedy 4:3. Kto wie, może była to więc przepowiednia rekordowego 43,03?
RAFAŁ BIEŃKOWSKI