Trzeba przyznać, że w 2008 roku Wisła kompletnie nie miała szczęścia w losowaniach europejskich pucharów. W walkę o Ligę Mistrzów los przydzielił jej Barcelonę, po odpadnięciu z Katalończykami, trzeba było krzyżować rękawicę z Tottenhamem. Tak, Koguty wtedy cieniowały okrutnie, ale wciąż to był zespół, który miał nazwiska – Bale, Modrić czy Lennon. Tym większy żal, że po 1:2 na wyjeździe, nie udało się wyszarpać tego 1:0 u siebie.
Okazje były, choćby patelnię zmarnował Radosław Sobolewski. A potem, stara śpiewka: pechowiec Głowacki strzela samobója i zrobiła się nieciekawie. Wisła potrzebowała dwóch goli, udało się walnąć jednego, ładnym lobem popisał się Brożek. Kolejny odcinek „graliśmy jak nigdy, odpadliśmy jak zawsze”.