– Nikt mi nie wmówi, że jestem słaby – mówił jakiś czas temu w wywiadzie dla sport.pl Jan Urban. Z jednej strony to poprawna postawa, bo zawsze wolimy trenerów pewnych siebie, niebojących się własnego cienia, ale też za słowami powinny iść jakieś czyny. U Urbana jest z tym gorzej, jeśli bowiem przejrzeć jego dokonania z kariery trenerskiej, szczęka zdecydowania nie opada i trudno nie odnieść wrażenia, że zwiedził czołowe marki w Polsce, ponieważ wcześniej umiejętnie kopał piłkę w kierunku bramki. Teraz ma szansę, by pokazać nam, że mylimy się kompletnie. Budować ma przecież z czego.
Śląsk w ostatnich dwóch sezonach byłby albo zobrazowaniem słowa „nuda”, albo „przeciętniactwo”, jak kto woli. Wrocławianie prezentowali się jak drużyna pozbawiona jakiegokolwiek charakteru, która chce odbębnić najbliższy mecz, pewnie nawet i wygrać to 1:0, ale też bezbramkowy remis powodem do rozpaczy nie będzie. Ludzie taką postawę szybko rozpracowali, co można oczywiście zaobserwować po frekwencji na stadionie, gdyż ten świecił pustkami i właściwie to stał się naczelnym kandydatem do zostania drugim Stadionem Dziesięciolecia. Przecież po co komu taki moloch, jak poważnego zespołu piłkarskiego w okolicy nie widać.
Sezon 15/16 – 10. miejsce
Sezon 16/17 – 11. miejsce
Nuda.
Jednak patrząc na trwające okienko transferowe i pomijając nawet zamieszanie właścicielskie, to rządzący klubem zrobili naprawdę sporo, by z tą nudą zerwać. Ściągnęli piłkarzy na polskie warunki więcej niż przyzwoitych, niektórych na zakręcie swoich karier, ale na pewno jeszcze nie rozkraczonych na drzewie. Mak, Chrapek – goście do odbudowania, Kosecki – już z Arką wyglądający korzystnie, Piech – w ekstraklasie poza warszawskim epizodem snajper co najmiej solidny, a i na Cyprze nie zginął, Robak – świeżo upieczony król strzelców, nawet jeśli do korony doczołgał się serią rzutów karnych. Można wymieniać dalej (Cotra, Tarasovs), ale generalnie nie ma lipy, Urban dostał do zabawy całkiem fajne klocki.
Teraz pytanie: czy ułoży je dobrze? Miewał przecież z tym spore problemy, bo jak już raz ustaliliśmy, to trener bardzo zręczny, jeśli trzeba przyjść do zespołu i wykręcić wynik na atmosferze, gdy drużynie nie idzie. Tak było w Zagłębiu, tak było w Lechu, kiedy przejmował kierownicę po dołku zaliczonym ze Skorżą, tak było wreszcie w Śląsku, gdzie nie podołał Rumak. I gdyby po fazie odbudowy drużyny Urbana płynnie wchodziły w budowę, wszystko byłoby w porządku, ale tak nie jest, tu trener się gubi. Lech wyrzucił go w nowym sezonie po siedmiu kolejkach, Zagłębie po dwunastu, przygoda w Osasunie to kompletna klapa.
Trudno nie odnieść wrażenia, że Śląsk będzie dla Urbana kluczowym testem, bo nawet tak wyrozumiała karuzela trenerska jak ta ekstraklasowa, nie będzie wozić przez całą mapę Polski tylko za nazwisko.
Urban musi szybko zacząć wygrywać, najlepiej zaczynając od dziś, od meczu z Zagłębiem Lubin. To też będzie fajne starcie ze względu na kontrast w budowaniu drużyny – Miedziowi poszli w pracę z młodzieżą, uspokoili się na rynku transferowym, gdzie kiedyś potrafili ściągać tuziny fachowców najgorszej jakości. Za tym przyszedł wynik, pograli w pucharach i nawet dziewiąte miejsce z ubiegłego sezonu nie powinno zmieniać im kursu. Są wręcz dla wrocławian wzorem, jak mógłby w przyszłości wyglądać dobrze zarządzany Śląsk.
Ale dziś to nie będzie miało większego znaczenia – goście punktów już potrzebują, zero oczek po dwóch meczach zacznie kibicom powoli przypominać upiory nudy z dwóch zeszłych sezonów.
Fot. FotoPyk