Tak naprawdę o Sebastianie Dudku było głośno tylko dwa razy w historii futbolu – właśnie sześć lat temu, gdy fantastycznie załatwił szkocką ekipę na jej terenie i całkiem niedawno, gdy roastował własnego trenera, występując już w Zagłębiu Sosnowiec. Kto wie, może właśnie ta wypowiedź i ten ocierający się o geniusz strzał (jasna cholera, jak to brzmi?) trwale zapiszą się w archiwach polskiego Youtube’a.
Skupmy się jednak na starciu Śląska z Dundee – dokładnie sześć lat temu wrocławianie urwali się ze stryczka i podnieśli się z 0-2 po pięciu minutach gry do 2-3, co ostatecznie dało im awans. Ale namęczyli się przy tym niemiłosiernie. Już pierwszy mecz przy Oporowskiej zwiastował problemy, bo wrocławianom szło jak po grudzie. Ostatecznie udało im się jednak wygrać 1-0, ale wcale nie był to za dobry wynik, tym bardziej, że na Wyspach nie takie kluby jak Śląsk miewały spore kłopoty.
I na rzeczonych Wyspach szybko okazało się, że Dundee to nie tacy pasterze, jakby mogło się wydawać. Efektem tego było prowadzenie United po pięciu minutach 2-0. Wyglądało to tragicznie. Kilka chwil potem, było już jednak 2-1, po golu głową Roka Elsnera. Gdy miało się wszystko już poukładać, to Marian Kelemen postanowił sfaulować Goodwilliego w polu karnym, a Szkoci nie pomylili się z jedenastu metrów i Śląsk dostał bramkę do szatni.
Druga odsłona to była również jedna wielka męczarnia. Na całe szczęścia Lenczyk wstrzymał zmianę i w efekcie Mateusz Cetnarski pojawił się dopiero na 120 sekund przed końcem regulaminowego czasu gry. A za kogo miał wejść? Za strzelca gola z 74. minuty. Wrocławianie próbowali znaleźć jakąś lukę w defensywie gospodarzy, aż futbolówka trafiła pod nogi Sebastiana Dudka. Ten przełożył sobie piłkę na lepszą, prawą nogę i zdjął pajęczynę z bramki golkipera Dundee, Dusana Pernisa. Taki stan utrzymał się do ostatniego gwizdka sędziego i Śląsk przeszedł dalej.
Po pierwszych chwilach meczu sądziliśmy, że wrocławianie mogą wyrównać niechlubny rekord najwyższej porażki w europejskich pucharach w swojej historii, kiedy to kilkadziesiąt lat wcześniej – też w Dundee i również pod wodzą Oresta Lenczyka – zebrali baty 2-7. Wracając jeszcze do sytuacji z sezonu 11/12 – Śląskowi całkiem niewiele zabrakło by znaleźć się fazie grupowej Ligi Europy. Po szczęśliwym wyeliminowaniu Lokomotiwu Sofia odpadli z Rapidem Bukareszt. Nieudaną przygodę pucharową powetowano sobie jednak zdobyciem tytułu mistrzowskiego. A kto wie, czy byłoby to możliwe przy regularnej grze w Europie do grudnia…